|52|

144 7 5
                                    

Przechylam lekko głowę w bok, opierając ją na mojej dłoni. Oglądam właśnie trening naszej drużyny. Z racji, że musimy zostać tu dłużej, Peter postanowił zorganizować trening pod wodą. Właściwie wygląda podobnie co do tego na lądzie, z tym, że głównie trenują szybkość. Ja stety lub niestety siedzę z boku i jedynie się przyglądam, bo pozwolono mi odpoczywać bo moim ostatnim wypadku. Tak właściwie ran już prawie nie widać, a dyskomfort jest tylko chwilowy.

Odchyliłam się do tyłu i oparłam bardziej plecy o jakąś roślinę. Byliśmy w tym samym miejscu w którym odbywały się wcześniej wyścigi, więc już wiedziałam by nie wychodzić poza. Z daleka zauważyłam parę krążących syren które pilnowały nas. Natomiast królowej nie zobaczyłam od przed wczoraj, ale powiedziano mi, że nie jest ona zbyt towarzyska.

Nagle poczułam jak ktoś siada obok i przekręciłam głowę. Przewróciłam oczami widząc Władcę Nibylandii. Miałam całą noc i pół dnia na rozmyślanie o tej sytuacji. Nie będę ukrywać, że stresowałam się bo to dzisiejszej nocy nasz plan miał iść w realizację. A Cecylia i Zaginieni mieli być gotowi na szybką, sprawną ucieczkę.

Po prostu jak każdy empatyczny człowiek miałam wątpliwości.

Bo czy naprawdę chciałam oszukać to niewinne zwierzę? Nie. Na pewno musiał być jakiś inny sposób. Gdy wyobraziłam sobie jak zostałby w najlepszym przypadku szybko zabity, zbierały mi się mdłości. To było zwykłe chamstwo być kimś takim.

- Jak tam rany? - wyrywa mnie z myśli Pan, a ja patrzę na niego, mrugając parę razy.

- Dobrze - mamrocze, nie koniecznie mając ochotę z nim teraz gadać. Nie podoba mi się brak empatii w jego postawie, ale nie wiedziałam dlaczego oczekiwałam jakiejkolwiek. To nie było nic zaskakującego, że nie myślał o uczuciach drugiej osoby. A jednak nadal mnie to irytowało więc nie mogłam siedzieć cicho - Nie jest ci go szkoda?

Przez chwilę Peter patrzy na mnie zdezorientowany, nie rozumiejąc o czym mówię.

- A, to... - odpowiada przeciągle brunet i po chwili ciszy wzrusza ramionami - Nie koniecznie. Środek do celu, jak każdy.

Ja prycham na to stwierdzenie. Czy jestem zbyt naiwna w tym świecie? Może. Nie wierzę w moc przyjaźni i wieczne szczęście, ale z drugiej strony nie wierzyłam też w smoki i wróżki.

A tu proszę. Właśnie jestem, czując się jakbym została osadzona w cholernej bajce Disneya. Szkoda tylko, że pewnie nie będzie dobrego zakończenia.

- Nie zastanawiasz ani trochę jak oni się czują, huh? - mówię kpiącym tonem, a Pan marszczy brwi.

- Jaki masz problem?

- Że jesteś dupkiem. I nie musisz tego bardziej udowadniać - mówię pod wpływem emocji. Faktycznie, wkurwienie na tego człowieka trochę się we mnie zebrało, odkąd zawarliśmy sojusz. I gdzieś głęboko poczułam lekkie ukłucie, bo wiedziałam, że byłam hipokrytką oceniając go za to.

- Każda kobieta taka jest? - prycha chłopak, a we mnie odezwała się feministka która miała ochotę jeszcze bardziej mu przywalić. On widząc to, uśmiechnął się szerzej i zachichotał.

- Pieprz się. Nie pomagam ci w tym - i zanim daje mu coś powiedzieć, wstałam i odpłynęłam, mamrocząc jakieś przekleństwa na niego pod nosem. W rzeczywistości starałam się schować rumieniec zawstydzenia widniejący na policzkach.

Czy ja choć raz mogę nie myśleć jak dziecko z podstawówki?

Biorę głęboki wdech żeby się uspokoić i przecieram twarz dłonią. Słowo się rzekło. Na pewno poradzi sobie bezemnie.

 Władca Nibylandii Where stories live. Discover now