•Żyletka•

427 31 2
                                    


- Erwin, do jasnej cholery! Gdzie ty jesteś gówniarzu! - drzwi mojego pokoju gwałtownie się otworzyły.

Ze strachu aż podskoczyłem na łóżku. Wyjąłem słuchawki z uszu i spojrzałem się w stronę kobiety.

- Oh.. mamo, wróciłaś już. - podniosłem się do siadu.

- Ile razy mam krzyczeć?! Jak cię wołam, to powinieneś przyjść do mnie, a nie, że ja cię szukam po całym domu!

- Przepraszam... Nie raz ci przecież mówiłem, że gdy mam słuchawki w uszach, to nic nie słyszę... - mruknąłem, tłumacząc się.

- Przestań wymyślać! Uh! - złapała się za nasadę nosa, przymykając oczy. - Dwa tygodnie temu w dzień naszego wyjazdu, Bogdan znalazł u ciebie żyletkę. Możesz mi powiedzieć, po co ci ona jest?! - słysząc to, zamarłem.

To on znalazł moją żyletkę. To on powiedział matce.

Dlaczego on w ogóle był w mojej łazience?! Czy ja grzebię mu w rzeczach?! Nie! To dlaczego on to robi!
Czy ja naprawdę powinienem zamykać pokój na klucz, gdy idę do szkoły?!

- Co przepraszam? Jak znalazł u mnie żyletkę?! Jakim prawem grzebał w moich rzeczach?! Jakim prawem on w ogóle był w moim pokoju?! - wstałem na równe nogi, podchodząc do matki. Dopiero wtedy zauważyłem, że za nią krył się mężczyzna.

- Nie podnoś na mnie głosu! Masz nam powiedzieć, po co jest ci potrzebna ta pieprzona żyletka!

- Skarbie, spokojnie. - odezwał się starszy, uspokajając moją matkę. - Erwin, przepraszam, że byłem w twoim pokoju i naruszyłem twoją prywatność. Po prostu twoja mama wtedy szykowała się na wyjazd i zajmowała całą łazienkę. Ty w pokoju masz drugą, więc pomyślałem, że nie obrazisz się, jak skorzystam z niej. No i przez przypadek znalazłem ją. - otworzył dłoń, na której widniał kawałek stali.

- Więc teraz tłumaczysz się, po cholerę masz w łazience tę pieprzoną żyletkę! - syknęła jeszcze głośniej.

- Nie wiesz, do czego jest żyletka?! Może na przykład do tego, żeby odciąć jakąś nitkę od ubrania, czy chociażby do golenia się! Nie udawaj głupiej! - palnąłem, nie myśląc nad tym, co mówię.

- Elizabeth, spokojnie! - zatrzymał kobietę, gdy ta już podnosiła rękę, by mnie uderzyć. - Chodź kochanie, wszystko zostało wytłumaczone. Nie trzeba się denerwować. - wyprowadził ją z pokoju, oddał mi mały przedmiot i zamknął drzwi, poprzednio wychodząc z pokoju.

Co ją obchodzi jebana żyletka w moim pokoju, jeśli nawet mną się nie interesuje?? O co chodzi tej babie?

Odetchnąłem z ulgą. Położyłem się na łóżku, czując, jak kolejny raz w moich kącikach oczu zbierają się łzy.

Jakim prawem on tutaj wszedł...

Mógł znaleźć tyle rzeczy w moim pokoju, ale na całe szczęście znalazł tylko to...

***

-

Ja już nie wiem co mam robić... - szepnąłem, wpatrując się w sufit. - Dosłownie świat mi się wali...

- Erwiś spokojnie. Mów dokładnie co się dzieje.

- Matka przyjechała do domu. Oczywiście z tym typem. Wparowała mi do pokoju, wrzeszcząc na mnie, że ten jej facet znalazł u mnie... - nie dokończyłem, zastanawiać się, czy powiedzieć o tym.. będzie, przecież się jeszcze bardziej martwił...

- Co znalazł. Spokojnie. Wdech i wydech. Nigdzie się nie śpieszymy. - odparł uspokajającym głosem.

- .. żyletkę... - obydwoje zamilkliśmy.

- Erwin.. a dlaczego u ciebie była żyletka..? - zapytał nie pewnie. - Czy ty.. nadal się tniesz? Erwiś...

- N-nie! Nie, naprawdę... - zagryzłem wargę, prosząc, by chłopak nie skapnął się, że kłamię.

- Na pewno..? Skarbie, jeśli nadal to robisz, proszę powiedz... Nie raz o tym rozmawialiśmy... To nie jest dobre. Krzywdzisz się tylko...

- Obiecuję, Vasqi.. - uśmiechnąłem się słabo, przymykając oczy.

- Eh.. no dobrze. W takim razie.. może opowiedz jak z tym chłopakiem, o którym mi ostatnio mówiłeś. - rzekł trochę spokojniej.

- Sam nie wiem... Wiem na pewno, że za dużo rzeczy mu mówię, ale nie bardzo umiem mu odmówić... Jest taki.. inny. Nie jest jak większość ludzi ze szkoły. Zachowuje się tak bardzo uprzejmie. Tak jakby martwił się o mnie? W sensie sam mi to mówi, tylko że mam wrażenie, że to robi tak naprawdę... Rozumiesz..? - w połowie tego, co powiedziałem, sam się pogubiłem.

- Rozumiem, Erwiś.. ale wiesz, że nie możesz tak łatwo mu zaufać. Naprawdę uważaj na niego. Nie znasz go, ja też nie, dlatego musisz być ostrożny. Nie chcę, żebyś jeszcze bardziej cierpiał... Nie ma mnie w Los Santos.. i nie będę miał, w jaki sposób ci pomóc. - westchnął ciężko, rzucając się na łóżko.

- Wiem Vasqi, wiem... Możemy zmienić temat? Nie chcę zamartwiać cię jeszcze bardziej. Teraz ty mi powiedz czy kogoś poznałeś.

- Noo, poznałem taką jedną dziewczynę. Zaczyna się do mnie trochę przystawać, ale średnio jest w moim guście. - burknął, a ja mimo tego, że nie widziałem jego twarzy, wiedziałem, że wywrócił oczami.

- A jak wygląda? - spytałem ciekawy.

- Niska, czarne włosy, brązowe oczy, szczupła i wymalowana. No wygląda tak jak większość kobiet w Japonii. W sensie jest bardzo ładna, ale no raczej nie dla mnie. - mruknął swym basowym głosem.

- Oj tam, oj tam. Nie narzekaj. Już dawno nie miałeś kogoś, a tobie nadal przeszkadza choćby najmniejszy szczegół. - zaśmiałem się cicho, przewracając się z jednego boku na drugi.

- No jejku, jejku! W każdym mi coś nie pasuje, poza tobą. Ty jesteś idealny, Erwiś i nie ma lepszego człowieka na tym świecie niż ty. Więc doceń to i teraz ty się mnie nie czepiaj! - fuknął żartobliwie, po czym zaczął się śmiać.

- Wiesz co, Vasqi..? Jesteś najlepszy... Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, żebyś był tutaj... Żebyś był przy mnie... Oddałbym wszystko, żebym mógł się do ciebie przytulić i odciąć od tego całego świata...

- Też chciałbym być przy tobie... Postaram się jak najszybciej przylecieć do ciebie, ale naprawdę nie wiem ile, to potrwa... Zapewne będę mógł dopiero we wakacje. - westchnął smutno.

Mógłbym z nim rozmawiać godzinami... Kocham go jak starszego brata, mimo tego, że nawet nie jesteśmy spokrewnieni... Tęsknię za nim.. i to bardzo...

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... | [Erwin x Gregory]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz