IX: Potrzebny egzorcyzm

708 78 78
                                    

Wstydzilibyście się pójść do kumpla po jakąś bluzkę po tym, jak wasz seksualny partner tą waszą wam zerwał i nie nadawała się do paradowania po mieście? Ja bynajmniej skrupułów nie miałem. Nie wstępował mi na policzki żaden rumieniec, gdy wszedłem do pokoju Kurta, wiedząc, że mógł tam spać co najwyżej sam Kurt z Jacksonem – o ile ten drugi nie zaliczył zgona gdzieś w randomowym miejscu. Oczywiście się pomyliłem, bo sypialnia właściciela okazała się pusta. Posłano łóżko, więc tylko Kurt mógł to zrobić i być już na nogach. Nic w tym dziwnego, zapewne zaprzągł większość z ekipy do sprzątania syfu. Musiałem do nich dołączyć, a skoro nikt mnie nie raczył budzić, to wszyscy doskonale wiedzieli, że między mną a Jasperem do czegoś doszło.

Coraz, kurwa, lepiej.

Rozeźlony otworzyłem szafę Kurta z rzeczami tak wysokiej jakości, że dawniej bałem się nawet w ich obecności kichnąć. Teraz miałem to gdzieś, bo Kurt podobnie jak Declan zmieniał garderobę raz w miesiącu. Całą lub większą jej część. Sięgnąłem po kremową bluzę, bo za oknem było tak pochmurnie, jakby pogoda dostosowywała się do mojego pochmurnego nastroju. Wciągnąłem ją przez głowę na gołe ciało i wreszcie poczułem się, cóż, bezpiecznie.

Poranek był naprawdę ciężki. To ból głowy pozbawił mnie dalszego snu, ale widok naszej dwójki kompletnie nagich podziałał jak zimny prysznic. Nigdy tak szybko nie wyczołgałem się z czyichś objęć, nie mówiąc już o bólu, który chyba ustąpił miejsca wściekłości. Tak, byłem na siebie niezaprzeczalnie wściekły. Na Jaspera także, jednak to na siebie nie mogłem patrzeć. Pamiętałem zadziwiająco wiele z tej nocy pełnej namiętności i wiecie co? Chciałbym nie pamiętać. Mógłbym udawać, że nic się nie stało. Na swoje nieszczęście miałem świadomość, jak bardzo mi się podobało wszystko, co wyczynialiśmy. I gdybym pozwolił sobie o tym pomyśleć, pewnie ogarnęłaby mnie ochota na powtórkę. Czyli bardzo niedobrze. Nie tak miało być.

Na wciąganiu gaci i spodni wyżywałem swoją złość. Czasem za głośno nawet zaszurałem materiałem, ale Jasper musiał odsypiać nie tylko spożyty alkohol, więc jedynie coś mruknął i spał dalej. Tym lepiej dla mnie, bo naprawdę nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Nie w takim stanie. Wtedy też przypomniałem sobie, że moja koszula była w, cóż, beznadziejnym stanie guzikowym i dlatego wziąłem do ręki telefon, który wypadł mi z kieszeni przy zdejmowaniu spodni i wyszedłem z pokoju. Nie obejrzałem się za siebie.

Tak wylądowałem z nową odzieżą na parterze. Słyszałem ciche rozmowy, jakiś pojedynczy śmiech. Czyli jak myślałem, nikt nie spał. Musiałem unikać jedynie Sage, bo przysięgam wam, byłem gotowy kazać jej wypierdalać. Za to odszukać powinienem Declana, bo wiedziałem, że tylko on – potencjalnie też i Luke – nie pytaliby. A potrzebowałem zapalić, więc tylko kuzyn z tej dwójki mi odpowiadał. Na pewno coś miał lub mógł skołować od Jacksona.

Los mi tego dnia sprzyjał. Znalazłem kuzyna niemal od razu, gdy wchodził do domu. Musiał wyrzucać śmieci i właśnie wracał ze śmietnika. Popatrzył na mnie z uniesionymi brwiami, zmierzył wzrokiem strój i zacisnął wargi. Skinął wymownie głową za siebie i znów zniknął za drzwiami frontowymi. Kochałem go.

Poszedłem za nim, chociaż mógłbym przysiąc, że kogoś kątem oka widziałem w kuchni. Czy i ta osoba mnie widziała? Miałem nadzieję, że nie, bo serio potrzebowałem się wyciszyć. Declan usiadł po turecku na szerokiej balustradzie i już wyciągał z pomiętej paczki dwie fajki. Położył jedną na drewnie, aby mógł schować paczkę i sięgnąć też po zapalniczkę z bluzy, którą miał na sobie założoną. Sięgnąłem po swoją fajkę i wsadziłem ją między wargi, aby kuzyn mógł mi ją podpalić. Po chwili mogłem się raczyć gryzącym dymem w płucach.

Różnica między mną a Declanem, kolejna, była taka, że on wyżywał się zawsze pięściami, a ja czasem płaczem, czasem ucieczką w odludne miejsce. Teraz też chciałbym uciec i wrócić do świata, gdzie nie było Jaspera. Gdzie się z nim nie przespałem i wszystko było po staremu. Fajne marzenie, nie? Palić nie paliłem wiele, w zasadzie wcale. Zacząłem w chwili, gdy szukałem alternatywy dla przemocy kuzyna. Wtedy załatwiłem nam papierosy na lewo i, żeby nie wyglądało to beznadziejnie, paliłem z nim. Dość sporo w tamtym okresie, ale nigdy mnie nie ciągnęło do tytoniu. Nie miałem przemożnej ochoty sięgnąć po kolejnego papierosa, ledwo kończyłem pierwszego. Mogłem to rzucić z dnia na dzień i to bez efektów odstawienia.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz