XII: Masz go centralnie w dupie i to nie tak, jak lubi

582 67 21
                                    

W niedzielę Jasper sam zaproponował wyjście na jakiś spacer lub pojechanie w odosobnione miejsce. Musiałem zatankować, bo całkiem sporo ostatnimi czasy nadkładałem drogi przez to wożenie Jaspera do domu. Nie wypominałem mu tego, nie o to chodziło. Po prostu stwierdzałem fakt. Jednak każda minuta z dala od domu zawsze była dobrą opcją, więc tym bardziej nie narzekałem na czas spędzany z Jasperem.

Na początek wskoczyliśmy po kawy na wynos. Jasper podobno nie mógł spać, bo jeden z braci miał mokry sen – co mnie wybitnie rozbawiło, natomiast Jaspera samo wspominanie o tym brzydziło – a ja miałem problemy ze snem przez durne rozmyślania o sensie tej relacji. Czy doszedłem do czegoś sensownego? Tylko tego, że przecież dostatecznie wiele razy ostrzegałem Jaspera, aby mógł samodzielnie zdecydować, czy warto ryzykować. Tak więc miałem dobry humor od rana, naprawdę. Jakoś tak zrobiło mi się lżej, gdy przestałem dzielić włos na czworo. Chodziłem i nie rozdrabniałem się nad tym czy tamtym. Działo się, to się działo. Co oczywiście nie obejmowało opuszczenia granic, o których mówiłem Jasperowi. Nadal żadnego seksu, wspólnego nocowania czy obściskiwania się. Nic. Mowy nie było.

– Co dokładnie jest zabronione? – droczył się ze mną, popijając kawę na spokojnym chodniku.

Zmierzaliśmy w stronę motocykla, aby pojechać na nim w nasze odosobnione miejsce, gdzie na pewno nikt by nam nie przeszkadzał, a moglibyśmy odpocząć i pooddychać świeżym powietrzem.

– Ty już dobrze wiesz co – zaśmiałem się.

Jasper chwycił pewnie za moją dłoń i splótł ze sobą nasze palce, za co oberwał ode mnie ostrzegawczym spojrzeniem. Nic sobie z niego nie zrobił, błyskając zębami w uśmiechu, gdy niewinnie spożywał napój.

– Co, trzymanie za rękę niezdobytej bazy jest zabronione? – ciągnął zaczepnie. – Nie miałbym nic przeciwko, gdyby baza mnie objęła.

– Vale, jakiś skrzat w ciebie wstąpił – zauważyłem, zarażając się jego uśmiechem. Nie zabrałem dłoni, choć czułem podskórnie, że powinienem.

– Myślę, że od trzymania się za ręce nie spadną nam gacie, więc możesz czuć się bezpieczny.

– Ja?! – prychnąłem z drwiną. – Kochanie, to ty pode mną jęczałeś.

Jasper otworzył usta, jakby chciał się odgryźć, może nawet spodziewał się, co usłyszy, ale jednak się przeliczył, bo widziałem szczere zaskoczenie na moje słowa. Od razu odwrócił wzrok i zwilżył wargi. Byłem niemal pewien, że zaczynał się rumienić nie od ciepłego napoju i słoneczka nad nami, a na samo wspomnienie tamtej nocy.

– Nieczyste zagranie, Sebastianie. Mnie zabraniasz się mizdrzyć, a samemu wyciągasz erotyczne działa...

– Działa? – powtórzyłem, nie chcąc mu już odpuszczać.

Spojrzał w górę, jakby domagał się cierpliwości z niebios – lub najzwyczajniej w świecie szukał ratunku od własnej gry, którą to ja wygrywałem. Szarpnąłem naszymi dłońmi, przez co wpadł na mnie i wreszcie znów spojrzał w oczy.

– Jasperze, czyżbym był lepszym flirciarzem od ciebie?

– Nie musisz mnie zdobywać, jestem twój – powiedział cicho, puszczając moją dłoń i nagle obejmując mnie w dole pleców. Być zaskoczonym to za mało na ten gest. – Za to ja dalej chętnie biorę udział w rozkochaniu Sebastiana Bennetta. Nieziemsko odpychającego i niesamowicie seksownego faceta. Może znasz?

– Cholera, nie masz u niego szans – odparłem zmysłowo. Jasper wyszczerzył się tuż przy mojej twarzy.

– Ach, nie interesuje mnie prawdopodobieństwo takowej szansy. Relacja to nie równanie.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ