Rozdział 47 - Kolejny cios

1.2K 44 16
                                    

Wychodząc powolnym krokiem z łazienki, myślałam tylko o tym, by nie potknąć się o własne nogi, którymi wręcz powłóczyłam po ziemi.

Nie miałam zupełnie siły, a jeśli już znalazłam jakieś ich resztki - błyskawicznie zużywałam je na walkę z nasilającym się bólem.

Jakakolwiek wizja podróży, która tworzyła się w mojej głowie sprawiała, że miałam ochotę się popłakać. Wiedziałam, że nie miała ona sama w sobie oszczędzić mi bólu.

Will patrzył, jak zbliżam się do niego z widocznym zmartwieniem. W łazience przebrałam się w luźne, acz ciemne dresy, które mi przyniósł, a bieliznę chroniłam podpaska przez ich poplamieniem.

- Dasz radę zejść po schodach? - dopytał, gdy brałam z szafki nocnej telefon i chowałam go do obszernej kieszeni bluzy.

- Tak myślę - odparłam, choć ręki nie dałabym sobie uciąć za swoje słowa.

- Bardzo cię boli? - zeskanował mnie wzrokiem takim, jakby pragnął zdjąć ze mnie moje cierpienie i w całości przerzucić je na siebie.

- Mhm - przyznałam i niespiesznie zbliżyłam się do niego.

- Chodź, Vince czeka już w garażu - zapowiedział i chwycił mnie pod ramię. Gdy byliśmy już przy drzwiach, gwałtownie przystanęłam. Musiałam zadać mu jedno, ważne dla mnie pytanie, które nie dawało mi spokoju.

- Chłopaki wiedzą? - Spojrzałam na niego udręczonym wzrokiem. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło, ale pragnęłam też wiedzieć.

- Wiedzą i uparli się, że jadą z tobą - odpowiedział, a mnie zalała fala potu, spowodowanego stresem, jaki zawrzał nagle w moich żyłach.

W jednej sekundzie oddech stał się cięższy, a ciało zaczęło drzeć, odczuwając silny strach.
Bałam się, jak zareagują, co powiedzą. Lęk przed tym wszystkim, co teraz miało mnie czekać był zbyt silny, bym mogła przejść obok niego obojętnie. Jednocześnie poczucie winy i niesprawiedliwości, które nie dawały o sobie zapomnieć, coraz bardziej przybierały na sile. Stały się wręcz nieodłącznym elementem uporczywych myśli.

Zsunęłam się na ziemię, nie mogąc złapać oddechu. Czułam, jakby ktoś przewiesił mi na szyi kilogramowy sznur, który sprawiał, że każda minuta walki o oddech była w ostateczności moją przegraną.

Złapałam się na szyję, jakby to miało w jakiś sposób pomóc mi zaczerpnąć powietrza.

Will widząc, co się działo, od razu przykucnął obok, mówiąc coś do mnie, ale byłam zbyt nieobecna, by móc mu odpowiedzieć, jakkolwiek zareagować.

Byłam tylko ciałem, ale myślami znajdowałam się gdzieś daleko poza zasięgiem jego słów, które słyszałam jak za mgłą. Nic do mnie nie docierało, albo nie chciałam, żeby tak było. Jedyne, na czym się skupiłam, to panika, od której nie umiałam się uwolnić. Wpadłam w jej sidła i przepadłam.

- Hailie, oddychaj ze mną, słyszysz? - Will wciąż próbował cichym, lecz lekko podenerwowanym głosem mówić do mnie, bym w końcu się ocknęła. Ale mimo, że teraz go słyszałam, to wciąż na przeszkodzie stał duszący strach, niepozwalający odezwać się choćby słowem.

Paraliżujący strach jest najgorszym, co kiedykolwiek mnie spotkało.

Zabrał mi tyle chwil, szans i możliwości, które już na zawsze miały pozostać niewykorzystane.

- Dziewczynko, masz mi tutaj oddychać, słyszysz?- odezwał się znajomy głos, a mnie oblała fala niewyjaśnionych uczuć. Strach powoli się zmniejszył, a przecież to między innymi reakcji właściciela tego tonu tak bardzo się obawiałam.

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Donde viven las historias. Descúbrelo ahora