Rozdział 16

675 79 13
                                    


Luca

Znowu dałem namówić się na tłumaczenie ostatniego wydarzenia związanego z szampanem. Średnio podobała mi się sztywna otoczka tej przedziwnej uroczystości, ale czego to nie robiło się z myślą o spłacie kredytu. Byłem tam już niczym ryba w wodzie i nie peszył mnie ani tłum, ani tym bardziej jasne światło reflektorów, ostro rażące moje biedne oczy. Cóż, całe szczęście, że to nie ja musiałem stać na środku.

Tak mijały godziny.

Pierwsza, potem druga, aż w końcu trzecia i tak oficjalnie mieliśmy za sobą początkowy panel. Po nim miały nastąpić kolejne. Odetchnąłem z ulgą, gdy wszyscy zaczęli rozchodzić się na przerwę. Sam miałem zamiar dorwać się do suto zastawionego bufetowego stołu, ale zanim zdążyłem tam dobrzeć, ktoś złapał mnie za ramię. Obejrzałem się z wyrzutem, jednak zmiąłem w ustach wszystkie przekleństwo, gdy rozpoznałem sekretarkę Grega.

Cholera, co ona tu robiła?

— Próbowałam się do ciebie dodzwonić — wymamrotała zasapana. — Chciałam, żeby zdjęli cię ze sceny, ale ta małpa w kręconych włosach powiedziała, że to niemożliwe!

— Okej, a co tu właściwie robisz? Beckett cię przysłał?

Rozejrzałem się dyskretnie, jednak nie było go nigdzie w pobliżu.

Otaczało nas tylko morze elegancko ubranych ludzi, a Kate dość mocno się wyróżniała w swoim zwykłym dresowym komplecie i tenisówkach, które wyglądały, jakby za moment miały się rozpaść. Policzki miała tak czerwone, że ich kolor niewiele różnił się od rudych włosów, jednak to jej zaszklone oczy najbardziej wzbudziły mój niepokój.

— Chodzi o G-grega — wydusiła, od razu zalewając się łzami.

— Co z nim? — spytałem nerwowo i położyłem jej dłonie na ramionach. — Co się dzieje?

Musiałem nieco ją uspokoić, bo z nerwów nie mogła wydusić choćby najmniejszego słowa.

Im dłużej płakała, tym bardziej panikowałem.

— Błagam, wyduś to!

— O-on jest w sz-szpitalu! — wykrzyknęła, po czym zaczęła nerwowo wycierać oczy. — Jakiś zjeb zaatakował go kijem bejsbolowym! Ktoś znalazł go na chodniku i zadzwonił pod numer z wizytówki do agencji. — Nieco się uspokoiła i podciągnęła nosem. — Chciałam ci powiedzieć od razu, ale jak mówiłam, nie pozwolili zdjąć cię z mównicy.

Powoli mój mózg przyswajał te fakty.

To musiał być żart.

Albo sen.

— Nie pozwolili... — urwałem, myśląc gorączkowo. — Chwila, chwila. Kiedy to się stało?

— Trzy i pół godziny temu.

Z wrażenia musiałem aż przytrzymać się ściany. Prawie cztery godziny temu stała się taka tragedia, a mnie nie było nawet nigdzie w pobliżu. Cholera, musiałem naprawdę mocno się skupić, żeby ze stresu nie zwymiotować prosto na tą lśniącą marmurową posadzkę, którą pewnie pucowali od miesięcy. Marynarka butelkowozielonego garnituru napięła mi się wręcz boleśnie na plecach, gdy tak łapałem każdy pieprzony oddech.

Nie miałem zbyt wielkiego doświadczenia w tej kwestii, ale mogłem się założyć, że właśnie walczyłem z atakiem paniki. Wszystkie myśli przelatywały mi przed oczami niechciane, a potworne wizje tylko pogarszały ten stan.

— Co z nim? — wydusiłem, przyciskając boleśnie rękę do ust.

Nie chciałem zrzygać się przy tych wszystkich ludziach.

Jedno duże kłamstwo - O jeden #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz