•Prolog•

693 32 0
                                    

Pierwszy rozdział. Nie wierzę w to, że naprawdę wstawiam te moje wypociny. Za każdy błąd, który się pojawi, od razu z góry przepraszam.

Cóż, mogę jedynie wam życzyć miłego czytania i dzionka/wieczoru kochani! Mam nadzieję, że widzimy się jutro!

----------------------------

Miliony maleńkich kropli spadały na parapety, domy czy rynny. W taki dzień ludzie zostają w swoich domach. Jeżdżą samochodami bądź autobusami, a jeśli już wyjdą, to na krótki spacer ze swoim czworonożnym przyjacielem. Człowiek raczej źle się czuje w taką pogodę, woli spędzać czas w zaciszu swojego, ciepłego domu. Jednak pewny srebrnowłosy nastolatek lubi takie dni..

***

Szedłem właśnie chodnikiem w stronę parku. Mimo że zaczynało coraz bardziej padać, nie przeszkadzało mi to. Wiem, że ludzie patrzą się na mnie krzywym wzrokiem, ale szczerze? Mam wyjebane w nich. W takie dni mogę choć trochę odpocząć od wszystkiego. Nikt mi nie przeszkodzi, bo nawet nie ma kto...

Moja bluza, jak i kaptur na głowie, już całe przemokły wodą, a nieco za duże słuchawki wypadały mi z uszu. Usiadłem na ławce pod drzewem w parku, odchylając głowę do tyłu, co chwilę poprawiając airpods.

Spokojnie słuchałem losowej playlisty, czując kapiące krople na moją twarz, aż w końcu ktoś postanowił przerwać mi mój spokój. Poczułem jak coś, a raczej ktoś ociera się o moją nogę. Troszeczkę przerażony podniosłem głowę i zobaczyłem małego, puszystego, białego kociaka.

- No cześć słodziaku. - przywitałem zwierzaka, biorąc go na ręce.

- Meow! - zamruczał.

Trochę pobawiłem się z tym uroczym futrzakiem. Gdy obróciła się na grzbiet, pokazując brzuszek, zauważyłem, że ma obrożę z adresem.

- Wziąłbym cię, ale niestety widzę, że już masz rodzinkę. Eh.. to co, idziemy do domku? - jako odpowiedź usłyszałem następne miauknięcie.

Chwyciłem adresówkę i ujrzałem, że właściciel zwierzęcia mieszka dość blisko parku. Wstałem z ławki, biorąc kotkę, jednocześnie przykrywając ją delikatnie drugą ręką, aby nie zmokła.

Już po kilku minutach stałem pod domem białego słodziaka. Zapukałem do drzwi, a po chwili stanął przede mną dość wysoki mężczyzna, którego skądś kojarzyłem. Podniosłem głowę, tak by patrzeć na chłopaka.

- Um.. Hej! - przywitałem się, ściągając mokry kaptur z głowy i słuchawki z uszu. - Znalazłem chyba twoją kotkę.

- Pistacja?! O matko, dziękuję! Gdzie ją znalazłeś? - spytał wyższy, odbierając ode mnie swojego futrzaka.

- W parku. I radzę lepiej pilnować tego słodziaka, bo to kot rasowy, a wiesz jacy są ludzie.

- Tak, wiem... Tak poza tym, to czy my przypadkiem nie chodzimy do tej samej szkoły? - zapytał, odkładając kotka na podłogę, który pobiegł zaraz gdzieś w głąb mieszkania.

- Być może. Właśnie jak cię zobaczyłem, to wiedziałem, że skądś cię kojarzę.

- Też cię kojarzę ze szkoły. Może chciałbyś wejść? Zaczęło lać jeszcze bardziej. - zaproponował.

Średnio byłem przekonany do tego. Nawet się nie znamy.

- W ogóle, coś ty robił na deszczu w parku? - kontynuował.

- Nie, ale dzięki za zaproszenie. Lubię spacerować w deszczu. I ja już będę szedł. - gdybym znał go lepiej, wszedłbym. Tym bardziej że zaczyna mi się robić zimno. Nie wiem jednak, jakie ma zamiary.

- Okej.. i jeszcze raz dziękuję za znalezienie Pistacji. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze.

- Nie ma za co. Też mam taką nadzieję. Na razie! - pożegnałem się i ruszyłem w stronę swojego domu...

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... | [Erwin x Gregory]Where stories live. Discover now