Rozdział 11 Cz.2

1.7K 121 5
                                    

Poczułam okropny ból w ramieniu,które strasznie piekło.Zdezorientowana szukałam sprawcy mojej krzywdy.Dźwignęłam głowę i zobaczyłam przede mną nie kogo innego jak Luke'a,który stał niewzruszony,patrząc na mnie z wyrzutem.

-Kto pozwolił ci do cholery tańczyć?Kto pozwolił odejść ci od tego pierdolonego stołu?No KTO?!-wrzasnął,robiąc cyrk na całą salę.Ludzie zaczęli dziwnie spoglądać w naszą stronę.

-Jesteś popieprzony-przyznałam bez krępacji.Blondyn nic nie powiedział,tylko chwycił mnie mocno za ramię ciągnąc w jakąś stronę.

-Luke nie widzisz co zrobiłeś?Przestań wszyscy się gapią,proszę to boli-wyszeptałam kuląc się.

W tej samej chwili ktoś chwycił za moją dłoń z drugiej strony.

Przekręciłam lekko głowę i załzawionymi oczami zobaczyłam Bena.Ścisnęłam mocniej jego dłoń,chcąc oderwać się od Luke'a,choć po chwili uświadomiłam sobie,że szanse na to są marne.

-Ben puść,proszę,nie róbmy niepotrzebnego zamieszania,on zaraz się uspokoi i będzie w porządku-przekonywałam zapłakana.

Gdy Luke zobaczył swojego brata,pociągnął mnie mocniej,a moja ręka wyślizgnęła się z uścisku Bena i teraz wpadłam z impetem na blondyna.

-Dlaczego z nim rozmawiałaś-wysyczał wściekle.

- Mogę robić co chcę-odepchnęłam go a jego wściekłość nie mogła sięgnąć już wyżej .

-Lucas zostaw ją,nic nie zrobiła to ja zacząłem rozmowę-wtrącił się Ben.

-Daj spokój to nie ma sensu-nie chciałam być w tym miejscu,czułam się upokarzająco wśród wszystkich gapiów.

-Nie wtrącaj się.Ona jest moja,mogę robić co mi się podoba-odpowiedział bratu,a ja stałam skulona nie mając ochoty wtrącać się w te kłótnie.

-Słyszysz co mówisz?Ludzie nie są twoimi zabawkami,nie możesz się nimi bawić a potem ich wyrzucać,to tak nie działa-pouczał Luke'a który najprawdopodobniej miał w dupie to co mówił do niego brat.

-No tak,przecież ty doskonale o tym wiesz-uśmiechnął się nienawistnie i odszedł a ja stałam rozmazana spoglądając za nim i zastanawiając się o co mu chodziło.Ben również nie mówił nic przez dłuższy czas,jakby analizując w głowie słowa brata.Nie chciałam pytać o co chodzi,to nie moja sprawa.

-Odprowadzę cię do twojego pokoju-zaproponował podając mi ramię.

Cieszyłam się,że nie będę musiała uczestniczyć w dalszej zabawie.

Zmierzając do wyjścia,spotykałam się z wlepiającymi się we mnie twarzami i cichymi szeptami.Rozmazany makijaż z ciekał mi po całej twarzy.

-Przepraszam za wszystko-odezwał się chłopak gdy byliśmy już na korytarzu.

-To nie twoja wina,ja rozumiem-odpowiedziałam cicho.

-Nie potrafię ci tego wyjaśnić,po prostu Luke taki już jest ale nie był taki zawsze-tłumaczył

-Nie musisz mi nic mówić,skoro nie powinieneś-przerwałam mu.

-Tak nie powinienem,ale chciałbym,żebyś wiedziała,bo polubiłem cię i jesteś naprawdę dobra,choć musiałaś zrobić coś strasznego,skoro spotkała cię taka kara jak Lucas-próbował mnie rozweselić,co trochę pomagało.

-To pewnie dłuuuga opowieść-zaśmiałam się.

-Może zacznijmy od tego że nie jestem a raczej nie byłem jedynym bratem Luke'a.Był jeszcze Jack,który dla Luke'a był autorytetem.Uwielbiali się,przez co ja zawsze byłem nieco z tyłu i sam.Rozumieli się bez słów.Jack był najstarszy więc wiadomo było,że to on zostanie przyszłym królem.Życie tutaj,na zamku było cudowne,czasy dzieciństwa to najlepsza rzecz jaka mi się przytrafiła.Byliśmy wtedy naprawdę szczęśliwymi dziećmi.Wszystko pięknie,do póki nie nastał czas na wielki,uroczysty dzień,w którym Jack miał przejąć koronę i oficjalnie zasiąść na tronie.W ten dzień wszystko się zniszczyło.Podczas koronacji,grupa przestępcza na zlecenie postrzeliła Jacka.Strzał był tak skuteczny,że zginął na miejscu-westchnął przerywając na chwilę,po czym kontynuował opowieść a ja nie wierzyłam w to co mówi-Po tych zdarzeniach Luke zamknął się w swoim pokoju i po prostu tam siedział.Nie otwierał nikomu,był zły na wszystkich i na wszystko,miał wtedy 12 lat.Twierdził,że to przez ten cały zwyczaj i królewską krew Jack zginął.Znienawidził wszystko co było związane z królestwem.Łącznie z całą służbą-słuchając tej historii serce mi się krajało na myśl o małym blond chłopcu,który obraził się na cały świat bo odebrano mu jedynego przyjaciela.-Przez długi okres czasu nie jadł nie pił a także nie spał.Całe dnie spędzał w tej swojej komnacie,której także nienawidził i płakał.Po tygodniu,może więcej w końcu wyszedł z pokoju,całkiem odmieniony.Nie tylko dlatego,że wyglądał jak wychudzony szczur ale był całkiem inny w środku.Stał się oziębły i arogancki.Cały zamek stał się dla niego wrogiem,a on odpychał wszystkich na różne sposoby.Służbę traktował jak śmieci bo nie chciał ich widzieć. Nawet z mamą,tatą i mną nie chciał utrzymywać ścisłego kontaktu.Kiedy pewnego razu zapytałem dlaczego,powiedział wtedy,że nie warto przywiązywać się do kogokolwiek w tym miejscu bo i tak nie ma to żadnej wartości.-w tej chwili było mi naprawdę żal Luke'a choć to nie usprawiedliwiało w pełni jego zachowań-Ci których kochał zostali zniszczeni przez to miejsce,a on nie chce mieć z tym nic wspólnego i choć od tego zdarzenia minęło już 6 lat to Luke dalej jest jaki jest i już chyba taki pozostanie,szkoda tylko,że całkowicie sam-dokończył gdy stanęliśmy przy drzwiach mojego pokoju.

-Nie wiem co powiedzieć,nie wiedziałam...-wyjąkałam wycierając rozmazany tusz.

-Nikt nie wie,proszę zostaw to dla siebie i nie mów o tym nigdy,a w szczególności tej naszej upartej blond kózce-uśmiechnął się a mi od razu zrobiło się raźniej.Ben jest naprawdę spoko i gdyby nie to zdarzenie,być może Luke też byłby dobry i może wcale by mnie tu nie było,może nigdy byśmy się nie spotkali...

-Dziękuję za wszystko-uścisnęłam chłopaka-A no własnie jeszcze jedno pytanie mnie nurtuje.Dlaczego wcześniej cię tu nie widziałam?

- Nie mieszkam tutaj,powiedzmy,że jestem pod ścisłą ochroną władz,bo w końcu to ja niebawem zostanę tutaj królem-zaśmiał się.

-Czyli mam przyjemność rozmawiać z przyszłym władcą?

-Tak,ale nie lubię tego tytułu.Jestem zwyczajny,po prostu Ben-skwitował

-Po prostu Ben-powtórzyłam-Jeszcze raz dzięki i dobranoc.

-Dobranoc,śpij dobrze.Mam nadzieję,że nie będziesz miała jutro problemów.

-Spokojnie,jakoś sobie poradzę-pożegnałam się jeszcze raz i zniknęłam za drzwiami mojej komnaty.

Gdy spojrzałam w lustro wystraszyłam się swojej twarzy a zaraz potem zaczęłam się z siebie śmiać.Dlaczego Ben nie powiedział mi,że wyglądam aż tak okropnie?


Tak wiem,moja systematyczność jest do bani,niestety ostatnio ciągle nie mam na nic czasu,wybaczcie.

Jak podobał wam się rozdział?

Jestem otwarta na wasze opinie.

Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne nie zapominajcie o nich!






PrinceWhere stories live. Discover now