XXII: Biała polewa

486 60 1
                                    

Tylko trójka z nas znała oficjalne miejsce naszej grupowej randki i byłem to ja, Sage oraz Declan. Powiedziałem mu o wszystkim, bo już kiedyś planowaliśmy odwiedzić to miejsce całą ekipą, ale temat zarzuciliśmy. Gdyby randki się udały, moglibyśmy na koniec szkoły zabrać tam całą ekipę i w należyty sposób się pożegnać. Nie powiem, podjarałem się tą randką.

Wracałem toyotą z Jasperem, bo zgodnie ustaliliśmy, że nie nocujemy u Kurta. Reszta ekipy dalej siedziała i się bawiła, ale my się ewakuowaliśmy. Wierzyłem, że wujostwo nie będzie miało nic przeciwko odwiedzinom Jaspera. Imogen chętna była go poznać.

Declan z Olive wychodzili zaraz po nas i coś mi mówiło, że od tej dwójki to jeszcze się nie odpędzimy. Ale nie przeszkadzało mi to akurat. Declan wracający do domu to bardzo dobry zwiastun. Terapia rodzinna najwidoczniej przynosiła upragnione efekty. I choć sam Hunter starał się nakłonić brata do zmian, nie każdemu jednak było z nimi po drodze. Ja w przeciwieństwie do wuja przestałem żywić nadzieje względem własnego ojca. Był dla mnie stracony, po prostu.

– Dziękuję, że mogę się u ciebie zatrzymać – powiedział do mnie z uśmiechem.

– Własnej rodziny się boisz względem prezencji, ale mojej już nie? Co jeśli wezmą cię za wyznawcę szatana? – ironizowałem, skręcając na naszą ulicę.

– Wychowali malującego się Declana. – Spojrzeliśmy na siebie z rozbawieniem. – Poza tym mogę należeć do satanistów Bennett, mi to pasuje.

– Nie mów tego głośno, inaczej zostaniesz przeklęty.

Na podjeździe stało już auto Olive, musieli nas jakoś wyprzedzić. Chowając samochód wuja w garażu, dostrzegłem wysiadających Olive z Declanem. Najwidoczniej czekali na nas, aby zrobić show – chociaż to na pewno sprawka Declana. Weszliśmy z Jasperem do domu drzwiami prosto z garażu. Natrafiliśmy idealnie na kuzyna.

– Wymierzone – sarknąłem.

– No ba! Robię to dla naszego dobra. Miejmy to spotkanie z teściami za sobą, nie?

– Te-

Jasper urwał w połowie wypowiedzi, gdy zza naszych pleców wyłoniła się głośna Imogen, nawołując męża. Odwróciłem się do niej w chwili, gdy zapaliło się nad nami światło, a ona stanęła jakieś parędziesiąt centymetrów od nas.

– Jasper? – spytała z szerokim uśmiechem.

– Tak... Dobry wieczór.

Wydawał się mocno speszony takim nagłym rzuceniem na głęboką wodę. Declan strugał durnia i oberwał od Olive w odsłonięte ramię. Imogen podeszła odważnie do Jaspera i go objęła, wprawiając wszystkich w jeszcze większe zaskoczenie.

– Spokojnie, to tolerancyjny dom.

– Gdyby tak nie było, Declan dawno by dostał srogie manto – dopowiedział Hunter, wychodzący z gabinetu. Zdejmował okulary i przecierał sobie oczy jakby dopiero co wybudzony z drzemki. Popatrzył na mnie, na Jaspera wypuszczonego z objęć, a potem przechylił się w bok na stojących za nami Declana i Olive. – Witam wszystkich.

– Hunter, paskudny żart – skarciła go Imogen.

– Mi się podoba – oznajmił dziarsko Declan, który ewidentnie rzucał ojcu wyzwanie.

Wiedziałem, w co oni grali. Declan wspominał, że na jednej z sesji rzucił na ojca oskarżenie, że zachowuje się wobec niego niepewnie. Zupełnie jakby jedno złe słowo mogło zranić go i zniszczyć psychicznie. Ostatecznie z zakazu rozmów o przemocy przeszli do sporadycznych żartów na ten temat. Przynosiło to jakieś skutki, nawet jeśli wychodziło to dziwnie koślawo.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें