•Kłótnia•

474 31 0
                                    


- Jesteś niewdzięcznym bachorem i tyle! - krzyknęła, uderzając mnie w policzek. Zagryzłem wargę i przymknąłem oczy, by powstrzymać nadchodzące łzy.

- Ja jestem niewdzięczny? Codziennie po tobie sprzątam! Ogarniam cały dom, a ty nic nie potrafisz zrobić, tylko chlejesz! W wakacje nawet na nas zarabiałem! A tobie się nie chce ruszyć, żeby zarobić na cokolwiek! - syknąłem w stronę mojej matki.

- Ale to ja przez całe życie na ciebie zarabiałam! Powinieneś mi dziękować, a nie się na mnie wydzierać i mieć pretensje!

- To ojciec na nas zarabiał. Nie ty. Ty nic nie potrafisz zrobić, poza wydawaniem pieniędzy z alimentów na alkohol. A dziękować ci nie mam za co. - rzekłem najspokojniej, jak tylko potrafiłem.

- A co ty możesz o tym wiedzieć, co?! Ojciec nas opuścił. Poszedł se do innej, a ty uważasz go za lepszego ode mnie! Nie dość, że cały czas zachowujesz się jak dzieciak, cały czas ryczysz, to na dodatek nie potrafisz być wdzięczny! - kolejny raz dostałem w twarz. - Marsz do pokoju! - krzyknęła, pokazując palcem na drzwi.

- Jestem w pokoju! To ty idź do swojego!

Warknęła coś pod nosem i wyszła z pomieszczenia. Trzasnąłem drzwiami, zsuwając się po nich na podłogę. Zakryłem oczy dłońmi i się rozkleiłem.

Po chwili stanąłem przed lustrem, patrząc swój wygląd. Najbardziej wyróżniał się ten policzek. Boli, a w dodatku jest cały czerwony. Westchnąłem ciężko i nałożyłem na głowę kaptur. Wziąłem plecak i wyszedłem z domu.

Wszedłem do szkoły i od razu ruszyłem w stronę sali, w której miałem mieć lekcję. Starałem się mieć spuszczoną głowę w dół, by nikt nie zauważył mojego policzka. Jednak takim sposobem właśnie na kogoś wpadłem. Upadłem na ziemię z delikatnym zdziwieniem.

- Oh.. przepraszam. Nie zauważyłem cię... O Gregory..

- Nic dziwnego, że nie zauważyłeś, jak patrzysz się w podłogę. - zaśmiał się i pomógł mi wstać. - Co ci się stało w policzek? - spytał, chcąc go dotknąć. Odsunąłem się trochę przestraszony.

- Hej, spokojnie. Nie chcesz iść do pielęgniarki?

- Nie, dzięki. Nic mi nie jest. - ruszyłem wzdłuż korytarza, a szatyn za mną.

- Na pewno? To wygląda, jakby ktoś by cię uderzył. Czy to nie jest przypadkiem sprawka Lycha?

- Nie, spokojnie. Naprawdę nic mi się nie stało. - odłożyłem plecak pod sale i usiadłem obok. - Dlaczego tak bardzo się o mnie martwisz? - zapytałem.

- Lubię pomagać. Wczoraj ci chyba nawet mówiłem. Nie fajnie się patrzy na osobę, której staje się krzywda. - spuściłem wzrok na buty. - Więc na pewno nie chcesz pójść do pielęgniarki?

- Na pewno. Po prostu jestem niezdarą i się wywaliłem. Nie martw się... - mruknąłem, wymuszając uśmiech. - Co teraz masz? - spytałem, zmieniając temat.

- Matmę, a w dodatku sprawdzian, na który nic nie umiem. - jęknął i uderzył tyłem głowy o ścianę.

- Jak chcesz, mogę ci pomóc. Ale nie wiem, czy zdążymy. Zaraz jest chyba dzw- przerwał mi głośny dźwięk.

- No właśnie. Dzwonek. Jeśli będziesz chciał, to mogę ci pomóc w tej matmie po lekcjach. - dokończyłem i wstałem z podłogi, biorąc plecak.

- A rodzice nie będą źli, jak nie wrócisz do domu?

- .. Nie, spokojnie... Pewnie nawet nie zauważą, że nie wróciłem... - uśmiechnąłem się sztucznie.

- Oh.. no dobra, dziękuję. Przyjdę na przerwie, do zobaczenia! - krzyknął i pobiegł w stronę schodów.

***

- I co? Jak ci poszedł sprawdzian? - zapytałem Gregory'ego, siadając na pufach pod schodami.

- Chujowo.. prawie nic nie napisałem. - mruknął, skrzywiając się.

- A z czego w ogóle był ten sprawdzian?

-Jakieś rachunki prawdopodobieństwa. Za dużo tego. Za trudne to jest nooo! - fuknął, krzyżując ręce na piersi.

- Przecież to najprostszy dział z dwunastej klasy!

- No chyba tylko dla ciebie! - krzyknął i spojrzał na mnie krzywo. - Kurde, nie wiem, czy powinienem pytać, ale jestem zbyt ciekawski. I jeśli nie będziesz chciał, to nie musisz odpowiadać, ale dlaczego jesteś siwy? I masz złote oczy? Raczej nie spotyka się ludzi z takimi kolorami i oczu i włosów.

- Em.. tak właściwie to sam nie do końca wiem. - zaśmiałem się delikatnie. - W sensie oczy mam po babci. Co do włosów nie jestem pewny, ale jest możliwość, że też mam po niej. Ona urodziła się z kilkoma kosmykami siwych włosów. Być może przeniosło się to na mnie, tylko że nie dostałem kilku kosmyków, a całe włosy.

- Mogę dotknąć? - trochę się zawahałem, ale ostatecznie się zgodziłem.

- Jakie mięciutkie! - krzyknął, dokładając drugą dłoń na moją głowę.

Nie bardzo wiedziałem, jak się zachować. Typ mi maca moje włoski. No zajebiście.

- No już, już. - zachichotałem i zabrałem ręce starszego.

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... | [Erwin x Gregory]Where stories live. Discover now