35

98 11 2
                                    




...

Nigdy nie spodziewałabym się że potrafię biec na kucaka.

A jednak.

Brian zaciągnął Tobiasa do budynku głównego.

Mam nadzieję że na wystarczająco długo.

Na szczęście Tobias tylko przymknął za sobą drzwi.

Wchodzę do środka.

Nic się tu nie zmieniło.

Widzę jednak, na idealnie zascielonym łóżku telefon i mała karteczkę z numerem telefonu.

Jakim cudem zapomniałam o istnieniu telefonów?

Nikt ich tu praktycznie nie używa.

Jak widać są wyjątki.

Podchodzę do łóżka i zerkam na karteczkę.

Nie kojarzę tego numeru telefonu.

Obok rządka cyfr jest też jeden wyraz.

"Otis"

Podejrzewam że to imię.

Tak!

To imię, widziałam je na strychu.

Helen Otis.

Dobra, koniec tego.

Miałam otworzyć szufladę.

Podchodzę i klękam na podłodze.

Siadam na swoje stopy wyjmując klucz z kieszeni.

Oddech mi przyspieszył.

Wsadzam klucz do zamka.

Przekręcam.

Pasuje!

Serce niewiadomo dlaczego zaraz wyskoczy mi z piersi.

Otwieram szufladę.

I na pierwszy rzut oka wygląda na zwykła szuflade.

Są tu jakieś papiery i inne gramoty.

Z ciekawości otwieram kopertę znajdująca się w środku.

Znajduje w niej zdjęcia.

Polaroidowe zdjęcia.

Każde przedstawia mnie w różnych codziennych czynnościach.

Jest też jedno z rezydencji.

Jak śpię.

Praktycznie odrzuciłam kopertę wraz ze zdjęciami do tej szuflady.

Szybko przeglądam dalsze części.

Jest tu małe czerwone pudełeczko.

Zanim cokolwiek z nim zrobię zauważam znajome żółte przylepne karteczki i parę długopisów.

Otwieram pudełeczko i znajduje kolejny kluczyk.

Z karteczka zawieszona na sznureczku.

"Mam nadzieję że ci się spodoba. Nie potrafiłbym stworzyć tego sam. Pomogli mi Helen, Jason i Tim. Jak już to zobaczysz, odwiedzisz mnie?" 

Matko boska.

Na odwrocie karteczki jest narysowana szkatułka którą mi podarował.

Na szybko wyrywam żółta karteczkę biorąc pierwszy lepszy długopis.

Odkładam pudełeczko do szuflady, zabierając klucz.

Przyklejam karteczkę do mebla i, chodź niezbyt pewna tego co pisze, pisze"tak".

Słyszę kroki i głośna rozmowę Tobiasa z Hoodie'm.

Chowam klucz do kieszeni i modlę się by byli jeszcze na tyle daleko żebym mogła wyjść nie zauważona.

Praktycznie wybiegam z pokoju.

Zatrzymuje się na dworze za ścianą tam gdzie wcześniej.

Zdyszana, ciężko i głośno oddycham.

"... dzięki Toby, naprawdę nie zauważyłem wcześniej żeby te drzwi się zacinały."- mówi Brian.

" Nie ma za co, a teraz przepraszam, ale spadam, chce ściągnąć Otisa do rezy." - słyszę wiecznie zachrypnięty głos mojego stalkera.

Po czym się pożegnali.

Gdy tylko Tobias zamknął za sobą drzwi pokoju, Hoodie odczekał parę sekund i przybiegł do mnie w prędkości światła.

"I co!?"- krzyknął potykając się o kamień.

"Nic, znalazłam pare swoich dzikich fotek i nowy klucz. Chyba przypadkiem zgodziłam sie na spotkanie."- szepnęłam nadal nie dowierzając swojej głupoty.

" Zajebiscie, tak trzymaj, powiem Jane to ogarnie jakąś salę weselną, a potem chce być ojcem chrzestnym chociaż jednego mini Rogersa."- powiedział gestykulując dłońmi, na koniec machając brwiami. 

Moja twarz zlała się kolorem z włosami.

Uderzyłam go w głowę, a on się zaśmiał.

"Weź. Ja tu zawały serca przechodzę a ty mi takie kocopoły pierdolisz." - wzdycham.

Brian sie roześmiał i dziwnym krokiem wrócił do siebie, jakby chcąc mnie rozśmieszyć.

Trochę się udało.

...

Będąc już u siebie, rzuciłam się na szkatułkę.

Usiadłam na podłodze opierając plecy o łóżko.

Kładę szkatułkę na kolanach.

Sięgam po kluczyk do kieszeni...






Dziki Polsat moi drodzy:*

divine feeling ~// ticci toby// creepypastaWhere stories live. Discover now