•Martwi się•

515 36 0
                                    

- Erwin, co się stało?! - popatrzyłem na swoje ręce całe od krwi. Cały obraz zaczął mi się zamazywać.

Gregory cały czas do mnie krzyczał, ale pisk w uszach uniemożliwiał usłyszenie jego głosu. A nawet gorzej, zaczęło mi to sprawiać ból.

Odepchnąłem chłopaka, zakrywając uszy dłońmi. Przykucnąłem i oparłem plecy o zimną ścianę łazienki.

Przed moimi oczami pojawiły się mroczki i ostatnie, co zobaczyłem to zmartwiona i przerażona twarz szatyna.

Straciłem przytomność.

***

Uchylając delikatnie powieki, od razu oślepiła mnie biel pokoju. Podniosłem się do siadu, przecierając oczy. Zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu, aż w końcu mój wzrok zawiesił się na pielęgniarce wpatrzoną w monitor komputera.

- Oh, w końcu się obudziłeś! - podeszła do łóżka, na którym leżałem.

- Co się stało? Dlaczego tu jestem? - spytałem, marszcząc brwi.

- Zaraz ci wszystko powiem, tylko powiedz mi najpierw, co ostatnie pamiętasz? - usiadła na stołku.

- Um... Uderzyłem się w nos. To ostatnie pamiętam.

- Na pewno sam się uderzyłeś? Nie ktoś inny?

- Sam... - zagryzłem wargę, spoglądając na swoje rękawy, na których już dawno zaschła czerwona ciecz. - Ile tutaj jestem?

- 2 godziny. Straciłeś sporo krwi przez ten nos, a w dodatku byłeś strasznie wymęczony. - rzekła, zapisując informacje na kartce.

- Wracając do tego nosa.. nic poważnego ci nie jest. Na całe szczęście nie złamałeś go, ale uszkodziłeś błonę śluzową jamy nosowej. Raczej nic ci nie będzie, jeśli będziesz uważał. - kiwnąłem delikatnie głową na znak, że rozumiem. - A co do łuku brwiowego, przeciąłeś go. Wyczyściłam go i wszystko powinno być okej.

- A ile jeszcze będę musiał tu siedzieć? - spytałem, szukając wzrokiem mojego plecaka.

- Jeszcze chwileczkę. - usiadła przy swoim biurku i znów zaczęła coś pisać. - Dzwoniłam do twojej mamy. Nie odebrała. - na te słowa moje całe ciało się spięło.

- Um.. mama jest strasznie zapracowana. Rzadko ma czas, żeby pójść do toalety, a co dopiero w telefon spojrzeć. - skłamałem, by jakkolwiek obronić rodzicielkę.

Przez następne minuty kobieta zajęła się komputerem, a ja wsłuchiwałem się w głuchą ciszę. Jedyne co było słychać, to dźwięk uderzają palcami w klawiaturę. Po chwili po pomieszczeniu rozległo się pukanie w drzwi.

- Proszę! - krzyknęła, a do środka wszedł szatyn. Rozejrzał się po pomieszczeniu i w końcu zawiesił wzrok na mnie.

- Na reszcie się obudziłeś! - usiadł koło mnie. - A teraz mów, co ci się stało! To raczej nie jest normalne, że masz krwotok z nosa!

- Gregory, uspokój się. Myślę, że wystarczy mu emocji na dziś. - rzekła czarnowłosa, podchodząc do naszej dwójki.

- Erwin, myślę, że będziesz mógł już iść. Jesteś już po lekcjach, pójdziesz do domu i wypoczniesz. - uśmiechnęła się delikatnie, podając mi mój plecak. - Wszystkie nieobecności ci usprawiedliwię.

- Dziękuję i do widzenia. - wyszliśmy z pokoju.

- A teraz mi mówisz, co ci się stało.

- ... No co mam ci powiedzieć. Uderzyłem się i tyle. - wymruczałem, odwracając wzrok.

- No jakoś mi się nie wydaje, że sam się uderzyłeś, tak mocno, że krew ci poszła. Nie chcę na ciebie naciskać, ale się martwię.

Ta. Jakoś mi się nie wydaje. Znamy się z dwa tygodnie, a ty się martwisz? Jasne.

- Po prostu jestem niezdarą. Naprawdę nie masz się o co martwić. Nic mi nie jest. - wymusiłem sztuczny uśmiech, starając się przekonać starszego.

- Eh.. na pewno?

- Na sto procent... - wyszliśmy ze szkoły i ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę domu.

***

- Do jutra, młody! Uważaj na siebie i ten nos! - krzyknął, ruszając w stronę swojego domu.

Znowu mnie odprowadził. Tylko po co? Przecież nie jestem już dzieckiem. Umiem sam dojść do domu.

Wszedłem do środka najciszej, jak tylko potrafiłem, by nie obudzić matki. Skierowałem wzrok na kanapę, na której najczęściej leżała, jednak tym razem jej tam nie było. Trochę się zdziwiłem.

- Mamo..?

- Hm? - usłyszałem mruknięcie ze strony kuchni.

- Co.. co ty robisz?

- Gotuję. Nie widzisz? - przewróciła oczami, nawet na mnie nie spoglądając.

- Ale po co? I dlaczego jesteś taka wystrojona?

- Bogdan przychodzi. - rzekła, krojąc warzywa na desce.

- Przepraszam kto? Jaki Bogdan?! - krzyknąłem, coraz bardziej się irytując.

- Nie interesuj się gówniarzu! I nie podnoś na mnie głosu! - warknęła, pierwszy raz odwracając się w moją stronę. - Marsz do pokoju, bo zaraz przyjdzie! I najlepiej z niego nie wychodź!

Otworzyłem lekko usta, chcąc się odezwać, ale po chwili zrezygnowałem. Pobiegłem do pokoju, zamknąłem drzwi i zsunąłem się po nich. Zacząłem ciągnąć końcówki swoich włosów i pojawiły mi się łzy w kącikach oczu. Przygryzłem wargę, by je jakkolwiek odpędzić.

Przyciągnąłem swoje kolana do klatki piersiowej i objąłem je rękoma. Przymknąłem oczy z jedną myślą.

Dlaczego to wszystko musi mi się przytrafiać...?

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... | [Erwin x Gregory]Where stories live. Discover now