18.Livianna

13 3 0
                                    

          Budzi mnie śpiew ptaków. Słodkie melodyjne ćwierkanie tuż za oknem. Niechętnie otwieram oczy. Wstaję z łóżka i podchodzę do mojej toaletki aby wyczesać włosy. Biorę w dłoń grzebień i zamieram. Jestem w swoim pokoju. Ale jak? Nerwowo rozglądam się po pomieszczeniu i zatrzymuje wzrok na...na nim.

- Dlaczego tu jesteśmy? - pytam.

- Myślałem, że to będzie lepsze miejsce do rozmowy niż sypialnia demona. - Pamiętam jego imię z ostatniego snu...Medar.

- Skąd wiesz, że Deymond to...

- Myślę, że masz wiele więcej ważniejszych pytań, na które nikt nie chce ci udzielić odpowiedzi. - przerywa mi.

- Jesteś jednym z nich?

- Nie, nie jestem. Nie obawiaj się mnie. Obawiaj się tego, kto cię porwał. - odpowiada i podchodzi bliżej.

- O czym ty mówisz?

- Moje biedne, zagubione dziecko. Ty naprawdę nie wiesz, co ci grozi?

- Ratował mnie, powiedział, że nie stanie mi się krzywda.

- A ty mu uwierzyłaś. Jest gorzej niż myślałem. Nie będzie musiał ci zabierać duszy, bo ty ją już praktycznie oddałaś.

- Dusze?

- Piekielne istoty żywią się krwią innych. Aby jednak to zrobić najpierw muszą mieć jego duszę.

- Kłamiesz! Jeśli byłaby to prawda to już by to zrobił.

- Chyba, że masz nadal medalion, który cię chroni. - odpowiada a ja mimowolnie kładę dłoń na piersi. Pod materiałem sukni wyczuwam kamień, który dała mi matka. - Dobrze, że go wciąż nosisz. Nie pozwól aby on go zobaczył i pod żadnym pozorem nie mów mu o mnie. Jeśli się dowie i go zniszczy nie będę potrafił ci pomóc.

- A te anioły? Czego one od nas chciały?

- Nasz czas się skończył Livianno. Wrócę, gdy ponownie zaśniesz... - Tak jak ostatnio, znika w oślepiającym świetle a ja się budzę. Otwieram szeroko oczy i siadam na łóżku. Dlaczego go wymyśliłam? Może po prostu podświadomie próbuję wyjaśnić sobie to co się stało? Przecież on nie może być prawdziwy, choć z drugiej strony jestem w królestwie demonów. A jeśli zapytam o to Deymonda? Medar mi tego zakazał...a raczej ja sama sobie tego zakazałam. Zamykam oczy i padam na plecy. Ledwo wstałam a już mnie boli głowa od tego wszystkiego. W pomieszczeniu panuje mrok, muszę wpuścić do niego trochę światła, to mnie uspokoi. Podnoszę się i powoli idę w stronę okna. Nie znam jeszcze tego miejsca, niewiele widzę i boje się, że mogę się o coś potknąć. Wyciągam ręce przed siebie i odnajduje materiał grubych zasłon. Rozchylam je szeroko i dochodzi do mnie że to nie okno. To cała szklana ściana. Drzwi na taras również są z przeźroczystego materiału. Sięgam do klamki i wychodzę na świeże powietrze. Na zewnątrz, mimo że niedługo zajdzie słońce, jest ciepło. Przespałam praktycznie cały dzień. Chyba powinnam w końcu wyjść z sypialni i znaleźć mojego...właściwie kogo? Kim on jest teraz dla mnie? Narzeczonym? Przyszłym mężem? Porywaczem? Obiecał, ze odpowie na moje pytania, gdy wypocznę. Biorę głęboki oddech i wracam do komnaty aby poprawić pościel przed wyjściem. Układam poduszki i kątem oka dostrzegam dziwny materiał pod kołdrą. Odrzucam nakrycie i moim oczom ukazuje się piękna czerwona suknia z czarnym wykończeniem. Czy ona była tu wcześniej? Kiedy udało mu się ją tu przynieść? Rozglądam się, czy przypadkiem nie przegapiłam jeszcze czegoś. Tuż obok łóżka znajduję pasujące kolorystycznie pantofelki. Rzucam okiem na ubranie, w którym tu przybyłam i w głębi serca dziękuję za ten prezent. To co mam na sobie nadaje się tylko do wyrzucenia. Odwracam się w stronę wyjścia z komnaty. Czy on spał? Czy na mnie czeka? Jedyne co mi pozostaje to zmienić strój i zmierzyć się z prawdą lub kłamstwem, które padnie z jego ust. Zakładam te piękne podarunki i z radością mogę stwierdzić, że pasują idealnie. Zupełnie jakby były szyte dla mnie. Biorę głęboki wdech i powoli otwieram drzwi. W świetle zachodzącego słońca to pomieszczenie wydaje się większe i, mimo ciemnych kolorów, trochę bardziej przytulne. Wychodzę i rozglądam się dookoła w poszukiwaniu Deymonda. Widzę go z jakimiś papierami przy biurku, nawet mnie nie zauważa. Chwilę się waham ale ostatecznie idę w jego stronę. Tupot pantofli o płytki przykuwa jego uwagę i po chwili jego oczy wpatrują się w moje.

- Jak się spało? - pyta spokojnie. Z wyjątkiem jego szkarłatnych oczu, wygląda zupełnie jak człowiek. Pewnie zrobił to po to abym się go nie bała aż tak bardzo.

- Dobrze... - odpowiadam niepewnie - ...to co mam na sobie jest od ciebie? - pytam w końcu.

- Tak. Jeśli ci się nie podoba mogę...

- Dziękuje. - mówię przerywając mu - Wszystko jest piękne . - opowiadam zgodnie z prawdą.

- Dasz mi chwilę? Tylko to skończę i jestem twój, dobrze? - pyta nadal spokojnym głosem. tak jakby się niczego nie obawiał, jakby wczorajsza noc i ranek nie istniały. Co dziwne jego słowa mnie uspokajają.

- Dobrze. - odpowiadam tylko i siadam w fotelu zwrócona plecami do niego. Palcami gładzę lekko materiał sukienki. Nie wiem co chcę usłyszeć. Czy prawdę, która może mnie skrzywdzić, czy też kłamstwo, które będzie mniej bolesne.

- Dziękuję, że czekałaś. - słyszę z oddali. Po chwili demon siedzi już na przeciwko mnie z lekkim uśmiechem. - Na pewno masz wiele pytań.

- Tak mam, ale nie wiem czy chcę usłyszeć odpowiedzi. - szepcze po chwili. Jeszcze w nocy wyciągałabym odpowiedzi od niego siłą. Dziś jednak wszystko to wydaje mi się takie zakręcone. Te sny...to istoty...to wszystko.

- Nie jest to nic strasznego Maleńka. - mówi podchodząc do mnie. Unosi palcami lekko moją brodę abym spojrzała mu w oczy. - Nie bój się. - Cofam się lekko jakby jego dotyk pażył moją skórę. Widzę błysk niezadowolenia w jego oczach.

- Dlaczego tu jestem? - pytam cicho, żałując od razu słów które wypowiedziałam.

- Bo masz zostać moją żoną. - mówi patrząc na mnie z góry.

- O czym ty mówisz?

- Livi...wiem że w to nie wierzysz. Ale to prawda. - szepcze czule. Nagle czuje jego dłonie pod sobą. Jednym ruchem przekłada mnie tak, że teraz on siedzi na fotelu a ja na jego kolanach. Głaszcze mnie ręką po plecach i patrzy w oczy. Próbuję się wyrwać ale jego silne ręce mi na to nie pozwalają. Przestał się kryć, oczy wróciły do jego demonicznej postaci. Ryzykuje i wbijam wzrok w czerwień,jego tęczówek aby wyczytać z niej choć odrobinę prawdy.- Jako Lord muszę mieć żonę. To taka tradycja inaczej tron przejdzie na kogoś innego. Jednak ja nie chcę żadnej demonicy. Nie ma w moim świecie kobiety, której pragnę. Postanowiłem poszukać dalej...i znalazłem ciebie. Byłaś jeszcze młoda ale już wtedy postanowiłem, że to będziesz ty, Livi.

- Przestań! - krzyczę i wyrywam się z jego objęć. Uciekam w stronę okna aby jak najbardziej się od niego oddalić. Żona demona? Wolne żarty.

- Miało to wyglądać inaczej ale stało się. Nie cofnę czasu, nie zmienię tego. Mogę tylko czekać aż to do ciebie dotrze. - jego głos jest coraz głośniejszy co oznacza, że zaraz będzie obok. Nie uciekam, chcę zobaczyć co zrobi.

- A jeśli nie dotrze? - pytam cicho czując, że jest blisko. Delikatnie obejmuje mnie od tyłu i przykłada usta do mojego ucha. Dziwny dreszcz przebiega przez całe moje ciało.

- Wtedy pozostaje mi tylko przekonać cię, że to co czuję jest szczere. - szepcze. Jego oddech wywołuje u mnie gęsią skórkę. Co powinnam zrobić? Odepchnąć go czy może wtulić się w jego ramiona i zamknąć oczy. Wyobrazić sobie, że to wszystko to jakiś dziwny sen.

- A co czujesz?- mówię zanim dochodzi do mnie o co pytam.

- To samo co ty Livianno. Smutek przez pożganie starego, ale i radość przed nowym życiem. Strach przed nieznanym, ale i też odwagę by sprawdzić jak to wszystko się potoczy. Przede wszystkim jednak - przerywa na chwilę i lekko mnie odwraca abym patrzyła mu w oczy - czuję że odmienisz mój los.

W szponach przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz