Epilog

481 51 28
                                    

Rok później

Otworzenie się przed obcymi nie należy do wcale tak łatwych spraw. Wystawienie się na ocenę i analizę, aby pozwolić sobie zmienić życie. Miałem wiele wzlotów i upadków, wielokrotnie miałem ochotę rzucić terapie w cholerę, ale wytrwałem w niej rok. Pełen rok, bo oto skończyłem szkołę średnią z zadowalającym wynikiem i potencjałem na studia, których nadal nie pragnąłem. Moja głowa stała się lżejsza od natrętnych myśli dzięki tabletkom i rozmowom. Przemieleniu dzieciństwa i mojego podejścia do życia. Można powiedzieć, że ja i pani Tara znaleźliśmy wspólny język po wyboistej drodze.

Namawiała mnie do zrezygnowania z palenia, ale jej nie wyszło – tylko to.

Namówiła mnie do ryzyka i smakowania życia.

Nie musiała. Zrobił to ojciec. Gdziekolwiek był, zmotywował mnie do szukania siebie na tak wielkim świecie.

Miałem swoją maszynę śmierci. Wuj miał swoją i razem nad nimi siedzieliśmy. Declan miał prawko i nowe autko, którym rzadko jeździłem. Zdobyłem się na pierwszą dziarę. Mój nadgarstek oplatało słowo „brother". Podobnie jak nadgarstek Declana. Tylko że moją dziarę robił mi on, ja nie zdecydowałem się na takie szaleństwo dla niego.

Jackson poszedł na studia po tym, jak przeprowadził do Sage. Stanął na nogi. Rzucił używki i imprezy na rzecz zdrowia. Uchodził za najlepszego przyjaciela Jaspera i to było widać, gdy spotykali się na terenie szkoły i obejmowali. Jasper siłą rzeczą musiał się odsunąć od reszty z paczki, chociaż się z nami witał, a do mnie uśmiechał. Potrzebowaliśmy dużo czasu, żeby odzyskać swobodę i móc stać przy sobie jak kumple, a nie byli. Na szczęście Deklan wrócił do bycia komikiem i nie atakował już Jaspera. To wiele ułatwiło.

Luke dostał sporo laurek na pożegnanie. Mianował swoim następcą komitetu Dan, która objęła go publicznie i powiedziała, że taki brat to skarb. Wszyscy się zaśmialiśmy. Oto nadszedł czas, gdzie wszyscy mieliśmy iść w swoje strony. Dorosnąć.

Wszyscy z wyjątkiem Jaspera i Dan, którym współczułem.

Zorganizowaliśmy w tym celu ostatnią imprezę, która miała oddzielić życia grubą krechą. Patrzyłem po moich przyjaciołach i zastanawiałem się, czy jeszcze ich kiedyś spotkam. Czy Jasper odważy się być sobą? Czy Sage zdobędzie jeszcze większy follow w sieci? Czy Luke zawojuje w marketingu? Czy Jackson już nigdy w siebie nie zwątpi? Czy Dan udźwignie bycie twarzą społeczności queer? Czy Kurt otworzy się na kobiety? Czy Declan weźmie ślub z Olive i nie skusi go już dziedziczna przemoc?

Po imprezie zajechałem do domu Kurta, gdzie wciąż paliły się światła, chociaż było grubo po północy. Nie musiałem schodzić z maszyny, bo przyjaciel zbiegł po schodach z torbą podróżną na plecach. Uśmiechnąłem się do niego. Był nieocenionym przyjacielem, skoro tylko dla mnie urwał się z imprezy dużo wcześniej. Zsiadłem z motocykla, żeby odebrać torbę i należycie pożegnać się z Kurtem. Patrzył na mnie oceniająco.

– Nie wybaczą ci tego – stwierdził.

– Nie muszą – przyznałem, wzruszając ramieniem. – Ważne, że sobie bym nie wybaczył, gdybym nie spróbował. Lepiej spierdolić i przeprosić, niż żałować.

Uśmiechnął się szerzej. Pozwoliliśmy sobie na przytulenie. Kurt był jedyną osobą, która znała prawdę, ale tutaj różnice się kończyły. Wiedział, że gdy tylko znikniemy sobie z oczu, już się nie zobaczymy. Może dlatego pożegnanie było tak trudne dla nas obu.

– Zawsze możesz wrócić i mnie poszukać – zapowiedział, odsuwając się. – Chociaż mam nadzieję, że ci się uda.

– Tobie też się uda.

Odjechałem nocą z całym moim obecnym dobytkiem na plecach. Zajechałem jeszcze tylko w jedno miejsce, żeby pożegnać się z miastem. Na punkcie widokowym spojrzałem na telefon, gdzie wszedłem w aplikacje konta bankowego. Suma, którą pożyczył mi niczego nieświadomy wuj na inwestycję. Obiecałem, że oddam i planowałem słowa dotrzymać. Zastrzegłem, że to może zająć mi lata, ale Hunter się tylko uśmiechnął, jakbym wcale nie musiał oddawać takiej sumy pieniędzy.

Spojrzałem na błyszczące miasteczko u moich stóp. Gdzieś tam moi przyjaciele nadal się bawili. Wujostwo spędzało leniwą sobotę w domu. Edward zamykał bistro.

Zsunąłem osłonkę na oczy, schowałem telefon i odjechałem. Tym razem już się nie zatrzymałem. Minąłem tabliczkę informującą o wyjeździe z miasta. Towarzyszyło mi przy tym poczucie ekscytacji, ale i strachu. Byłbym głupi, sądząc, że się nie boję. Właśnie opuszczałem dom w poszukiwaniu nowego. Mając ze sobą tylko pare rzeczy osobistych, dużo kasy i wolność. Lekką głowę i leki.

Declan towarzyszył mi przez cały ten czas poprzez napis na nadgarstku.

Rozpocząłem pogoń za własną bazą.


~~~~~~~~~~~~~~~~~

W mediach okładka drugiego tomu dostępnego już na profilu!

Poświęćcie chwilę i koniecznie podzielcie się swoimi przemyśleniami o tej historii w komentarzach! Dziękuję za przygodę z chłopcami~

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Where stories live. Discover now