14. Docenienie

6 1 1
                                    

 Hejka misie, dawno nie było rozdziału :(( przepraszam was za to bardzo, ale oto i on ;*



Od ponad ośmiu godzin siedziałam w samolocie przepełnionym ludźmi. Byłabym już prawie na miejscu gdyby nie prawie czterogodzinne opóźnienie.

Stres przejmował nade mną kontrolę i nie panowałam już nad drżeniem rąk, albo stukaniem nogą w podłogę. Nie zmrużyłam oczu nawet na minutę.

Od razu po telefonie od Sincera spakowałam wszystko, zabukowałam bilet na najbliższy samolot, zamówiłam taksówkę i po prostu wyleciałam z tego bajecznego miejsca zostawiając mamie jedynie małą kartkę na stole w kuchni.

Miałam w głowie ogromny natłok myśli. Zjadały mnie one od środka w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Chciało mi się płakać, śmiać, wyć i krzyczeć jednocześnie. Bolało mnie całe ciało i nie potrafiłam skupić się na żadnej konkretnej myśli w mojej głowie.

Wiele razy kiedy byłam młodsza zastanawiałam się czemu w naszym życiu występuje tyle cierpienia. Teraz sądze, że w jakimś stopniu nas ono kształtuje, sprawdza jak bardzo silni jesteśmy i wytrzymali. Nasze życie to jedna wielka wojna ze światem, szatanem i samym sobą, która jest osobistą walką każdego z osobna, ale jednocześnie uczestniczą w niej wszyscy.

Zabawne jest to, że byliśmy na księżycu, wysłaliśmy ogromną ilość łazików na Marsa, znamy biografie ludzi, którzy żyli tysiące lat temu, ale nikt nie odkrył tego co jest po śmierci. Uważam to za jedną ze swoich największych zagadek.

Kiedy z głośników usłyszałam głos pilota informujący o zapięciu pasów przed lądowaniem zrozumiałam, że jednak zasnęłam. Wydaje mi się, że było to bardziej z wycieńczenia niż samego zmęczenia. Różnica czasowa ani trochę mi w tym nie pomagała.

Było chwilę po pierwszej po południu, kiedy odebrałam swój bagaż i wsiadłam do żółtej taksówki stojącej przy wyjściu z lotniska. Podałam kierowcy dokładny adres szpitala i ruszyliśmy. Szybciej popchałabym ten samochód niż on nim jechał, a to stresowało mnie jeszcze bardziej. Po najdłuższych dziesięciu minutach w końcu byłam na miejscu. Na sam widok budynku skrzywiłam się. Kulturalnie pożegnałam się z uroczym starszym panem i wyszłam.

Weszłam jak burza przez szerokie, automatyczne drzwi i podbiegłam do pierwszego wolnego okienka. Moja torba nieznośnie ciążyła mi na ramieniu, a włosy wchodziły do oczu

- Benjamin Rosen - powiedziałam szybko do starszej, ciemnoskórej kobiety. - Powie mi pani gdzie on jest?

- Niestety nie mogę udzielać informacji o pacjentach jeśli nie jest pani z rodziny - odpowiedziała mi z opanowaniem w głosie.

- Jestem jego pierdoloną siostrą! - piekliłam się. Nie chciałam być niemiła, ale byłam bliska rozniesienia tego pieprzonego pożal się Boże korytarza - Czy mogłaby więc mi pani udzielić tej jednej informacji? Czy jednak muszę...

- Astoria - przerwał mi niski głos Sincera. - Przepraszam panią bardzo za wybuch złości tej oto piękności, ale ma ostatnio problemy z nerwami. Pewnie przez dojrzewanie - powiedział do rejestratorki uroczo się do niej uśmiechając, a raczej próbując bo on nie potrafi nawet tego zrobić.

Nie wierzyłam w to co właśnie słyszałam. To przez dojrzewanie? Co on pierdolił za farmazony. Miałam ochotę rozwalił mu ten pusty łeb o najbliższą ścianę. Jezusie przenajświętszy jak ten człowiek niemiłosiernie działa mi na nerwy.

Ruszyłam w stronę chłopaka obrzucając go tylko groźnym spojrzeniem, nie siląc się nawet na powitanie. On jak zwykle nic sobie z tego nie robił. Był wypruty z jakichkolwiek emocji. Zupełnie jakby nic, kurwa, nie czuł. Jedynie oczy go zdradzały. Widziałam w nich... strach.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 11 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Fallen angelsWhere stories live. Discover now