Rozdział 23

295 47 5
                                    

Luca

Widziałem skrępowanie Grega naprawdę wyraźnie nawet pomimo jego upartych prób, by je ukryć. Za każdym razem, gdy natykaliśmy się na coś, co przypominało mu o niepełnosprawności, zapadał się w sobie. Autentycznie miałem ochotę parsknąć, gdy wyczekiwał mojej reakcji na wózek ustawiony koło łóżka, ale opamiętałem się w ostatniej chwili. Jeszcze odebrałby to w nieodpowiedni sposób, a na dodatek mój brzuch był diabelnie obolały. W ogóle cały czułem się tak, jakby coś mnie przeżuło i wypluło.

Najbardziej zaskoczyło mnie to, jak zaangażowani byli rodzice Grega. Maverick nie dość, że nas podwiózł. To jeszcze wpadł jakieś dwie godziny później z zakupami i gotowym lekkostrawnym obiadem na wypadek, gdyby zachciało mi się jeść. Dla swojego syna wybrał jakąś kanapkę, ale ostatecznie obaj skusiliśmy się na łagodny bulion, który zjedliśmy przy wyspie kuchennej. Kiedy za oknem zapadł już prawie całkowity mrok, przenieśliśmy się na kanapę.

Beckett ją rozłożył, przyniósł nam koce i rzucił je na ogromną wypoczynkową przestrzeń, która tam powstała. Patrzyłem na to ze wzruszeniem i czymś dziwnym, co ściskało mnie coraz mocniej za serce. Wszystko mnie bolało, byłem przemęczony i osłabiony, a jednocześnie już dawno nie spędziłem tak cudownego wieczoru.

— Na co patrzysz? — spytał, gdy podszedłem do balkonowych drzwi.

Od razu przypomniałem sobie jego wcześniejsze słowa o firance, a moje usta rozciągnął ciepły uśmiech. Istotnie, powiewały razem z wieczornym wiatrem, który swoim świeżym chłodem przynosił ukojenie po wyjątkowo ciepłym dniu. Rozkołysane gałęzie ocierały się o siebie, a charakterystyczny dźwięk mieszał się z szelestem liści. Niebo było ciemne. Jeszcze nie czarne, ale już nie błękitne, rozświetlone blaskiem tych pojedynczych gwiazd, których nie tłumiło miejskie zanieczyszczenie świetlne.

— Masz wyjątkowo spokojny widok za oknem — odparłem, odrobinę zamyślony. — Łatwo tu zapomnieć, że przecież jesteśmy w wielkim mieście.

Jak na zawołanie, za oknem ktoś wściekle zatrąbił, po czym naszych uszu dobiegły gniewne krzyki dwóch mężczyzn. Parsknęliśmy, rozbawieni tym zbiegiem okoliczności.

— Twój też nie jest taki znowu najgorszy.

— Och, nie ściemniaj. — Wywróciłem oczami. — Czy już pora na odpalenie twoich nastrojowych światełek?

— Jasne, poczekaj. — Zaczął się rozglądać. — Muszę wygrzebać pilot do taśmy LED...

Moje serce było bliskie od eksplozji, gdy patrzyłem na jego starania. Tak, wcześniej trochę śmiałem się z jego dziwnej grzybolampy, ale gdy rozbłysła ciemnozłotym blaskiem, zyskała całkowicie nowego uroku. Całe oświetlenie było ciepłe, przytulne i cholernie nastrojowe.

Aż żałowałem, że w tym momencie nie nadawałem się do fizycznego celebrowania uczuć. Niestety jeszcze przez chwilkę nasze życie erotyczne musiało pozostać w sferze zawieszenia.

— Cudownie — skomplementowałem szczerze to, co widziałem.

— Szkoda, że nie możemy napić się wina. — Odchrząknął. — Jak się czujesz? Wszystko dobrze?

— Tak, ale głupio mi, że musisz się teraz zamartwiać. Nie rób tego, proszę. — Westchnąłem. — Mam wyrzuty sumienia.

— Niepotrzebnie — ofuknął mnie. — Nie pamiętasz, co mówił lekarz? To nie twoja wina, po prostu stres wszystko gwałtownie pogorszył.

— Wiem, ale chciałem się tobą opiekować.

— Nie chcę być wiecznie damą w opałach. Może nie wyglądam, ale ja też potrafię opiekować się partnerem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 01 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jedno duże kłamstwo - O jeden #3Where stories live. Discover now