Rozdział 3

12K 488 302
                                    

Piątkowe popołudnie. Dorośli pędzą z pracy do domu aby ugotować obiad i odpocząć po całodziennej pracy, albo spieszą się na spotkanie ze znajomymi, natomiast młodzież, taka jak ja, włóczy się grupkami po okolicy, chcąc odetchnąć po dniu w szkole lub szykując się na imprezę. Przyglądałam się temu wszystkiemu zza szyby mojego volkswagena Transportera, albo po prostu hipisowskiego ogórka, jak ja wolę go nazywać, mimowolnie uśmiechając się pod nosem.

Nie rozumiem tego nowoczesnego, szybkiego trybu życia. Ludzie pędzą przez życie, tak właściwie go nie przeżywając. To smutne, kiedy widzisz, że wszyscy (głównie dorośli) dbają tylko o pieniądze i karierę. Gdzie w tym wszystkim czas na zabawę i na przyjemności, gdzie czas na życie?

Pokręciłam głową i zatrzymałam się na światłach. Nie wiem, może po prostu ja tego nie rozumiem, może mam coś nie tak z mózgiem. Właściwie od zawsze wiedziałam, że mam zupełnie inny pogląd na świat niż przeciętny człowiek, ale nigdy jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało.

Po kilku metrach dalszej jazdy zauważyłam, że mój samochód zaczyna zwalniać mimo iż nie ściągnęłam nogi z gazu. Automatycznie przeniosłam spojrzenie na licznik i zaklęłam na całe gardło. Cholera jak mogłam znowu zapomnieć zatankować? Chyba powinnam przykleić sobie karteczkę na czole, to może jak bym ją rano zobaczyła, to bym o tym nie zapomniała.

Na oparach zjechałam na pobocze i wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki. Zacisnęłam go mocno w dłoni, by nie zacząć na siebie wrzeszczeć, bo to i tak by mi nie pomogło. Wyskoczyłam na zewnątrz mocno zatrzaskując za sobą drzwi, chcąc dać upust frustracji.

Wyciągnęłam z kieszeni dżinsów mojego BlackBerry z nadzieją, że zadzwonię po panią Marię, jednak po chwili zorientowałam się, że jest on rozładowany. Dlaczego mam dzisiaj takiego pecha? Na miłość boską to nie piątek trzynastego. Oparłam się plecami o drzwi samochodu i założyłam ręce na piersiach wzdychając głośno.

Na najbliższą stację benzynową było około pięciu albo nawet sześciu kilometrów. Nie ma co, jestem zbyt leniwa by iść taki kawał, a poza tym i tak nie mam przy sobie kasy.

Obserwowałam pędzące drogą samochody, mając w duch cichą nadzieję, że ktoś się w końcu zatrzyma i zaoferuje mi swoją pomoc, chociażby podrzucił mnie na stację benzynową.

Nagle zauważyłam jak jakiś czarny Range Rover zwalnia, a po chwili zatrzymał się obok mojego samochodu. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, jednak zniknął on szybciej niż się pojawił, gdy wysiedli z niego dwaj kolesie. Jednym z nich był Louis, a imienia drugiego nie znam, ale był to ten farbowany blondyn, za którym Abby szalała.

- To są chyba jakieś jaja. - mruknęłam pod nosem.

- Samochód się zepsuł? - spytał ze śmiechem Louis, opierając się o drzwi ich auta.

- Nie, chciałam zarobić trochę kasy. - burknęłam.

Oczy chłopaka powiększyły się dwukrotnie na dźwięk moich słów. Wywróciłam oczami i wsiadłam z powrotem do samochodu i uderzyłam głową o kierownicę. Czy ten dzień może być gorszy? Owszem może, bo jeszcze się nie skończył, podpowiedział mi natrętny głosik w głowie.

Podskoczyłam gwałtownie słysząc stukot w szybę. Zacisnęłam zęby widząc stojącego na zewnątrz blondyna, który uśmiechał się do mnie ciepło. Chłopak mrugnął oczami, dając mi tym znak abym odsunęła szybę. Nie wiem czemu, ale zrobiłam to, może trochę niechętnie, ale jednak.

- Nie przejmuj się tym idiotą, on już taki jest. - powiedział chłopak uśmiechając się serdecznie.Od razu zorientowałam się, że mówi z irlandzkim akcentem.

Troublemaker » Louis Tomlinson (✔)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora