•Malutki•

413 34 34
                                    

Kochani! Uwaga! W tym rozdziale jest tyle słodzenia, że aż do porzygania! Ale właśnie taki był zamiar, więc mam nadzieję, że nie zryje wam to psychy!

Miłego czytania i dzionka/wieczorku, buziaki!<33

----------------------------

Mecz trwał w najlepsze. Wynik 5:2 dla drużyny z naszej szkoły. I mimo że nienawidzę sportu i kompletnie nie rozumiem zasad koszykówki, poza tym, że mają wrzucić do kosza piłkę, to naprawdę fajne przeżycie.

Po 40 minutach od zaczęcia turnieju ogłoszono przerwę. Zeszliśmy po schodach na dół, a do nas podbiegł cały zdyszany Grzesiek.

- Świetnie wam idzie! - krzyknęła jakaś dziewczyna z trybunału. Z tego co pamiętam, to chyba była Ross?

- Nie sądziłem, że dacie sobie radę. Ale miłe zaskoczenie. - wyszczerzyłem się złośliwie do chłopaka.

- Ha, ha, ha. Bardzo zabawne. - zmierzył mnie wzrokiem. - Chodź, spróbujesz sobie zagrać. Zobaczymy, jak tobie pójdzie. - odwzajemnił ten sam uśmiech.

- Że co. No puszczaj mnie! Grzegorz! - krzyknąłem, gdy zaczął mnie ciągnąć za rękę w stronę boiska do gry.

- Łap! - rzucił w moją stronę piłkę, a ja ledwo co ją złapałem. Zacząłem biec w przeciwnym kierunku, stanąłem przed koszem i spróbowałem dorzucić do niego piłkę. Jednak ona nawet nie znalazła się na wysokości kosza.

Za to, gdy spadła na ziemię, Gregory od razu ją zabrał, i kozłując w międzyczasie, trafił do kosza. Piłka, która przeleciała przez jej cel, trafiła mnie w głowę.

- Ty chuju! Jak możesz! - właśnie wtedy zaczęliśmy biegać i rzucać się piłką.

Nie zwróciliśmy uwagi na to, że każdy się nam przyglądał, ale kto by się tam przejmował. Na pewno nie ja.. he.. he...

Po dobrych pięciu minutach naszej zabawy zacząłem się cofać, by złapać piłkę, która leciała w moją stronę. Jednak wpadłem na coś, a raczej na kogoś.

- Oh.. bardzo przepraszam. Nie chciałem.

- Uważaj, jak chodzisz malutki. Nie zawsze będę mógł cię złapać. - wyszczerzył zęby i skierował moją brodę do góry dłonią.

Ja pierdole, znowu on.

- Um.. słucham? - mruknąłem, starając się odsunąć od chłopaka.

- Słonko, może pokazać ci, jak naprawdę się gra? A nie grasz z tym palantem. W końcu to dzięki mnie wygrywamy każde zawody. - starałem się poszukać jakiejś deski ratunku. Halo, Grzegorz? Gdzieś się kurwa podział?

- Zostaw go, Hank. - usłyszałem warknięcie przyjaciela za moimi plecami, jednak ten drugi tylko się zaśmiał.

- Bo co? Zrobisz mi coś? Pobijesz? Już się boję. - prychnął w twarz szatynowi. - Jak ci na imię, słodki?

Zaraz się zrzygam od tych nazw. Nie jestem jakimś dzieckiem ani panienką, aby się tak do mnie zwracać.

- Erwin. - uśmiechnąłem się niezręcznie, odsuwając od chłopaka. - Niestety ja już muszę iść. Przyjaciółka na mnie czeka i mecz się już zaczyna. Na razie. - odszedłem, posyłając ostatnie wkurzone spojrzenie Gregory'emu.

Po niecałych dwóch minutach rozpoczęła się druga połowa zawodów. Na nieszczęście drużyna z Nevady zaczęła lepiej grać i zremisowała z naszą. Jednak nasza szkoła wzięła się w garść i zaczęli zdobywać punkty. W końcu mecz się zakończył z wynikiem 8:5. Ludzie na trybunach zaczęli piszczeć, krzyczeć i wariować. Ja tylko wywróciłem oczami. Po co tyle wrzasków?

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy... | [Erwin x Gregory]Where stories live. Discover now