•Pierniczki•

408 33 8
                                    


Czułem się okropnie. Miałem cały zatkany nos od kataru, zaczynał mi się kaszel, cała głowa mnie bolała i byłem wycieńczony.

- Uhh..! - jęknąłem, słysząc dzwonek telefonu. - Halo? - sapnąłem, przymykając oczy. Przewróciłem się na bok, okrywając kołdrą i włączyłem rozmówcę na głośnik.

- Erwin, chciałem zapytać jak się czujesz, ale słyszę już, że źle. Zaraz będę u ciebie z lekami. - usłyszałem poza basowym głosem dźwięki przejeżdżających aut.

- Nie, serio, jest git. Nie musisz przychodzić. - wymruczałem w połowie w poduszkę.

- Od tej choroby majaczysz już. Uspokój się. Będę za pięć minut. - rozłączył się.

- Ja pierdole... - warknąłem, podnosząc się do siadu. - Dobrze, że matki nie ma.

Wyszedłem z cieplutkiego łóżeczka i wziąłem koc. Okryłem się nim i ruszyłem do salonu.

- Kurwa..

Oczywiście jak zawsze. Bałagan matki. Kurwa!

Szybko zacząłem sprzątać puszki i butelki, jednak nawet nie zdążyłem zabrać ich połowy, gdyż usłyszałem domofon.

Zrezygnowany otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się szatyn z zaróżowionymi policzkami od zimna i z siateczką leków w ręku.

- Wstawiaj wodę na herbatę, trzeba cię wyleczy.. ee... - przerwał, gdy zobaczył syf.

Ja tylko cicho westchnąłem, nie bardzo chcąc to tłumaczyć. Ruszyłem powoli w stronę kuchenki gazowej, a chłopak za mną, na razie nie zadawając pytań.

Wlałem wodę do czajnika i postawiłem go na gaźniku. Obróciłem się w stronę Gregory'ego i oparłem tyłem o szafkę.

- To matki. - mruknąłem niewyraźnie i cicho.

- To.. em... Czy.. czy ona ma problem z alkoholem? - spytał ostrożnie, a ja wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok. - To... to dlatego jestem u ciebie pierwszy raz?

- Patrząc na twoją mamę, jak dba o ciebie i Lily, jak zrobiłaby dla was wszystko.. było mi wstyd. Nadal jest. Wolałbym, żebyś tego nie widział... - burknąłem, wlewając wrzącą wodę, która dopiero co się zagotowała, do kubków.

- Er... - podszedł do mnie zmartwiony.

- Trzymaj. - wymruczałem sucho i skierowałem się do pokoju. Usiadłem na łóżku, okryłem się pościelą i wypakowałem lekarstwa z pudełek.

Grzesiek zamknął drzwi i zasiadł koło mnie.

- E, kurwa! Ile ty tego bierzesz! - wyrwał mi pastylki z ręki.

- Tyle, żeby mi kurwa pomogło.. - sapnąłem ciężko, wydmuchując nos. - Grzesiu, widzisz, że jest źle, więc z łaski swojej mógłbyś mi oddać te cholerne tabletki?!

- Nie. - wywróciłem oczami na jego odpowiedź. - Masz. Więcej nie pozwalam ci wziąć. Masz się wyleczyć, a nie zdechnąć. - popiłem herbatą leki od Gregory'ego i położyłem się. - .. dlaczego to wszystko.. tam leżało?

- Hm? A... Em.. matka pewnie wieczorem nie posprzątała. - szepnąłem cicho.

- Oh... Czy.. ty masz tak codziennie..? - zadał pytanie, przeczesując moje kosmyki włosów.

- Mhm...

- Nie wyjechała na prawdziwą delegację, prawda? - uniosłem wzrok na brunatne tęczówki chłopaka.

Kurwa i po co ja to w ogóle mu mówię? Mam wrażenie, że jednak nie powinien się dowiedzieć o tym.

- Erwin, od ilu to już tak trwa? Nie może tak być.

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... | [Erwin x Gregory]Where stories live. Discover now