2.Livianna

46 3 0
                                    

           Jest mi gorąco, pewnie dlatego, że ojciec zakazał mi zostawiać otwarty taras w nocy.

- To niebezpieczne moje dziecko, a jakby ktoś się do ciebie wkradł i mi cię zabrał? - zapytał z troską w oczach. Cały ojciec, nie miałam najmniejszej ochoty się z nim kłócić i tłumaczyć, że ciężko było by się komukolwiek wdrapać po murze ma pierwsze piętro, więc skapitulowałam i jaki jest tego skutek? Jestem cała mokra od tego ciepła. Przewracam się na plecy z nadzieją, że mimo tej temperatury na powrót zasnę, ale niestety nie udaje mi się, to jest nie do wytrzymania więc walczę sama ze sobą, aby odtworzyć oczy, wstać i uchylić drzwi od tarasu wpuszczając trochę, nocnego, chłodnego powietrza. Powoli podnoszę powieki, lecz mój wzrok nie pada na kolumnę mojego łóżka jak zawsze, gdy się budzę. Mój wzrok zamiera na oczach ciemnych jak noc. Czy to sen? Czy może halucynacje wywołane gorącem? Czy ja naprawdę widzę ciemnookiego mężczyznę siedzącego przy mnie w nocy? Światło księżyca odbija się od jego twarzy podkreślając jeszcze bardziej ten hipnotyzujący ciemny kolor jego spojrzenia. Chyba jest w takim samym szoku co ja, nawet nie mruga. A jeśli to jakiś kryminalista, który przyszedł po mnie? Momentalnie łapię za poduszkę, na której leżę i rzucam w mężczyznę. Najwyraźniej się tego nie spodziewał, nawet nie zdążył zareagować. Gdy leży na ziemi robię to co jest dla mnie najbardziej oczywiste w tej sytuacji i ... krzyczę. Intruz z niebywałą prędkość podnosi się, w ułamek sekundy jego prawa ręka zakrywa moje usta, uciszając moje wrzaski, a lewa łapie moje dłonie, którymi próbuję go odepchnąć. Co on teraz ma zamiar ze mną zrobić? Może chce mnie porwać dla okupu albo co gorsza wykorzystać. Gdy przylega do mnie całym ciałem, znajduję odwagę, aby spojrzeć mu w oczy i wyczytać z nich jego zamiary, lecz nie znajduje tam żadnych emocji prócz...rozbawienia. Czy on uważa tą całą sytuację za zabawną. A może naprawdę nie chce zrobić mi krzywdy, może to tylko głupi przypadek?

- Spokojnie Livianno, nic ci nie zrobię, nie bój się. - mówi to bardzo spokojnie, jego głos jest taki aksamitny, taki czuły. - Proszę nie krzycz. - Po tych słowach ponownie wpatruje się w jego oczy. Są tak pełne, takie inne, nie spotkałam się nigdy z podobnym odcieniem. Nieznajomy uśmiechnął się do mnie po czym dodał. - Zabiorę teraz ręce, mogła byś mnie już nie atakować? - Pytał żartobliwie, pokiwałam głową na tyle ile umożliwiał mi jego uścisk. Kiedy mnie puścił powoli wstał i odsunął swoje ciało od mojego, po czym usiadł w tym samym miejscu, z którego go zrzuciłam.

- Kim Pan jest? - pytam, aby przerwać ciszę, mężczyzna wyglądał na zmieszanego.

- Och ... wybacz mi Livianno za mój brak manier. - Dopiero jak drugi raz z jego ust padło moje imię, zaczynam się zastanawiać skąd ten mężczyzna mnie zna. - Nazywam się Deymond Seth. - kładzie dłoń na sercu i lekko mi się kłania. - Przepraszam za to całe zamieszanie i za to, że cię obudziłem. - znów się uśmiecha patrząc mi prosto w oczy, tym razem ukazuje perłowo białe zęby. Przedstawienie się mogę pominąć, skoro Pan Deymond mnie zna.

- A cóż Pan robi o tak późnej porze w mojej komnacie? - pytam trochę zbyt miłym tonem niż miałam w zamiarze.

- Niestety dopiero teraz dotarłem do waszego królestwa, powiedziano mi, że moja komnata znajduje się gdzieś na końcu tego korytarza, najwyraźniej pomyliłem drzwi. - wzrusza ramionami jakby się nic nie stało. Może i bym uwierzyła w to, że je pomylił, ale dlaczego zastałam go siedzącego na moim łóżku, gdy spałam?

- To dość dziwne, że nie powiedziano mi o tym, że ma Pan przybyć. - Coś mi się w nim nie podoba, nie wiem tylko skąd takie przeczucia. Jest taki pewny siebie, wyniosły, nie lubię takich ludzi. Teraz dopiero przyjrzałam się mu bliżej. Jego włosy są ułożone w lekkie fale i kończą się kawałek za uszami. Ich kolor jest równie ciemny jak oczy. Pełne lekko zaróżowione usta odznaczają się na tle bladej cery. Ubrany jest jak prawdziwy książę, ma na sobie ciemne spodnie, dobrze wyczyszczone buty. Pod czarną kamizelką widać jedyny jasny element jego garderoby, czyli białą koszulę. Na to wszystko ma narzucony ciemny elegancki płaszcz ze złotymi wykończeniami, kończący się prawie przy samej ziemi z kapturem opadającym na plecy. Wygląda trochę jak peleryna. Widziałam wiele ubiorów, ale nigdy nie spotkałam się z podobnym jak ten, który nosi Pan Deymond.

W szponach przeznaczeniaWhere stories live. Discover now