Rozdział 2

1.2K 131 14
                                    

Wpatrywałam się w kartkę z niedowierzaniem, po czym zaśmiałam się głośno. Po chwili zaszeleściła w mojej dłoni i wylądowała w koszu. Wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na klucz. Wkurzona odprowadziłam wózek i ruszyłam do szatni, gdzie spędziłam ostatnie pół godziny mojej pracy zastanawiając się kim jest tajemniczy chłopak. Nie każdy od tak rzuca moim imieniem. Uznałam to jako zwykły żart i dzięki temu nieco się uspokoiłam.

- Gdzie ty się podziewałaś? – Natalie wpadła do pomieszczenia.

- Źle się poczułam. – okłamałam bawiąc się palcami.

- Ale wszystko już dobrze, prawda? – dopytywała i usiłowała przyłożyć dłoń do mojego czoła, ale ją odtrąciłam. – Co ci się dzieję?

Pokręciłam głową, zarzuciłam kurtkę na ramiona i chwyciłam torebkę.

                                                                                         ****

Po kilku minutach zaparkowałam pod kamienicą w której mieszkałam razem z babcią. Wbiegłam na górę i szybko weszłam do mieszkania.

- Cześć babciu. – powiedziałam ponuro ściągając kurtkę.

Nie usłyszałam odpowiedzi więc zajrzałam do salonu, gdzie Molly oglądała wiadomości wsłuchując się w każde słowo wypowiedziane przez prezentera.

- Oh Susan! Już jesteś! Nie usłyszałam kiedy weszłaś. Siadaj i posłuchaj. – staruszka poklepała miejsce na kanapie obok siebie.

Usiadłam i skupiłam się na podawanych informacjach.

„Zbrodniarz i prześladowca znany jako Calum Hood właśnie został wypuszczony z więzienia. Czy znajdzie nowe ofiary? Czy to początek ponownych przestępstw w Melbourne? Miejscowej policji jeszcze nie udało się odnaleźć jego towarzyszy. Miejcie oczy otwarte.”

- Kim jest ten cały Calum Hood? – zapytałam patrząc niepewnie na starszą kobietę.

Dopiero w tej chwili zauważyłam jak bardzo się zmieniła przez te wszystkie lata. Jej twarz była pomarszczona, wyglądała na zmęczoną, pod jej oczami malowały się sine wory, a jej włosy były już całkowicie siwe, ale pomimo wszystko zawsze była uśmiechnięta.

- Trzy lata temu poważnie sobie nagrabił... – zaczęła masując sobie dłonią kark. – Razem z jakąś sektą czy czymś podobnym zaczęli prześladować ludzi.

- Zabili kogoś? – wypytywałam umieszczając stopy na kanapie tym samym opierając brodę na kolanach.

- Nie... to znaczy nie tak bezpośrednio. Podobno kilka osób popełniło samobójstwo bo oszaleli, oni wiedzieli wszystko. – przerwała przyglądając mi się. – Ale wiesz co? Jestem pełna podziwu. Wkładać tyle pracy, być tak zaangażowanym w takie duperele. – zaśmiała się, jak zawsze we wszystko musiała dołączyć swój dobry humor.

- Widocznie musieli mieć w tym jakieś korzyści. – wymusiłam uśmiech na co staruszka poruszyła tylko ramionami i wcisnęła przycisk na pilocie tym samym zwiększając głośność początku jakiegoś serialu.

Wyszłam z salonu i od razu skierowałam się do mojej sypialni. Rzuciłam się na łóżko momentalnie zasypiając.

                                                                                            ****

Obudziłam się jak zawsze wraz z początkiem piosenki „Sugar”, która była moją ulubioną... oczywiście do czasu w którym ustawiłam ją na mój budzik. Przesunęłam palcem po ekranie komórki tym samym ją uciszając. Rozciągnęłam się na łóżku i przetarłam oczy. Po kilu minutach udało mi się wreszcie zwlec z mojego niewyobrażalnie wygodnego łóżka. Chwyciłam czarne rurki, białą koszulkę i rozpinaną, bordową bluzę do czego dopasowałam trampki w tym samym kolorze i pobiegłam do łazienki. Widząc swoje odbicie w lustrze załamałam się. Rozmazany tusz do rzęs pokrywał połowę mojej twarzy. Kiedy już zmyłam pozostałości wczorajszego makijażu, poszłam pod prysznic po czym ubrałam się i delikatnie umalowałam. Blond włosy związałam w luźnego koka i spojrzałam na komórkę, aby dowiedzieć się która godzina.

- Cholera. – wymamrotałam pod nosem wybiegając z toalety.

Miałam 15 minut na dojechanie do pracy. Chwyciłam jabłko leżące na blacie kuchennym wrzucając je do plecaka i popędziłam do samochodu.

                                                                                      ****

Udało mi się nie spóźnić  i pomijając fakt, że złamałam wszystkie możliwe przepisy drogowe nie było najgorzej.  Wbiegłam do hotelu wpadając na panią Green.

- Prze..przepraszam. – wyjąkałam patrząc na wysoką, ciemnowłosą kobietę.

- Nic się nie dzieje. – powiedziała ciepło się uśmiechając.

- Ja naprawdę nie chciałam... ja... ugh.

- Susan przestań. – skarciła ostrym tonem właścicielka.

- Miłego dnia. – wymamrotałam odchodząc w stronę szatni.

Kiedy już się przebrałam rozpoczęłam zwykłe czynności, które wykonywałam na co dzień, nie myśląc o niczym innym niż zakończenie pracy. Cały dzień nie rozmawiałam z Natalie i pomimo wyrzutów sumienia, które cały czas mi towarzyszyły, nie chciałam tego.

Kiedy kończyłam już zmianę został mi ostatni pokój. Oczywiście ten z numerem 21. Weszłam do niego niepewnie, zamykając za sobą drzwi. Poczułam męskie perfumy, które poinformowały mnie o ponownej wizycie tajemniczego chłopaka. Zaczęłam sprzątanie od odkurzania, po czym starłam kurze i umyłam płytki w toalecie. Podczas tych czynności cały czas przeszukując wszystkie meble. Tym razem nie było niczego poza kurzem.

Po skończonej pracy zadowolona z siebie wyszłam tylnim wyjściem, które prowadziło bezpośrednio na parking. Zeszłam po trzech stopniach i zaczęłam buszować po torebce w poszukiwaniu kluczyków do auta, jednak nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Porozglądałam się wokół siebie, aby zorientować się gdzie jest mój samochód. Kiedy odnalazłam go wzrokiem podeszłam bliżej i zauważając osobę w nim siedzącą zrobiłam kilka kroków w tył. Chłopak w czarnej, skórzanej kurtce wyszedł z auta poprawiając okulary przeciwsłoneczne umieszczone na jego nosie. Przeczesał palcami czarne włosy cały czas zmniejszając odległość pomiędzy nami.

- Jak ty..? – zaczęłam.

- Chodź. – powiedział ochrypłym głosem.

- Powaliło cię? Kim ty w ogóle jesteś?! – krzyczałam przerażona.

- Uspokój się i chodź... – powtórzył będąc zaledwie dwa metry ode mnie.

Poczułam woń męskich perfum, które były mi już znajome.

- Po co? – zapytałam krzyżując ręce na piersiach próbując zgrywać odważną.

Zaśmiał się sprawiając, że po moich plecach przeszły ciarki.

- Nie czas na takie rozmowy mała. Wsiadaj. – oznajmił wskazując moje auto.

- Nie wsiądę do auta z jakimś psychopatą! – krzyknęłam rzucając się do ucieczki po czym poczułam dwie silne ręce chwytające moją talię.

Chłopak uniósł mnie i pomimo uderzeń, którymi go obdarowywałam nie puszczał. Po chwili siedziałam na miejscu pasażera wpatrując się w cały czas zmieniający się obraz za oknem.

- To powiesz mi przynajmniej jak się nazywasz? – spojrzałam na niego z wyrzutem powstrzymując łzy.

- Noah. – odparł ukazując rząd białych zębów.

Hard //c.hWhere stories live. Discover now