5.Deymond

28 4 0
                                    

          Ta dziewczyna zaskakuje mnie na każdym kroku. Nie jest z niej jednak potulna owieczka, która wysłucha zdania rodziców i się z nim zgodzi. Z jednej strony przeczuwałem, że nie będzie zadowolona z tego, że ma zostać moją, ale żeby uciekać?

- Żono myślę, że powinnaś z nią porozmawiać. - głos Króla wyrywa mnie z moich myśli. Gdy Tekla wstaje od stołu, aby wykonać sugestię męża wyrywam się przed nią.

- Ja pójdę, to przeze mnie uciekła, wybaczcie. - kłaniam się lekko i biegnę, żeby ją dogonić. Widzę, jak ucieka w stronę ogrodów. Tam ją złapię i porozmawiam, uspokoję, sprzedam kilka miłych słówek i będzie dobrze. Głupi ludzie, nie wątpiłem, że Henry to idiota, ale ty Teklo? Ty też się nabrałaś jak małe dziecko, nawet szybciej i prościej niż twój mąż. Na niego użyłem uroku, na ciebie był on zbędny. Od początku zaczęłaś jeść mi z ręki. Livianna jako jedyna z tej rodziny nie ufa mi w pełni. Niedługo się to jednak zmieni. Za jakiś czas przekonam ją do siebie. Idę wzdłuż muru pokrytego krzewem róży, widzę ją kilka metrów ode mnie. Jeśli teraz do niej dobiegnę przestraszy się. Poczekam aż gdzieś usiądzie, uspokoi, wtedy porozmawiamy. Nagle przystaje obraca się w stronę ściany i...wchodzi między kwiaty. Czy ona oszalała, przecież to róże, pokaleczy się. A może ona wie, że idę za nią i dlatego się schowała? Czekam chwilę, ale nie wychodzi. Podchodzę do miejsca, w którym straciłem ją z oczu i odkrywam, że...zniknęła. Kucam, żeby zobaczyć, czy nie ma tu jakiegoś przejścia lub czegoś podobnego. Znajduję dziurę w murze prowadzącą na zewnątrz. A to cwana diablica, z wysokości nie można go zobaczyć, lecz jak się schylisz... pomysłowe, bardzo pomysłowe. Pozostaje mi tylko pójść za nią i zobaczyć, jak się potoczy sytuacja. Z trudem przeciskam się przez to małe przejście i ruszam ścieżką, którą prawdopodobnie poszła Livianna. Dostrzegam jezioro a przed nim moją maleńką zgubę. Chcę do niej podejść, ale zamieram, gdy zaczyna mówić.

- Jak mam zostać jego żoną, skoro go nie znam...nie ufam...nie kocham. -mówi sama do siebie -Może powinnam się pogodzić z moim losem, spróbować go poznać, choć trochę polubić? Ale jak, jak mam rozmawiać z człowiekiem, którego nienawidzę? - Jej ramiona zaczynają się trząść. Czy ona...płacze? Dlaczego? Co ja jej takiego zrobiłem? Rozumiem, że może mnie nienawidzić, ale powinna być wściekła na mnie a nie...smutna. Cholera, ich zgoda miała wszystko ułatwić a jest jeszcze gorzej. Uklękła i nabrała wody na ręce, aby obmyć zapłakaną twarz. Muszę wrócić zanim mnie zobaczy. Gdy już jestem z powrotem w ogrodzie nie wiem co robić. Może powinienem na nią zaczekać? Tylko co to da? Ona się wścieknie jak mnie zobaczy. Gdy stoję i rozważam co zrobić słyszę szelest liści. Odwracam się w stronę, z której dobiega hałas. To Livianna szarpie się z sukienką, która zaczepiła się jej o kolce. Ciągnie materiał w swoją stronę. Czy ona nie myśli? Przecież jeśli będzie wkładać w to tyle siły, upadnie, gdy już się uwolni. Nie myśląc więcej biegnę w jej stronę, żeby jej pomóc. Nagle jej sukienka uwalnia się z ostrych kolców róży a ona traci równowagę. W ostatniej chwili podbiegam do niej i złapię zanim spotka ją niemiłe lądowanie. Ma zamknięte oczy, policzki są jeszcze mokre nie wiem czy od wody czy od świeżych łez. Biorę ją w ramiona i podnoszę. Muszę ją zabrać do zamku, tam będzie bezpieczniejsza. Gdy robię kilka kroków jej spojrzenie pada na moją twarz. Cudownie teraz zacznie swoje przedstawienie.

- T...to ty. -powiedziała niemal szeptem - Co... jak...puść, puść mnie. - Teraz jej głos przypominał już bardziej krzyk. Niosę ją dalej do zamku nie odzywając się. Tam porozmawiamy, tam nikt nam nie przeszkodzi. W mojej komnacie nie będzie miała szans na ucieczkę. - Nie słyszysz mnie? Postaw mnie na ziemie Deymond rozumiesz? - Deymond? Jeszcze dziś w nocy byłem dla niej ,,Panem". Mimowolnie uśmiecham się, ta maleńka istotka naprawdę mnie teraz rozbawiła. Ale podoba mi się, jak wypowiada moje imię. Zerkam na nią i powiem szczerze, gdyby wzrok mógł zabijać, na tym kończyłaby się moja historia. A ja sądziłem, że wśród ludzi będę się nudzić.

W szponach przeznaczeniaWhere stories live. Discover now