•Czas na śniadanie•

366 33 14
                                    

Witam bubulki!

Dziś niestety króciutki rozdzalik, ale obiecuję, że następne będą mocne, ale niestety do końca zostało tylko 4 rozdziały ;(( tak szybko mi to zleciało

I swoją drogą chciałabym wam STRASZNIE PODZIĘKOWAĆ MISIE!!! WCZORAJ WBILIŚMY 7K WYŚWIETLEŃ I PRAWIE 800 GWIAZDEK!! Dużo to dla mnie znaczy. Dziękuję wam z całego serduszka (pozdro dla kumatych <3) jesteście niesamowici i kochani, buziaki misie moje <33

Miłego czytania i dzionka/wieczorku!

----------------------------

- Grzesiek, kurwa weź zwolnij! - dobiegłem do chłopaka. - Wiesz jak ciężko nadążyć za tobą, jak się na każdego wpada?!

- No chodź, Kukel. Proszę nie narzekać. - chwycił mnie pod rękę i ruszyliśmy dalej przez korytarz.

- Co? Jaki kurwa Kukel?

- No Kukel. Muszę ci znaleźć jakieś przezwisko. No więc wymyśliłem Kukel! No, chyba że wolisz.. hm.. Kuśkel! - zaśmiał się, siadając ze mną na ławce.

- Czy ty, żeś coś brał?! Co ty mi tu teraz pierdolisz! - uderzyłem go w ramię.

- Hm.. a może Knykieć! Albo wiem! Erwin Orzeszek! Jezu, jak słodko!

- Boże.. nie wierzę w ciebie idioto. - chwyciłem nasadę nosa.

- Dobra, Kukel jest najlepsze! Zresztą nieważne, mów co tak mówiłeś, bo nie dokończyłeś. - zdecydował.

- No.. przed chwilą mieliśmy wychowawczą. Naszą pani się nam pytała, dlaczego my w ogóle tu jesteśmy, bo przecież mamy też inne szkoły w Los Santos. - mruknąłem i zagryzłem wargę. - No, ja tu jestem, bo liceum to jedyne w miarę dobre wyjście w moim przypadku. Ale zastanawiałem się, dlaczego ty tu jesteś. Przecież mogłeś iść do jakiejś szkoły plastycznej albo policyjnej! Przecież ty się tam nadajesz!

- Wiesz Erwin? Powiem ci, że myślałem wiele o tych wszystkich szkołach, ale wybrałem liceum ze względu na Lily i w sumie po prostu podobało mi się tu. Mój tata tu chodził.. ja też chciałem. - uśmiechnął się delikatnie. - A ty nie chciałeś pójść do jakiej innej szkoły? Kim ty w ogóle chciałbyś zostać, Siwy? - odgarnął mi kosmyk włosów.

- Eee.. heh... No... czy to takie ważne? - zaśmiałem się nerwowo, unikając odpowiedzi.

- No powiedz! Nigdy o tym nie gadaliśmy! Ty już wiesz, że ja bym chciał być w wojsku, albo być w policji. Ja też chciałbym wiedzieć, jakie pan Kukel ma ambicje!

- Proszę cię, przestań tak gadać o mnie. - wywróciłem oczami. - Powiem ci, jak nie będziesz się śmiać. - burknąłem.

- No obiecuję!

- No.. chciałbym być... Nie no kurwa! Dobra Jezus! Chcę być pastorem! - odwróciłem się naburmuszony.

- Czekaj, co? Pastorem? To ty nie chcesz dzieci ani nic takiego?

- Kurwa, czemu każdy myśli, że pastor to ksiądz! - wymruczałem bardziej do siebie. - Pastor może się ruchać, brać ślub, czy mieć dzieci! To ksiądz tego nie może. - wywróciłem oczami.

- No dobra, spokojnie! Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś miał taki pomysł na życie. Ale cieszę się. Będę przychodzić do ciebie na msze!

Gdy chciałem odpowiedzieć, zauważyłem, że podchodzi do nas pewna blondynka. I o dziwo nie była to Heidi.

- Grzesiu! Hejka! - przywitała szatyna dziewczyna. - Możemy pogadać?

- Tak, pewnie. - wstał z ławki i odszedł wraz z niższą trochę dalej.

Nie chciałem podsłuchiwać, ale ciekawość przezwyciężyła.

- Chciałam się zapytać ,czy moglibyśmy gdzieś wyjść? Do jakiejś restauracji albo po prostu do parku? - ukazała szereg śnieżnobiałych zębów, poprawiając swoje włosy.

- No oczywiście, że tak. Jutro siedemnasta? - uśmiechnął się zadziornie, pochylając się nad nią.

- Jutro siedemnasta. Zostałabym dłużej, ale muszę lecieć na lekcję. Do zobaczenia, Gregory! - musnęła ustami policzek wyższego i zadowolona odbiegła od niego.

- Czyli randka, co? - westchnąłem, podchodząc do chłopaka.

- No chyba. - zaśmiał się. - Ale Mia jest fajną dziewczyną. Ona w twojej klasie nie jest?

- Nie? Co ty pieprzysz w ogóle! Umawiasz się z laską i nawet nie wiesz, w jakiej jest klasie? Chłopie! - walnąłem go w bark, wywracając oczami.

- No w którejś drugiej! Nie krzycz na mnie zgredzie! Chodź, idziemy. - chwycił mnie pod żebrami, podniósł i ruszył w kierunku sali.

- No Grzegorz! Puszczaj mnie! - próbowałem się wyrwać, ale na marne. - No super jesteś! - fuknąłem obrażony.

Usiedliśmy na ławce obok klasy. Gregory sięgnął po coś do plecaka i dał mi.

- Trzymaj. Czas na śniadanie. - uśmiechnął się delikatnie.

- No Grzesiu. - jęknąłem. Nie byłem głodny, przecież mogłem zjeść za godzinę na następnej przerwie.

No tak.

Często zapominam o jedzeniu. A tym bardziej o śniadaniu. Jednak szatyn za każdym razem, dzień w dzień przynosi mi je razem ze swoim. Protestowałem, ale ten był nieugięty.

Było to urocze, że tak się troszczył, ale uważam, że nie ma takiej potrzeby. Tak właściwie to ja sam mogę robić sobie śniadanie do szkoły. Tylko komu by się chciało robić jedzenie? No na pewno nie mi.

Każdego dnia dostawałem od chłopaka zwyczajną bułkę. Tak, bułkę. Potrafiłem ją jeść przez nawet trzy kolejne przerwy od jej dostania. Gregory mnie rozumiał, nie zmuszał do niczego, ale pilnował bym jadł regularnie.

Doceniałem to. I to bardzo. Jestem pewien, że gdyby ktokolwiek inny by się dowiedział o moich problemach, za chuja by mi nie pomógł. Może poza Vasquezem, ale jego nie biorę pod uwagę. W końcu jego to tu nawet nie ma.

- Dziękuję. - chwyciłem śniadanie i wziąłem mały gryz pieczywa.

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... | [Erwin x Gregory]Where stories live. Discover now