Rozdział 10

5.2K 353 167
                                    


Patrzyłam na swoją wolną śmierć. Wrota się zamknęły. Zostałam sama, a mój niemy krzyk odbijał się równie niemym echem po ścianach Labiryntu. Bolało mnie całe ciało. Oparłam się łokciami o beton i lekko się uniosłam. Kolejny puls bólu przeszedł przez cały mój kark, trafiając w końcu do czaszki. Syknęłam, ale postanowiłam się podnieść mimo tego piekielnego uczucia. Oparłam się o chłodną ścianę. Z odległego, bardzo odległego końca Labiryntu, usłyszałam okropny odgłos. Zupełnie jakby gdzieś tam, daleko ścierał ktoś metal. Warkot, jęki. Słyszałam to wszystko bardzo wyraźnie. Zaczęłam się przesuwać w dal, trzymając się ściany Labiryntu. 


Jeden zakręt. Potem drugi i trzeci. Ciągle skręcałam w prawo, bo nie miałam siły, by odejść od ściany i przejść parę kroków na lewą. Miałam starte kolana, tego byłam pewna. Z rozciętej skroni leciała mi krew, ciepła i lepka. Stawiałam niepewnie kroki, spodziewając się za każdym zakrętem ujrzeć Bóldożercę. 

Nie wiem, ile szłam. Szłam już długo. Nogi bolały mnie niewyobrażalnie mocno. Zsunęłam się na ziemię. Straszne odgłosy stawały się coraz głośniejsze. Miałam tę świadomość, że jeśli się nie podniosę, to zginę tutaj niechybną śmiercią. W sumie to i tak tutaj zginę. Przecież Thomas wyraźnie powiedział, że jeszcze nikt nie przeżył nocy w Labiryncie, oprócz niego i Minho. Ja z pewnością nie jestem tak sprytna, jak oni, więc nie mam żadnych szans na przeżycie. W moim umyśle pojawiło się miliard pytań.

Dlaczego śnią mi się te sny? Dlaczego słyszę głosy? Dlaczego nie mogę kontrolować swojego ciała? Dlaczego mnie tutaj zesłano? Co oznaczają te litery, które słyszę? Kim są ci ludzie, których widzę w snach? Kim, do jasnej cholery jest ta dziewczyna? 

Najbardziej jednak intrygowała mnie ona. Skupiłam wszystkie swoje myśli na jej osobie. Lekko rudawa dziewczyna, około metra sześćdziesiąt pięć, niebieskie oczy, włosy sięgające poza ramiona. Pełne usta i zgrabny nosek z nielicznymi piegami. Z moich wspomnień wynika, że była bardzo ładna. Z pewnością ładniejsza ode mnie. Ładniejsza od szatynki z brązowymi oczami i bladymi ustami. Ładniejsza o wiele. Intrygowało mnie również to, że zawsze jest z Newtem. 

Kiedy zostali odbici, Newt przestraszony wołał jej imię. Julie. Potem zawsze przy niej był, kiedy jej pomagałam, zaraz po ich przybyciu. Zawsze trzymał się z nią. Nie odpuszczał jej na krok. A zanim wysłałam go do Labiryntu, szepnął jej coś na ucho i pocałował ją w czubek głowy. To wszystko wyglądało, jakby ją kochał, ale jaką miłością? Rodzinną, przyjacielską, czy tą, o której czasami warto nie mówić, bo ten rodzaj miłości najbardziej rani? 

Rozmyślania przerwał mi wielki warkot. Bóldożerca był już bardzo blisko. Zapomniałam nawet, że stoję w obliczu śmierci. Zapomniałam o bólu i wstając, zebrałam wszystkie siły i zaczęłam uciekać. W prawo, w lewo, w lewo i znów w prawo, byle jak najdalej uciec od tego strasznego dźwięku. Było tak ciemno, że nic nie widziałam. Biegłam, nie wiedząc gdzie, nie mając pojęcia, czy przypadkiem zaraz nie zaryję głową o jakąś ścianę. Zatrzymałam się. W jednym momencie miałam takie przeczucie, że powinnam. Przesunęłam nogę lekko o parę centymetrów, ale wtedy stało się coś, co sprawiło, że serce mi stanęło. Czułam koniec. Koniec drogi, żadnej ściany, niczego. Koniec korytarza i pustą przestrzeń. Moje oczy, już przyzwyczajone do ciemności, widziały lekki zarys wszystkiego, co mnie otaczało. I był to koniec. Zrozumiałam, że było to Urwisko. Urwisko, o którym słyszałam pierwszego dnia od Minho. Droga, którą kiedyś uważali za wyjście z Labiryntu. Mylna, fałszywa droga. 

Jęk. Pisk i stukot. Poczwara wyszła zza ściany i teraz stanęłam z nią oko w oko. Pół zwierzę, pół maszyna. Z jego obrzydliwego cielska, wystawały różne okropne narzędzia, które jasno samym swoim kształtem dawały do zrozumienia, do czego służą. To był koniec. Nie miałam żadnej drogi ucieczki. Za mną Urwisko, przede mną śmierć, a pomiędzy mną dwie wielkie ściany z pnączami, które tutaj były niesamowicie rzadkie. Bluszcz pokrywał zaledwie jedną czwartą ściany. Szczypce klapały, marząc tylko o tym, by mnie rozerwać na strzępy. Stałam tam, czekając na śmierć. Gdy Bóldożerca był już przede mną i wyciągał swoje eksponaty, by zadać mi ten śmiertelny cios, stało się coś niespodziewanego. 

Between worlds / Newt ( W TRAKCIE EDYCJI )Where stories live. Discover now