Rozdział 6

1.3K 88 26
                                    


Luca

Poranek był wyjątkowo rześki i ciepły.

Temperatury już o świcie były tak wysokie, że od razu zrezygnowaliśmy z otwierania okien na rzecz włączenia klimatyzacji. Tylko dzięki temu nie pociliśmy się przy śniadaniu, skąpani w promieniach wschodzącego słońca, które przebijały się do środka przez odsłonięte rolety. To był miły poranek. Spokojny i pozbawiony napięcia. Rozmawialiśmy raczej mało, ale cisza zapadająca między nami była kompletnie pozbawiona skrępowania. Byłem zaskoczony tym, jak szybko towarzystwo milczącego Grega stało się dla mnie czymś normalnym.

On również z każdą chwilą wyglądał na coraz mniej spiętego, jakby te nasze słowne potyczki faktycznie pomogły mu się wyluzować. Skrycie liczyłem, że nawiąże w końcu do poprzedniego wieczora, ale jednak tego nie zrobił. Nie mogłem rozgryźć, czy chodziło o brak odwagi, czy brak ochoty.

Naruszenie jego strefy komfortu było ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, więc też do tego nie wracałem. To był nowy dzień pełen kolejnych szans, a ja miałem ochotę wykorzystać je wszystkie. Wyłapałem jego ciekawski wzrok, gdy jadłem banana. O cholera, to aż prosiło się o jakikolwiek komentarz, ale Greg pozostał milczący.

Im mocniej się przypatrywał, tym bardziej miałem ochotę zrobić z tego teatr.

— Powinniśmy iść. Zaraz mamy zaplanowany ten paintball, a wieczorem Jake będzie robić drinki.

— Nie masz zamiaru odpuścić, co?

W odpowiedzi tylko zmarszczył brwi.

— Masz na myśli paintball? — spytał poważnie. — O nie. Ja mam zamiar wygrać.

— Cieszę się, że odzyskałeś ducha walki, Beckett.

— Obyś powtórzył to samo, kiedy przegrasz — dodał zaczepnie.

Podobała mi się ta nowa, bardziej żartobliwa strona osobowości.

Za każdym razem, kiedy rzucał w moją stronę podobne słowa, nie mogłem pohamować uśmiechu. Chwilami aż bolały mnie usta, co uważałem za cudowne odkrycie. Kiedy ostatnio czułem się tak dobrze? A może raczej pytanie powinno brzmieć, przy kim ostatnio czułem się tak dobrze?

Zanim zdążyłem poświęcić nieco więcej czasu tej myśli, ktoś zaczął uparcie walić w nasze drzwi.

— Chodźcie, musimy się przygotować i podzielić na drużyny!

— Drużyny? — zabuczał Greg. — To nie możemy jakoś dopasować się domkami?

— Co? — spytał Matt, podnosząc głos. — Oczywiście, że nie. Stara szkoła, braciszku. Weźmiemy dwóch kapitanów, którzy wybiorą sobie swoich żołnierzy. Chodźcie, bo nie będę tu sterczał do jutra. I tak cały grafik już nam leci na łeb na szyję.

Ze śmiechem złapałem swoje buty z półki i dołączyłem do przyjaciela na tarasie, gdzie od razu ogrzały mnie gorące promienie słoneczne.

— Przyznaj się, po prostu chcesz bezkarnie do nas postrzelać, Beckett.

Matthew nic nie powiedział, jedynie wywinął sugestywnie brwiami, robiąc jedną z tych swoich min, z którymi się nie dyskutowało. Wyglądał niesamowicie dobrze i świeżo, co cholernie mnie cieszyło. Nie widywałem go już w towarzystwie żadnych fiolek, a wieczne wkurwienie zostało zastąpione coraz częstszym uśmiechem. To nie tak, że miłość zamieniła go w potulnego baranka. Wciąż potrafił dosunąć taką złośliwością, że stażyści padali na kolana ze łzami w oczach, ale nie na jeden widziałem zmianę. Zawsze kiedy wymieniał czułe spojrzenia z Gee, gdy myśleli, że nikt ich nie widział, czułem w sercu ukłucie.

Jedno duże kłamstwo - O jeden #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz