13.

555 51 16
                                    

Miałem wrażenie jakby podłoga zaczęła się ruszać. Nie mam pojęcia czy to ze stresu czy za dużo wypiłem ale wiedziałem jedno, zaraz chyba padnę. Powoli oderwałem się od samochodu i oparłem się tym razem o ścianę jednak osunąłem się po niej na podłogę zostawiając krwawą smugę z na pół przypalonej rany. 

- Kurwa - szepnąłem pod nosem i delikatnie podniosłem wzrok na Hawksa. 

Chłopak nadal siedział w samochodzie jednak wyglądał na zmartwionego. Po chwili gapienia się na niego obraz wirował jeszcze bardziej a mi powoli robiło się nie dobrze. Spróbowałem wstać po raz kolejny jednak czułem się tak jakbym nie miał zupełnie energii, może coś było w tej butelce? Nie sądzę żeby zwykła wisky mnie tak załatwiła. Powoli zacząłem się już osuwać na podłogę kiedy poczułem że ktoś ciągnie mnie za ubranie. Zacząłem szukać sprawcy tego odczucia i zobaczyłem że mój podopieczny kuca przede mną i próbuje na nowo usadzić mnie pod ścianą.

Po chwili udało mu się doprowadzić mnie do pozycji siedzącej ale kiedy tylko to osiągnął zemdliło mnie jeszcze bardziej. Żołądek zaczął podjeżdżać mi do ust.

- Zrzygam się - wyrzęziłem a Hawks szybko odskoczył.

Zaraz po tym puściłem pawia na beton i czułem jak Hawks masuje mnie po plecach po czym przypilnował żebym nie wpadł we własne wymiociny.

Wtedy spojrzałem półprzytomnie na jego twarz. Chłopak był przerażony i zestresowany a to wszystko przeze mnie.

- Przepraszam cię za to... nie wiem co się za mną dzieje - zacząłem i spróbowałem wstać.

Z drobną pomocą Hawksa udało mi się to.

- Pomogę ci - powiedział cicho biorąc mnie pod ramie.

Zaczęliśmy wychodzić z garażu i skierowaliśmy się do salonu gdzie chłopak usadził mnie na kanapie. Opadłem na siedzenie jak skała a mój podopieczny gdzieś zniknął. Obraz nadal mi się rozmazywał ale przynajmniej nie było coraz gorzej. Oparłem się więc o oparcie kanapy i wbiłem wzrok w sufit próbując jakoś się ogarnąć. To ostatnie co udało mi się zapamiętać.

|Hawks|

Wziąłem Dabiego pod ramie, boże czemu on tyle waży, po czym poszedłem z nim do salonu w którym wszędzie leżało potłuczone szkło. Nie miałem pojęcia co z nim zrobić, nigdy nie zajmowałem się najebanymi ludźmi, zawsze ktoś takich brał za chabety i wywalał z pokoju kiedy przesadzali. Chwilę się zastanowiłem i postanowiłem że może szklanka wody pomoże. Szybkim krokiem powędrowałem do kuchni zostawiając ledwo co świadomego chłopaka na kanapie. Kiedy wróciłem Dabi leżał blady patrząc się w sufit.

Boże, nie żyje! A nie, dobra mruga powiekami - uspokoiłem się w myślach i zbliżyłem się do mojego właściciela. Delikatnie wsunąłem dłoń pod jego głowę tak żeby ją nieco unieść, nie chciałem żeby Dabi się zadławił. Kiedy jego usta dotknęły wody miałem wrażenie że Dabi wyliże naczynie do sucha. Pił tak jakby miał zaraz uschnąć więc szybko  doniosłem mu następną szklankę wody, i następną, i następną. Po czwartej zrezygnował i ciężko odetchnął.

- Dzięki - wyrzęził i chwiejne staną na nogi.
- Poczekaj, pomogę - powiedziałem szybko wchodząc pod jego ramie.

W taki sposób jakoś doczłapaliśmy się do schodów i weszliśmy na górę. Tak ze 3 razy Dabi stracił by zęby ale jakimś cudem oboje uszliśmy z tej wspinaczki cało, no nie licząc tego że Mój właściciel pod koniec drogi znowu prawie zwymiotował. Zaprowadziłem uchlanego chłopaka do jego pokoju a ten runął na łóżko jak kłoda.

- Już sobie poradzę - stęknął i zaczął układać się pod kołdrą.
- Pewien jesteś? - dopytałem widząc jak Dabi zmienia się w kołdrowe buritto.
- Tja - stęknął a ja wyszedłem z pokoju zamykając drzwi.

Na korytarzu było ciemno i ledwo co wiedziałem ale jakoś udało mi się dotrzeć do drzwi mojej sypiani. Pociągnąłem za klamkę jednak po chwili się zawiesiłem. Pomimo tego że było już ciemno to nie było wcale późno. Postanowiłem zejść na dół.

Powoli i ostrożnie poszedłem na dół. Nie chciałem po raz 2 skręcić kostki. Kiedy znalazłem się na dole nie miałem pojęcia jaki był mój cel, zupełnie zapomniałem co chciałem zrobić albo czy w ogóle chciałem coś zrobić, zacząłem więc bez celu przechadzać się pomiędzy kuchnią, salonem a jadalnią, a szkło z podłogi trzaskało pod podeszwami moich nowych butów. Ostatecznie wylądowałem przy oknie w najmniej uczęszczanym miejscu. Znajdował się tam długi stół dla około 8 osób, kominek i dość spory obraz. Była na nim kobieta, skrzydlata kobieta o złotych i zaciętych oczach. Wyglądała niesamowicie, jej twarz była tak przepełniona emocjami że patrzenie na nią powodowało mętlik w mojej głowie. Chciałbym żeby ktoś kiedyś uznał ze warto mnie tak namalować, to by było takie niesamowite.

Po dłuższej kontemplacji obrazu oderwałem od niego wzrok i podszedłem do jednego z okien z widokiem na ogród. Na wpół zwiędnięte Hortensje wyglądały niesamowicie w tym mroku. wskoczyłem na parapet i oparłem głowę o szybę tak żebym mógł się lepiej przyjrzeć temu widokowi. Po chwili z niewiadomych przyczyn zacząłem odczuwać niepokój, tak jakby nagle mój umysł mówił mi że nie powinienem patrzeć w stronę ogrodu. Nagle usłyszałem hałas, brzmiało to trochę jakby coś ciężkiego upadło na podłogę. Wystraszyłem się i pobiegłem na górę. Instynktownie wszedłem do sypialni Dabiego.

---

Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz