Rozdział 11

996 67 5
                                    


Luca

Kiedy dotarliśmy w końcu do sypialni, wino zdążyło zaszumieć mi w głowie. Uśmiechałem się jak ostatni kretyn i stawiałem ostrożne kroki, żeby nieopatrznie nie wylać resztki karmazynowego płynu z lampki. W drugiej ręce trzymałem butelkę, którą miałem zamiar rozlać do końca.

— Faktycznie — mruknął Greg, opierając się biodrem o ścianę. — Ładnie.

To nie było nic wymyślnego.

Marzył mi się spory balkon pełen roślin i ozdób, ale to było poza moim finansowym zasięgiem, więc cieszyłem się z tego, co miałem. Najzwyklejsze lampki zwisały z okna, poprzeplatane ciasno między białymi roletami. Ich ciepły blask dodawał intymnego nastroju, szczególnie, że były jedynym źródłem światła.

— Może trochę podkoloryzowałem z tym, jak to pięknie zaaranżowałem ozdoby — rzuciłem żartobliwie. — A może po prostu chciałem cię zobaczyć w mojej sypialni.

— Wiesz, wystarczyło zapytać.

— Naprawdę? — wymruczałem z uśmiechem. — Mówisz, że to takie proste?

Na krótki moment odwrócił wzrok, jednak kiedy ponownie skierował go na mnie, dostrzegłem w nim wygłodniałą nutę. Zielone tęczówki zatrzymały się na moich ustach.

— Dla ciebie? Tak.

Odłożyłem w końcu szkło i butelkę, a uśmiech, który rozciągał moje usta, powoli stawał się wspomnieniem. Miałem wrażenie, że powoli to pożądanie zaczęło dominować między nami, podczas gdy żartobliwa atmosfera odsuwała się na dalszy plan. Nie było w tym oczywiście nic złego. Kto na moim miejscu nie marzyłby, żeby mężczyzna taki jak Greg znalazł się w jego pościeli?

Chyba tylko głupek.

Nie chciałem jednak niczego przyspieszać. Gra wstępna była zapomnianą sztuką, ale ja doskonale wiedziałem, że czasem była ważniejsza od samego aktu.

— Dla mnie. — Ważyłem jego wcześniejsze słowa w ustach. Miały smak ryzyka, jak wszystko, co nas łączyło. — Chcesz powiedzieć, że jestem wyjątkowy?

— Jeszcze tego nie wiesz?

— Nie lubię niczego zakładać z góry — odpowiedziałem szczerze i zacząłem zmniejszać dzielącą nas odległość. — Dałeś mi pewne subtelne znaki, ale taki już jestem, Greg. Nigdy nie naciskam. Po prostu płynę z prądem wydarzeń i mam szczerą nadzieję na to, co najlepsze. Zanim powiesz cokolwiek, to tak, teraz mówię właśnie o tobie. O nas.

Wyciągnąłem rękę w jego kierunku i dałem mu dość czasu, by zaprotestował, gdyby tego nie chciał. Milczał. Uznałem to za zgodę, a później zacząłem opuszkami palców śledzić wszystkie linie i krzywizny jego twarzy. Kiedy zamknął oczy i westchnął, ten miękki dźwięk trafił wprost do mojego fiuta, ale pozostałem nieruchomy. Wciąż sunąłem delikatnie po liniach brwi, kształtnej szczęce, a potem po szorstkim zaroście, który pokrywał jego policzki. Nie chciałem niczego przyspieszać.

Pozwalałem żądzy budować się stopniowo i rozkoszowałem się tym ogniem, który rozpalał nas coraz mocniej z każdą mijającą sekundą. Chciałem to przeciągać.

Odwlekać kulminacyjny moment aż do granicy jego cierpliwości, ale Greg miał inne plany. Naprawdę mnie zaskoczył, gdy bez ostrzeżenia docisnął mnie dłońmi do ściany, a później pocałował mnie tak wygłodniale, że stuknęliśmy się zębami. Gdzieś w tle usłyszałem tylko, jak nasze lampki zadrżały na stole, ale to nie zajmowało zbyt wielu myśli w mojej głowie.

Jedno duże kłamstwo - O jeden #3Where stories live. Discover now