Rozdział 3

916 81 22
                                    


Rozdział 3

Gregory

Kiedy w końcu nadchodzi czwartkowe popołudnie, sam właściwie nie wiem, co mam myśleć. Siedzę przy wiekowym biurku z grubego drewna i bezmyślnie sunę wzrokiem po wszystkich rysach, które powstały na polakierowanej powierzchni w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Właśnie uzupełniłem kilka dokumentów i teoretycznie powinienem poczuć już weekend, ale nic się nie zmienia. Dalej siedzę równie spięty, co pięć minut wcześniej. Jedyna różnica jest taka, że teraz zastanawiam się, o czym zapomniałem.

Klasyczny urlopowy humor.

— Gregory?

Dwa puknięcia później drzwi otwierają się szeroko i gwałtownie, a matowa szyba o mało nie wypada z lichych drewnianych części, które ją trzymają. Moja sekretarka uśmiecha się szeroko i zakłada sobie kosmyk rudych włosów za ucho. Naprawdę ją lubię, bo jest miła, skuteczna i sumienna.

— Co tam, Kate? — pytam, wracając wzrokiem do papierów. Wzdycham, a potem wkładam je do odpowiednio opisanej teczki. — Coś się stało? Nie chcę nic mówić, ale masz już weekend.

— Tak, tak, pamiętam — mówi, przeciągając samogłoski z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. — Daj te dokumenty i zjeżdżaj na kawalerski.

— Zjeżdżaj? Jestem takim złym szefem?

Prycha, kręcąc głową.

— Jesteś cudownym szefem, ale nie umiesz się dobrze bawić. Uwierz, przepędzam cię stąd z dobrego serca.

Wargi mi drżą. Kto by pomyślał, że nawet studentka będzie w stanie zauważyć, w jakiego mruka się zamieniłem. Faktycznie, nie jestem zbyt rozrywkowy, choć nie zawsze tak było. Kiedyś potrafiłem wypić największą puszkę piwa podwieszony nogami do sufitu, nie wahałem się przed podrywaniem atrakcyjnych osób, a parkiet był moim drugim domem.

To było zanim byle stukot przyprawiał mnie o drżenie rąk tak mocne, że rozlewałem kawę z trzymanej filiżanki. Od razu zobaczyłem oczami wyobraźni tamten dzień i kwaśną minę mojej byłej. Wstydziła się tego, jaki byłem. Nie musiała nawet mówić tego na głos, bo każda myśl odmalowywała się na jej twarzy. Ja czułem dokładnie to samo, tyle że względem siebie. Czułem się jak ciężar, który przywiązano wszystkim moim bliskim do nogi.

Wracam do rzeczywistości, gdy ponownie słyszę swoje imię.

— Słyszałeś, co mówiłam?

Kate wyraźnie się niecierpliwi z rękami skrzyżowanymi na piersi. Przestępuje z nogi na nogę i rzuca mi spojrzenie w styl „ty chyba sobie żartujesz, dupku". Płomienne włosy opadają jej do przodu, gdy robi jeszcze kilka kroków, aż w końcu nie staje po drugiej stronie blatu dokładnie przede mną.

— Przepraszam — mamroczę zawstydzony. — Będę wdzięczny, jeśli powtórzysz.

— Mówiłam, że dzwoniła Madeleine.

Resztki mojego humoru ulatniają się w sekundę.

— Co mówiła?

— Żebyś przyszedł zabrać swoje rzeczy z jej mieszkania. — Rzuca mi współczujące spojrzenie. — Mówiła jeszcze... Zresztą to nieważne, co mówiła. Pieprzyć tę małpę. Jest złośliwa i cyniczna. Nikt nie prosił o jej kąśliwe uwagi.

— To prawda.

Zaczynam pocierać twarz dłońmi tak długo, aż skóra nie zaczyna mnie piec.

— Kazałam jej przynieść rzeczy tutaj w poniedziałek.

Jedno duże kłamstwo - O jeden #3Where stories live. Discover now