23.Deymond

12 0 0
                                    

Wzdycham i próbuję przetworzyć w głowie to co właśnie powiedziała. Jak to możliwe, że ta mała ludzka istotka wywołuje we mnie jakieś emocje? Najpierw ostro mnie wkurwia by zaraz zmiękczyć moje czarne serce. Jak może być tak silna i krucha zarazem? Próba ucieczki pokazała mi jak odważna potrafi być. Odważna lub bardzo głupia. A teraz gdy pomyślała, że mnie zraniła sama stała się zraniona owieczką próbując udobruchać wilka. Czy jej słowa mnie dotknęły? Nie. Ale chce, aby wierzyła, że tak jest. Odsuwam ja na jeden krok by zaraz przybliżyć o dwa i na razie to działa. Martwi mnie tylko jej stan. Jest coraz słabsza a to dopiero jeden dzień. Mam nadzieję, że Edward ma rację i z czasem przyzwyczaić się do życia tutaj. Jeśli nie to niestety jej krótki pobyt będzie bardzo uciążliwy dla nas obojga. Czuję na piersi lekkie drżenie jej palców. Znów się boi? Może jednak powinienem się do niej odezwać i troszkę uspokoić.

- Wydaje mi się, że jesteśmy już bardzo zmęczeni. Powinniśmy się położyć i odpocząć. -ujmuje lekko jej dłoń i składam na niej delikatny pocałunek na co ona unosi głowę.

- Masz rację. To był bardzo długi dzień. Oboje potrzebujemy snu. Czy... - urywa niepewna czy powinna zadać mi to pytanie.

- Tak? - pytam patrząc jej w oczy.

- Czy oprócz tej pięknej suknie masz może coś w czym mogłabym spać? - kończy a ja uśmiecham się do niej szczerząc moje kły.

-Oczywiście że mam i bardzo się cieszę, że o to pytasz. - Podchodzę do komody i wyciągam z drugiej szuflady półprzezroczystą halkę w kolorze jej oczu. - Proszę, mam nadzieję, że będzie pasować. Przebierz się a ja przygotuję Ci lekarstwo na gorączkę. -Podaje jej lekki materiał a ona w odpowiedzi tylko się czerwieni. Wychodzę z sypialni i zamykam za sobą drzwi. Korci mnie jak diabli, żeby zerknąć przez dziurkę od klucza, ale nie chce dawać jej kolejnych pretekstów do nienawidzenia mnie. Gdyby tam na dole nie zrobiło jej się słabo nie wiem co bym jej zrobił. Byłem tak wściekły, gdy zobaczyłem ją zbiegająca po tych schodach. A potem ten strach w jej oczach. Cholera...nie wolno mi dopuścić do tego, aby się mnie bała. Wtedy wszystko będzie trudniejsze niż dotychczas. Podchodzę do stołu I sięgam po lek, który przygotował Edward. Dobrze, że zrobił tego więcej. Staję przed wejściem do pokoju i zatrzymuje rękę w połowie drogi do klamki. Powinienem wejść? Bądź co bądź to moja sypialnia. Ale jeśli ona jeszcze nic na sobie nie ma? Może lepiej zapytać? Podnoszę dłoń i uderzam lekko kostkami o drewnianą powierzchnię.

- Proszę. - uchylam drzwi i wciągam lekko powietrze. Dziewczyna stoi przy komodzie i wiesza suknię, aby się nie pogniotła. W cienkim materiale wygląda bardziej na dorosłą kobietę niż na dziecko, którym jest.

- Chodź. -pokazuję na łóżko przede mną. - Usiądź podam ci syrop. Poczujesz się po nim lepiej. - Bez słowa podchodzi i siada w miejscu, które jej wskazałem. Wylewam trochę lepkiego płynu na łyżkę i zbliżam do jej ust. Ona rozchyla je dla mnie i połyka lekarstwo. - Grzeczna dziewczynka. - mówię żartobliwie. - A teraz spać. - odwracam się I dotykam kryształu, który oświetla pokój. - Zgaśnie za kilka minut. - oznajmiam.

- Gdzie będziesz spał? - pyta.

- W salonie obok. Gdybyś mnie potrzebowała jestem blisko. Budź mnie, gdyby coś się działo.

- Mogę cię o coś prosić? - zatrzymuje się w pół kroku i odwracam twarzą do niej.

- Jasne, że możesz. Co byś chciała?

- Ja...boję się spać...sama. Czy mógłbyś może...łóżko jest duże i...no wiesz...,jeśli ci to nie przeszkadza...

- Możesz jeszcze raz, bo nie bardzo rozumiem? - droczę się z nią.

- Czy...mógłbyś spać...tutaj? - Jej twarz zalewa piękny purpurowy rumieniec. Nie mogę powstrzymać uśmiechu na ten widok.

- Jak mąż i żona? - Odwraca ode mnie głowę w drugą stronę.

- Nieważne zapomnij o tym. - Ucieka na sam koniec łóżka i kładzie się tak, żeby na mnie nie patrzeć. Kurwa ja naprawdę zaczynam ja lubić. A ja głupi myślałem, że będzie nudno. Tam mała dostarcza mi wrażeń praktycznie co chwilę. Nie chce, aby zbyt długo czekała więc powoli wślizguje się pod narzutę i rozkładam się obok niej na plecach. Dehaz powoli gaśnie a pokój zaczyna ogarniać wyciszająca ciemność. Rzucam ostatnie spojrzenie na jej spięte ciało i zamykam oczy.

Godzinę później...

Budzą mnie ciche jęki. W pierwszej chwili nie dociera do mnie co właściwie słyszę. Gdy mój mózg zaczyna się budzić uświadamiam sobie, że to Livianna. Zapalam światło i wracam do niej.

- Nie...nie... - szepcze. Dotykam jej czoła i z ulgą wypuszczam powietrze. Nie jest gorąca tylko cała zlana potem. Włosy przykleiły jej się do całego ciała. Podobnie jak halka, która teraz w niektórych miejscach jest nazbyt przezroczysta. Z bólem odrywam wzrok od tych partii i powoli ściągam jej kosmyki z twarzy.

- Spokojnie...już dobrze...jestem tu Malutka. - wypowiadam coraz głośniej każde słowo, żeby ją obudzić.

- De...Deymond? - mówi otwierając oczka. Mruga kilka razy, aby przyzwyczaić źrenice do światła i odnajduje moje oczy. Wygląda jak przestraszona łania, która właśnie wpadła we wnyki.

- Tak, jestem tu kolije. Znów koszmar? - pytam na co ona tylko lekko kiwa głową. A po tym robi coś czego bym się nigdy nie spodziewał. Jej drżące ciało przytula się do mnie. Łapie mnie jakby była rozbitkiem na morzy a ja tratwą. W pierwszej chwili spinam się. Miałem wiele kobiet w swoim życiu, ale żadna nie była w tej sypialni. A przede wszystkim żadna nie szukała we mnie pocieszenia. Żadna nie była taka delikatna. Powoli otaczam ją ramionami i kładę się jednocześnie przyciągając ja bliżej. Przygaszam lekko światło na tyle żeby nadal mnie widziała, ale nie męczyła wzroku. Czuję, jak robi kilka ciężkich łamanych oddechów.

- Prze...pra...szam. - wyjąkuje w moją pierś. Marszczę lekko brwi.

- Za co? - dopytuję, ale ona mi nie odpowiada. Głaszczę ja lekko po plecach, aby pomóc się jej uspokoić. Nie chce jej popędzać, może powiedziała to jeszcze w półśnie? Bo przecież za co miałaby mnie przepraszać, gdzie to ja powinienem prosić ją o wybaczenie na każdym kroku. Zniszczyłem jej całe życie a to dopiero początek. Będzie musiała żyć z tym wszystkim, gdy już pozna całą prawdę. Ale to jeszcze trochę, teraz powinienem skupić się na tej chwili. Jeśli ona tego potrzebuje będę się nią opiekować przez te kilka dni. Chodź w ten sposób mogę jej trochę wynagrodzić to co ją czeka.

- Śpij Maleńka, jutro będzie lepiej. - szeptam okrywając ją, aby nie zmarzła w nocy.

- To słowo, kol...kole...koli...

- Kolije. - pomagam jej.

- Tak, co ono oznacza? - pyta odsuwając się lekko ode mnie ale tylko na tyle żeby patrzeć mi na twarz.

- Myślisz, że zasłużyłaś abym ci powiedział?

- Myślisz, że zasłużyłeś na spanie w miękkim łóżku zamiast na kanapie w salonie? - odpowiada z lekkim uśmiechem.

- Widzę, że już ci lepiej. - również uśmiecham się i naciągam narzutę jeszcze bardziej na jej ciało. - To w naszym starym języku oznacza ,,diablica". - kłamię. Nie musi znać prawdziwego znaczenia tego słowa. Nie wiem jak to możliwe, że nazwałem ją ,,skarbem" i to dwa razy!

- Naprawdę? W sumie to do ciebie pasuje. Ty nie umiesz być miły. A ja myślałam, że to coś miłego. - Nawet nie wiesz jak bardzo Livi. Ale to będzie moja słodka tajemnica. - Jak powiedzieć ,,dupek"? - No chyba sobie jaja robi.

- Naprawdę swoją naukę języka demonów chcesz zacząć od słowa ,,dupek".

- Tak, bo właśnie nim jesteś. - Dobrze wiem, że tak nie myśli naprawdę, ale wole ją w takim humorku. Chce się bawić? Nie ma problemu.

- Ojdisme.

- Ojs...- łapie ją lekko pod brodę i zniżam się do niej tak że nasze usta są teraz w jednej linii.

-Oj...dis...me. - dzielę na sylaby, aby było jej łatwiej.

- Ojdisme. - powtarza.

- Tak, bardzo dobrze. - Ja ci dam dupka ty mała paskudo. Teraz nieświadomie będziesz mówić ,,pragnę cię". - A teraz spać. - Gaszę kryształ do końca i przyciągam ja do siebie. - Kolije.

- Ojdisme. - Ja ciebie też Malutka, ale jeszcze trochę musimy wytrzymać.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: 5 days ago ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W szponach przeznaczeniaWhere stories live. Discover now