XIV: Tylko my dwaj kontra oni

694 84 13
                                    

Udało mi się spakować w plecak, co zaś wcale nie było wyczynem. Zabrałem tylko najważniejsze rzeczy, bo pogoda na weekend zapowiadała się słoneczna. Wiosna zaskoczyła wszystkich z przytupem, mówiło się o rekordach. Rodzice planowali grillowanie pod zadaszeniem, więc nawet jakby było oberwanie chmury, nikt nie musiałby uciekać w popłochu. Poza tym napisałem do Declana, żeby zabrał z bluzę więcej na wszelki wypadek, a on odpisał mi durnie, że już dawno zapakował dodatkowe ciuchy dla mnie. Czemu mnie to nie dziwiło? Mimo wszystko wolałem mieć zapas u niego w bagażu, niż dawać cokolwiek do bagażnika rodziców. Czułem, że przetrzepaliby całą zawartość torby, ledwo zniknąłbym im z radaru. Nie ufałem im.

Planowałem na wylocie z miasta wjechać na stację i zatankować do pełna. No i zakupić prowizoryczne śniadanie w postaci hot-doga. Rano przed ucieczką chwyciłem tylko suche pieczywo z wczoraj i to wszystko, na czym żyłem. Gdybym poskarżył się Edwardowi, pewnie zrobiłby mi całą wyprawkę, po którą musiałbym podjechać. Zamiast tego życzył mi tylko udanego weekendu. Marzenie ściętej głowy.

Na stacji odkryłem granatową toyotę wuja. Hybrydowa piękność odbijała wszystko lepiej niż lustro. Przy niej srebrna skoda moich rodziców prezentowała się... w zasadzie nie prezentowała wcale, więc dobrze, że nie stała obok. Ja swoim rumakiem mogłem spokojnie zaparkować po przeciwnej stronie dystrybutora i znów przykuć spojrzenia. A należy podkreślić, że moja maszyna śmierci była kupiona używana, a nie nówka z salonu. Na taką to mnie nie było absolutnie stać.

Zsiadłem i zdjąłem kask. Drzwi od toyoty się otworzyły i już wiedziałem, że zostałem rozpoznany, gdy tankowałem.

– Sebastian, dzień dobry – przywitała się ciocia, stojąc przy otwartych drzwiach i trzymając na ich górze dłoń. Uniosła duże okulary przeciwsłoneczne, żebym mógł zobaczyć jej szczerą radość na mój widok. Była niesamowicie piękną kobietą.

– Cześć, ciociu – przywitałem się uśmiechnięty.

Ze stacji wyszedł najpierw wuj w ponurym nastroju, a zaraz za nim Declan z naręczem flaszek i paczek przekąsek. Ledwo mnie zauważył, a już pruł w moją stronę, nie zważając, że wtrącił się w przywitanie wuja.

– Gnojku, masz szczęście, że was wielbię – gderał, podając mi otwartą paczkę chipsów cebulowych, której jakimś cudem jeszcze nie wysypał. Zacząłem się zajadać, patrząc na rosnącą liczbę do zapłaty. – Dobrze się bawiłeś?

– Wybornie – wysepleniłem, kiwając do wuja. Skinął mi głową z cieniem uśmiechu.

– I teraz nie wiem, mam się cieszyć, czy być zazdrosnym? Jak ty o Jacksona – zakpił, szturchając mnie łokciem. Butelki zabrzęczały o siebie.

– On przynajmniej stanowi rozrywkę.

– Bo dobrze całuje czy-

– Nawet nie kończ – ostrzegłem go, wrzucając do ust ostatnią chrupkę, bo musiałem odwiesić pistolet.

– Ja zapłacę – oznajmił wujek, więc obaj z Declanem zamarliśmy i popatrzyliśmy na mężczyznę, który już wracał do środka.

Z opóźnieniem ruszyłem za nim, ale ciotka mnie zatrzymała. Popatrzyłem na nią, a ona pokręciła głową.

– Pozwól mu. Jest stary i głupieje na punkcie tych waszych motocykli. Ty, Declanie, zasiałeś w nim plan zakupu i nie zapomnę ci tego – pogroziła mu. Chłopak, żeby nie odpowiadać, napchał policzki chrupkami. – Poza tym, Sebastianie, masz chłopaka?

– Można tak powiedzieć. Tak – odparłem skonfundowany. Podrapałem się po karku, bo to było naprawdę niesympatyczne uczucie. Wykorzystywanie wuja.

Baza nie do zdobycia//bxb//✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu