Rozdział 41

5.2K 288 69
                                    

W ciągu jednej krótkiej chwili, cały mój świat kompletnie się zawalił niczym domek z kart. Wszystkie moje plany i marzenia o cudownej rodzinie, kochającym mężu i co najmniej dwójce dzieci, po prostu zniknęły. To wszystko straciło sens. I teraz mam już stuprocentową pewność, że moje życie nigdy nie będzie idealne.

Chłopak, którego kocham najbardziej na świecie, jest zakochany w kimś zupełnie innym. Zostałam porwana i zgwałcona, przez jakichś popieprzonych psychopatów. Straciłam moje maleństwo, które dawało mi odrobinę nadziei na lepsze jutro i teraz dowiaduję się jeszcze, że w przyszłości już nigdy nie będę miała własnych dzieci (nie żebym wcześniej miała na to jakiekolwiek szanse).

Błagam, powiedzcie mi, że to jest jakiś chory sen/ Zwykły koszmar, jak większość innych. To się nie może dziać naprawdę. Tyle złych rzeczy nie może przytrafić się na raz tylko jednej osobie. Nie w prawdziwym życiu.

Wpadłam w histerię.

Nie mogłam przestać płakać i wciąż cała się trzęsłam. Gdzieś w podświadomości wiedziałam, że Maria i Peter wraz z pielęgniarką próbują mnie uspokoić. Jakoś do mnie dotrzeć. Ale jak miałam się uspokoić wiedząc, że straciłam coś, na czym naprawdę mi zależało? Kogoś, kogo kochałam, chociaż nawet go nie widziałam.

Nagle poczułam, jak opuszczają mnie siły, albo raczej jej resztki. Zrobiłam się senna i z coraz większym trudem udawało mi się utrzymać otwarte oczy, chociaż wciąż wiedziałam, co dzieje się wokół mnie. Byłam ociężała, lecz wciąż świadoma. Szybko zrozumiałam, że pielęgniarka musiała wstrzyknąć mi coś na uspokojenie.

- Kochanie wiem, że jest ci ciężko. - dotarł do mnie zmęczony głos pani Marii. - Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co teraz czujesz, ale wiedz, że razem jakoś sobie poradzimy. Będzie trudno, ale razem jakoś damy radę.

Spojrzałam na nią, czując łzy wciąż spływające po moich policzkach. Razem? Czyli nie jest już na mnie zła? Trudno powiedzieć. Pytanie tylko, czy wciąż mi ufa?

- Zamknij oczy i spróbuj zasnąć. - szepnęła i delikatnym ruchem dłoni odgarnęła zbłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy. - Powinnaś jeszcze odpocząć.

Z trudem pokręciłam głową. Nie chciałam i nie mogłam teraz spać. Chciałam, żeby ktoś był przy mnie i pomógł mi wymazać cały ten koszmar z mojej głowy. Wiedziałam, że to wcale nie jest takie proste i że może nawet do końca życia nie uporam się z tym, co mnie spotkało, ale chciałam zacząć próbować już teraz. Musiałam zająć czymś swoje myśli, zanim przyjdzie mi do głowy zrobić coś naprawdę głupiego, gdy tylko wszyscy opuszczą salę.

- Twoi przyjaciele czekają na korytarzu. - powiedziała Maria widząc mój upór. - Bardzo się o ciebie martwili. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy.

Wszyscy się o mnie martwili i wszyscy są tutaj w szpitalu? Tylko, co w tym przypadku oznacza słowo „wszyscy"? Abby, Niall i Harry? Ewentualnie jeszcze Tammy, Tay i Fletcher, chociaż wątpię, że pozwolili im opuścić zakład poprawczy z mojego powodu.

Czy Louis też się o mnie martwił?

A może też tutaj jest?

Emilie ty skończona, naiwna idiotko. Louis jest teraz z Eleanor, która nigdy w życiu by go tutaj nie puściła. Ta suka zrobi wszystko, żeby skłócić nas jeszcze bardziej.

Zresztą, nawet gdyby jednak tu był, nic by to między nami nie zmieniło. Już nigdy nic się nie zmieni. Jestem tego więcej niż pewna.

Kto chciałby związać się z dziewczyną, która nie ma nic do zaoferowania? Ugh, nie myśl o tym, skarciłam się w myślach.

Troublemaker » Louis Tomlinson (✔)Where stories live. Discover now