Rozdział 31 - Pomogę ci, moja mała krolewno.

1.7K 44 49
                                    

W objęciach ojca spędziłam jeszcze dobre kilka minut, zanim łaskawie zdecydowałam się go puścić. Jego bliskość wpływała na mnie porównywalnie, jak ta, której często doświadczałam od Will'a.

Chłopcy w tym czasie zabrali nasze walizki do domu, dając mi chwilę, bym mogła pobyć sam na sam z tatą.

- Tęskniłam za tobą, tato. - wydusiłam przez łzy, dopiero po dłuższym czasie zdolna do wypowiedzenia jakichkolwiek słów.

Tak bardzo cieszyłam się, że mam wreszcie tego człowieka tak blisko siebie, że ciężko było mi opanować kotłujące się w moim ciele emocje.

Nie widziałam go bardzo długo, a rozmowy przez internet na kamerce nigdy nie równały się ze spotkaniem na żywo i wymienieniem takich najmniejszych czułości .

- Ja za tobą też, królewno. - ucałował czubek mojej głowy i odsunął mnie od siebie, spoglądając z miłością w moje załzawione oczy.

- E, wystarczy tam już tych czułości! - krzyk Dylana za moimi plecami mało mnie nie ogłuszył.

- Teraz nasza kolej! Tobie już wystarczy, mała! - zawtórował mu Shane.

Obecność ojca u mojego boku tak mnie pochłonęła, że dopiero krzyk braci wybudził mnie z zamyślenia.

Odwróciłam się w ich stronę i zauważyłam, że stali całą trójką obok siebie i musieli przez dłuższy czas nam się przypatrywać. Poznałam to po ich śmiesznym ustawieniu w jednym rzędzie i rękach, które jednakowo mieli skrzyżowane pod piersiami. Na ich twarzach błądziły kpiarskie uśmieszki, więc nie brałam ich zarzutów do siebie.

Parsknęłam głośno na ten widok, ale nie dali mi się nim cieszyć zbyt długo, bo ruszyli w stronę ojca i przywitali się z nim po męsku.

Kolejna łza wzruszenia zakręciła się w moim oku, gdy zobaczyłam z jaką troską i czułością Cam obejmował swoich synów.

To takie urocze.

Chłopcy, mimo iż na codzień zgrywali niewzruszonych nieobecnością ojca w ich życiu, to teraz wydawali się być tak samo szczęśliwi, jak ja.

Ich przywitanie trwało znacznie krócej od mojego i chwilę później byliśmy już w holu willi.

Zatkało mnie, dosłownie.

- Czujcie się jak u siebie. - odezwał się Cam i rozłożył ręce w gościnnym geście. Gdy zobaczył moją reakcję, jego kącik powędrował wysoko w górę.

Nie zamierzałam udawać, że wystrój domu nie robił na mnie żadnego wrażenia, bo robił i to ogromne. Willa Monetów też była ogromna i wypełniona po brzegi ekskluzywnymi dodatkami, ale ten dom miał w sobie coś, czego w Pensylwanii zdecydowanie mi brakowało.

Kolory.

Pełno żywych i przekazujących swoją pozytywną energię kolorów.

Już na wejściu, moim oczom ukazała się piękna i obszerna antresola, na której najdłużej zawiesiłam swój wzrok. Sufity były wysokie, a przestrzeń dookoła była otwarta, jasna i wypełniona licznymi roślinami. Szczegóły, które nadawały pomieszczeniom wyrazistego charakteru, były chyba we wszystkich możliwych odcieniach tęczy.

- Tak, królewno. Twój pokój jest dokładnie tam, gdzie przez dłuższy czas zerkasz. - mruknął zabawnie tata, a mi oczy zalśniły z ekscytacji i nagłego przyrostu szczęścia.

O. Mój. Boże.

Mój pokój jest tam, gdzie ta wielka antresola?!

Hailie Monet - zaburzenia odżywiania Where stories live. Discover now