Rozdział 20

1.7K 106 6
                                    

Wczesnego ranka obudziło mnie głośne,nieustępliwe chrapanie.Przez resztę nocy zdążyłam zapomnieć o śpiącym na kanapie Calumie,ale denerwujące odgłosy jakie teraz wydawał przywróciły mnie do rzeczywistości.Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy,to czy Luke i reszta wrócili z powrotem i momentalnie się za to skarciłam.Dlaczego wciąż myślę o tym idiocie,nie jest nawet wart choćby jednej małej myśli krzątającej się w mojej głowie.

Powoli wygramoliłam się z łóżka,wzięłam orzeźwiający prysznic i już po kilkunastu minutach wyglądałam jak człowiek.Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo słonecznie więc postanowiłam założyć śliczną granatową sukienkę w plamki do której dołączony był pasek.Od początku przykuła moją uwagę w szafie i prezentowała się naprawdę nieźle.Do tego ubrałam moje ulubione czarne sandałki na koturnie.

Wszelkie hałasy nawet na moment nie zbudziły Caluma.Wiedziałam,że gdy wstanie będzie miał niezłego kaca,więc postanowiłam przynieść mu tabletki.

Dochodziła dwunasta w południe,a ja nie miałam zamiaru zaniedbywać mojej pracy.Wiedziałam,że prędzej czy później będę musiała wejść do pokoju księcia,żeby jak zwykle posprzątać cały bałagan,który z każdym dniem wydawał się nie mieć końca.

W jadalni,gdy kończyłam już moje śniadanie zaczepiła mnie Ann,która jak zwykle wszystko już wiedziała.

-Książę i jego małpki nieźle wczoraj zabalowali-oznajmiła na przywitanie-gdy tylko chwiejnym krokiem przekroczyli próg zamku od razu dało się usłyszeć wrzaski i głośny śmiech.

-Nie wiem dlaczego mi o tym mówisz Ann,nie obchodzi mnie to.Jestem jego służącą a nie niańką czy mamusią.-odpowiedziałam oschle.Może trochę przesadziłam,bo w końcu biedna Ann nie zrobiła niczego złego.

-Przepraszam-wyszeptałam przytulając się do niej,ona natychmiast ścisnęła mnie pocieszająco.

-Nie wiem co ci zrobił,że nagle jesteś aż tak wrogo do niego nastawiona,ale pamiętaj,od takich jak Luke,trzeba trzymać się z daleka.Nie zasługują na niczyje szczęście-nic nie odpowiedziałam,bo nie wiedziałam jak.Zawsze sądziłam,że każdego da się uratować,że każdy zasługuje na drugą szansę.Wyciągamy pomocną dłoń do osób,które utknęły w życiowym dołku,by pokazać im jak mylne mogą być ich wyobrażenia.Jak wielka jest nasza satysfakcja i radość,gdy uda nam się wyprowadzić tą osobę na prosto.Kierując się sercem i umysłem,nie mogłam zostawić Luke'a na środku ciemnej drogi.Nigdy nie przepraszał,a ja i tak zawsze byłam gotowa wybaczyć mu  najgorsze rzeczy.Można by rzec,że jestem naiwna,ale każdy dzień i mały krok do przodu daje mi nadzieję na to,że jednak zostało w nim coś z człowieka.

-To nie ja Annie.Ja się nie poddaje-posłałam jej odważny uśmiech i wyszłam z jadalni.Skierowałam się na trzecie piętro gdzie do posprzątania miałam cały ten bałagan.

Gdy pewnie otwarłam drzwi,o mało co nie trzasłam nimi Ashtona w głowę,który spał na wejściu śliniąc podłogę.Przekroczyłam go ostrożnie,starając się pominąć również każdą stertę ubrań leżących na ziemi.

Na wstępie postanowiłam odgarnąć zasłony i otworzyć okna,gdyż to co kłębiło się w tym pokoju,nie można było już nazwać powietrzem.

To sprawiło,że Luke leżący na łóżku oczywiście jedynie w samych bokserkach i Michel,który również zagrzewał tam kawałek miejsca z głową zwisająca z łóżka,skrzywili się natychmiastowo.

-Kimkolwiek jesteś,przestań-wymruczał w poduszkę Michael,a ja nie miałam zamiaru dać im spokoju.Czubkiem buta trąciłam lekko w ramię leżącego na podłodze Ashtona.

-Kac morderca nie ma serca,wstawaj Ash!-wrzasnęłam.Spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu.

-Nasza kochana Charlotte.Nie ładnie,poszłaś w tango z Calumem i zostawiłaś naszą księżniczkę samą-chichotał jak zawsze.Kompletnie zignorowałam jego uwagę i zaczęłam sprzątać pokój,chcąc jak najszybciej z tym skończyć.Nie miałam zamiaru pokazać im,że przejmuję się nimi jakkolwiek. 

PrinceWhere stories live. Discover now