37.

207 27 8
                                    

Doprowadziłem Toyę do jego sypialni. Potem szybko zszedłem na dół i domknąłem drzwi. Kiedy to zrobiłem zacząłem pośpiesznie przeszukiwać szafki w kuchni w poszukiwaniu jakichkolwiek opatrunków jednak nie udało mi się nic znaleźć. Zamiast tego wziąłem świeżą ścierkę i miskę która napełniłem letnią wodą. Całość zaniosłem na górę i postawiłem na jednym ze stolików nocnych.

- Od razu przepraszam jak poplamię ci pościel ale szczerze nie mam pojęcia co mam zrobić - powiedziałem i usiadłem na krawędzi łóżka mocząc biały kawałek materiału.
- Ała! - syknął kiedy tylko przyłożyłem materiał do jego skóry.
- Cholera - syknąłem wystraszony - może powinniśmy wezwać pomoc? - zaproponowałem.
- Nie - sapnął z bólem i podniósł się na przedramionach ale szybko odwiodłem go od tego pomysłu.
- No już leż, spokojnie - powiedziałem i ponowiłem próbę obmycia mojego właściciela.
- ...Nie boisz się mnie? - stęknął i popatrzył na mnie z akcentem strachu i smutku.
- ... - Zamarłem na moment ale tylko na krótko. - Nie - odparłem z pewnością w głosie i spojrzałem mojemu przyjacielowi prosto w oczy. - Nie boję się ciebie... nigdy, nie będę miał wątpliwości... nie boję się ciebie, rozumiesz? - powiedziałem pewnie i wróciłem do obmywania ran.
- To nic nie da - stęknął Toya chwytając mnie za nadgarstek. - tutaj w szufladzie leży pistolet na moje specjalne zszywki. Weź go i...
- No chyba zwariowałeś! - powiedziałem oburzony patrząc się mojemu opiekunowi w oczy. - Nie będę cię składał do kupy zszywaczem! Lepiej mi powiedz gdzie masz apteczkę. - Powiedziałem kładąc już całą ścierkę na ranie.
- Nie mam, zużyłem na Kenichiego - stęknął i oparł głowę na poduszce.

W głowie miałem pustkę. Nie miałem żadnego pomysłu na pomoc aż do momentu w którym zobaczyłem nie wielką dziurkę w prześcieradle mojego właściciela.

- A zestaw do szycia? - zapytałem.
- Zestaw do szycia? Po co? 
- Pozszywam cię - odpowiedziałem tak jakby to była oczywistość.
- Po pierwsze nie dał byś rady. Do tego jest potrzebna wygięta igła i trzeba wiedzieć jak robić szwy. - wytłumaczył i spojrzał a mnie zrezygnowany.
- Nie utrudniaj i powiedz gdzie jest zestaw do szycia - powiedziałem stanowczo. 

Już po chwili miałem w rękach igłę i całe pudełko nitek.

- Weź to i zegnij - nakazałem.
- Jak?
- Normalnie, ogniem. Wystarczy że rozgrzejesz igłę do czerwoności i ją trochę wygniesz a potem wrzucisz ją do miski z wodą. Wytłumaczyłem a Toya głęboko westchnął i zaczął podgrzewać kawałek metalu.

Już po kilku minutach moja prowizoryczna igła była gotowa. Szybko nawlokłem białą nitkę i ustawiłem się tak żeby było mi wygodnie.

- Dobra powiedz jak to się robi.
- Musisz wkłuć się w skórę tak pół centymetra przed raną, potem przekłuć się w takim samym odstępie od dołu w drugą stronę rany. Potem musisz delikatnie zamknąć przestrzeń, zawiązać obie końcówki na podwójny supełek i obciąć nitkę. Potem robisz następny taki sam i tak jeden obok drugiego. - wyjaśnił.

Kiwnąłem głową na znak że zrozumiałem i wziąłem się do roboty. Pierwsze cztery były nie zbyt ładne ale po jakimś czasie zacząłem nabierać coraz więcej wprawy i każdy szef był już coraz zgrabniejszy.

...

Kiedy tak sobie powoi zszywałem ranę czułem na sobie wzrok Dabiego. Co jakiś czas również na niego spoglądałem ale kiedy to robiłem, białowłosy odwracał wzrok i udawał że patrzy przez okna. Jednak w pewnym momencie się odezwał.

- Miałem opowiedzieć ci o wszystkim...
- Nie, nie musisz - odparłem szybko nie przerywając pacy.
- Nie mów tak. Czy tak czy tak powinieneś to wiedzieć...

Kiedy już załadowali mojego przyjaciela mnie też tam wpakowali. Zostaliśmy uprowadzeni i wsadzeni do burdelu... Nie do tego w którym ty byłeś ale też nie było za miło. Na początku i ja i mój przyjaciel się opieraliśmy. Byliśmy bici i głodzeni ale przez długi czas żaden z nas się nie złamał... potem mojego przyjaciela zaczął dopadać głód narkotykowy i poddał się w zamian za narkotyki. On szybko się zaaklimatyzował. Pewnie przez to że od zawrze był ostro jebnięty, potem nawet zaczął mnie namawiać żebym się złamał ale ja nie pozwalałem nikomu się do siebie zbliżyć. Każdy opuszczał moje więzienie z poważnymi oparzeniami ale ja też nie wychodziłem z tego bez szwanku. Moja skóra cały czas była wystawiona na działanie mojej mocy i cały czas mnie niemiłosiernie piekła. Pewnego dnia wpuścili kogoś do mnie. Pamiętam że ten mężczyzna miał dar który pochłaniał tlen. On najzwyczajniej zaczął zabierać mi prawie cały tlen i zostawiał tylko tyle żebym mógł jakoś oddychać i przez to moja moc stawała się bezużyteczna. Do tej pory pamiętam jak przycisnął mnie do obskurnej podłogi, zerwał moją bluzkę i dobrał się do mojego ciała. Na jego nieszczęście moja wola walki była zbyt silna i ostatecznie sprawiłem że cały mój pokój stanął w płomieniach. Uciekłem stamtąd ale mój przyjaciel nie chciał. Twierdził że bez narkotyków i tak skończy obciągająca komuś laskę za działkę. Więc uciekłem sam. Potem...

- Toya ja... przepraszam... na serio nie musisz mi tego opowiadać - powiedziałem i położyłem dłoń na jego dłoni. - Nie mogę uwierzyć że przeszedłeś przez takie coś a ja cały czas podejrzewałem cię o jakieś złe zamiary wobec mnie.

- Spokojnie, rozumiem cię, mi też bardzo długo zajęło zaufanie komukolwiek a nie przeszedłem przez to co ty... nie mam prawa nawet tego porównywać.
- Nie umniejszaj tego. Ty też nie miałeś pewnie lekko.

- No tak wiem ale... kiedy wyobrażam sobie jak musiał wyglądać twój każdy dzień i twoja każda noc w takim miejscu. W zasadzie to ja nawet nie zapytałem ile ty tam byłeś. - powiedział przecierając twarz dłońmi.

- Hm... - mruknąłem i na chwilę się zamyśliłem - Pamiętam że trafiłem tam chyba nie długo przed moimi piętnastymi urodzinami. To właśnie wtedy mój ojciec dostał pismo o odebraniu nam mieszkania. Do tej pory pamiętał jak wydarł się szaleńczo na kartkę papieru "w dupie to mam! Potrzebuję więcej Amfy!" Nie długo po tym zostałem zabrany przez dwóch wielkich typów i już nigdy nie widziałem ojca. 

Kiedy skończyłem opowiadać obciąłem nitkę przy ostatnim szwie i podniosłem wzrok na Toyę...

Chłopak wpatrywał się we mnie zaniepokojeniem. Dobrze widziałem że chyba nie wiedział że zostałem sprzedany. Jestem nawet pewien że myślał że skończyłem jako męska dziwka bo imprezowałem.

- Czy ty... ty byłeś tam 3 i pół roku? - zapytał nagle zdruzgotany.
- No, tyle by wychodz... - nie dokończyłem bo Toya poderwał się do siadu i mocno mnie do siebie przycisnął.
- Nie miałem pojęcia że aż tak długo musiałeś to znosić - wyszeptał - przepraszam że mnie tam nie było - dodał i usłyszałem jak zaczął szlochać i kurczowo się we mnie wtulać.

Wtedy coś mnie tknęło i również zacząłem płakać i zanim się obejrzałem leżeliśmy tak we dwoje wtuleni w siebie i co jakiś czas na zmianę popłakiwaliśmy. To była chyba najbardziej oczyszczająca rzecz jaką zrobiłem w życiu. Niemal czułem jak każda moja krzywda i każde złe wspomnienie zmienia się w łzy.

--- 

Jestem! I będę do końca. Jedziemy dalej z tym koksem :)

Jeszcze mam do was prośbę. Jakby ktoś mógł czasami się odezwać na mojej Tablicy bo pisze tam (moim zdaniem) ważne informacje i ogłoszenia dotyczące książek i była bym wdzięczna jakby ktoś je czytał. O i jeszcze możecie gwiazdkę zostawić jak się podobało bo chcę zobaczyć jak dużo osób czyta. :)

Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13Where stories live. Discover now