Rozdział 7

8K 385 38
                                    

Kolejna sobota, a to znaczy, że dzisiaj mijają dokładnie dwa tygodnie od mojego spotkania z Louis'em Tomlinsonem. Przez pierwsze dwa dni, jak głupia idiotka, ciągle sprawdzałam telefon, z nadzieją, że może do mnie napisał, ale za każdym razem spotykało mnie rozczarowanie, jeśli mogę to tak nazwać. Na szczęście trzeciego dnia wzięłam się w garść. Zganiłam się w myślach i nie tylko, za swoją głupotę i dziecinną naiwność. Postanowiłam całkowicie wymazać z pamięci tamto spotkanie i nie myśleć o tym więcej.

Niechętnie muszę to przyznać, ale było mi cholernie przykro, że Louis tak po prostu mnie olał. Chociaż nie, nie przykro. Byłam po prostu zła, na siebie i przede wszystkim na niego. Co on u licha sobie wyobraża? Że jeśli jest gwiazdą, to może traktować ludzi jak mu się tylko podoba? No chyba nie!

Jedyna dobra rzecz, jaka wydarzyła się w tym czasie, to mój rozejm z Hunter'em. Stało się to jeszcze w tamtym tygodniu. Przyszedł do mnie do pokoju wieczorem i poprosił, czy moglibyśmy w końcu pogadać o tym co się stało między nami. Jako, że miałam dość tego, iż nie rozmawiamy ze sobą, zgodziłam się.

- Emilie, tak strasznie cię przepraszam, za to co się stało. Nie wiem o czym wtedy myślałem, ale tak bardzo tego żałuję. Jesteś moją małą siostrzyczką, może nie rodzoną, ale jednak, a ja zachowałem się jak jakiś niewyżyty dupek. Źle się z tym wszystkim czuję. Nie lubię, kiedy złościsz się na mnie, ale teraz rozumiem twój gniew i jeśli nie będziesz chciała mi wybaczyć, to zrozumiem. – zakończył z głośnym westchnięciem.

Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, więc po prostu podeszłam do niego i wtuliłam się mocno w jego tors. Chłopak był trochę zaskoczony moim zachowaniem, ale szybko się ogarnął i przygarnął do siebie. Potrzebowałam go wtedy i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nadal się do niego nie odzywać. Czułam się upokorzona zachowaniem Tomlinsona i musiałam wiedzieć, że mam obok siebie kogoś, kto mi pomoże, kiedy przyjdzie taka potrzeba.

* * *

Stałam za ladą w Milk Shake City, popijając truskawkowy koktajl, przez cały czas przyglądając się Abby, która siedziała na krzesełku barowym, uparcie skrobiąc zadanie do szkoły. Jako, że nie było zbyt wielkiego ruchu, a także obecnie w knajpce nie było Joe, zrobiłyśmy sobie krótką przerwę.

Wyciągnęłam z pod lady książkę, którą zostawiłam tu jakieś trzy tygodnie temu i otworzyłam ją w miejscu, gdzie znajdowała się zakładka. Już po chwili całkowicie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało.

- Ems, z twojej książki wypadła jakaś kartka. – mruknęła Abby.

Podniosłam wzrok znad książki i spojrzałam na przyjaciółkę, która wlepiała wzrok w jakąś małą karteczkę.

- Co na niej jest? – spytałam.

- Chyba numer telefonu, bo w sumie co innego. – burknęła podając mi skrawek. – Może zadzwonimy pod niego i dowiemy się do kogo należy? – zapytała podekscytowana.

- Nie ma takiej potrzeby. – wymamrotałam. – To pewnie Joe włożył ją przez przypadek do książki. Leżała tu już od dawna, więc w sumie nic w tym dziwnego.

- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. – W taki razie, lepiej odłóż to pod ladę.

Prychnęłam w odpowiedzi i wsunęłam karteczkę do tylnej kieszeni spodenek.

- Było w mojej książce, więc teraz jest moje. – powiedziałam tonem, jakby to było oczywiste.

Abby uśmiechnęła się krzywo i wróciła do pisania. Dopiłam swojego shake'a, wrzuciłam kubeczek do kosza i wróciłam do przerwanej lektury. Nie wiem czemu, ale ta mała karteczka strasznie zaczęła mi ciążyć, wciąż przypominając o swojej obecności. Nawet by mi do głowy nie przyszło, by zastanowić się, do kogo należy ten przeklęty numer.

Troublemaker » Louis Tomlinson (✔)Where stories live. Discover now