18.

497 44 10
                                    

Po jakimś czasie kiedy znudziło mi się jęczenie o moim żołądku nastała cisza. Ja szedłem u boku swojego właściciela chłonąc pogodę, tlen i dźwięki otoczenia a Dabi powoli szedł z cicho szeleszczącą foliówką.

Z każdym krokiem czułem jednak coraz większy ból. Buty które dostałem od Dabiego masakrycznie mnie obcierały. Poza tym dosłownie czułem jak bije mi serce. Miałem wrażenie że zaraz dostanę zawału. Uznałem to za zwykłą ekscytację i nie chciałem tym martwić białowłosego.

Wreszcie po długiej drodze do domu wszedłem do przed pokoju i szybo zacząłem ściągać obuwie. wtedy wyjąłem obie nogi i zobaczyłem że cały buty były poplamione na czerwono. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Całe buty były pozalewane krwią.

- Boże Hawks! - krzyknął chłopak i przede mną ukląkł - czemu nic nie mówiłeś?
- Przepraszam, nie wiedziałem że jest aż tak źle - wyjaśniłem i spuściłem głowę w dół. 

Czułem coraz mocniejsze kołatanie serca i nie bardzo wiedziałem jak mam sobie z tym poradzić.

- Hej spokojnie, nie masz za co przepraszać - zaczął spokojnie chłopak jednak po chwili się zawahał. Widziałem bo podniosłem wzrok na niego. Nasze oczy się spotkały ale wszystko było pełne ciemnych paproszków latających przede mną. Z każdą kolejną sekundą dwa błękitne punkty rozmazywały się coraz mocniej aż do momentu w którym zgasło mi światło.

...

Ocknąłem się, to znaczy tak mi się na początku wydawało jednak byłem w błędzie. Wróciłem do swojej ciemnej, wodnej przestrzeni. Z trudem dźwignąłem  swoje ciało i wtedy doznałem szoku. Zazwyczaj ta pustka jest obszerna i nie skończona. Tym razem widziałem siebie samego w odbiciu, w dodatku z czterech stron. Szybko zerwałem się i stanąłem na równe nogi. Nie miałem pojęcia co się działo ale... czułem się osaczony. Z czterech stron przez samego siebie. Nie wiedziałem na które z wpatrując się we mnie odbić mam patrzeć. Nie zdecydowany i spanikowany zacząłem się w obracać aż  wreszcie odbicia zniknęły. Kiedy już chciałem odetchnąć z ulgą dostrzegłem jeno jedyne odbicie. To było odbicie mnie za dzieciaka. To znaczy na początku myślałem że to kolejne widmo jednak się pomyliłem. Tym razem była to postać. Mały ja stał przede mną w podartych ciuchach ze skórzana obrożą na szyi. Obniżyłem lekko wzrok i zacząłem podążać za łańcuchem którym chłopiec był spętany.

Łańcuch okrążył mnie półkolem i zmierzał do góry. Okazało się że drugą końcówkę trzymała jakaś rozmyta postać. Istota stała z wyciągniętą w moja stronę ręką. To coś podawało mi łańcuch a ja głupi się nabrałem. Zanim zdążyłem złapać końcówkę metalu widno mi ją perfidnie zabrało a ja odzyskałem przytomność.

...

Obudziłem się w małym pomieszczeniu, wszystkie ściany były białe a oślepiające światło z miejsca atakowało moje oczy. W powietrzu od razu wyczułem spirytus ale jakiś taki... dziwny. Szybko zacząłem się rozglądać za moim właścicielem ale nigdzie nie udało mi się go dostrzec. Pokój był zupełnie pusty. Rozejrzałem się po nim trochę. 

Pokój miał jedno okno przy którym stały jakieś chabecie, w rogu stało plastikowe krzesło z oparciem, fotel a przy moim metalowym łóżku znajdował się taboret tego samego koloru. Przy ścianie stała taka śmieszna szafeczka na kółkach, wychyliłem się lekko żeby zobaczyć co się na niej znajdowało jednak wtedy usłyszałem kroki. Dźwięk bardzo szybko i nerwowo zbliżał się do mnie więc jak najszybciej położyłem się z powrotem na materacu i udałem że nadal jestem nie przytomny. Nawet nie wiem czemu ale miałem przeczucie że coś mi grozi.

Usłyszałem dosyć dynamiczne otwieranie drzwi. Tupot szpilek natychmiast rozniósł się po całym pokoju a za nim usłyszałem ociężały i stłumiony odgłos. Była to druga osoba która również weszła do pomieszczenia. 

- Kobieto nie rób mi tego, powiedz co z nim jest  - zapytał zdenerwowany ale znajomy mi głos.
- Odpowiedziałam ci przecież - odparł poirytowany, wysoki, damski głos - mówiłam ci że badania laboratoryjne mogą chwilę zająć.
- A ty tego nie możesz zrobić?

Wtedy nastała chwila ciszy, zupełnie tak jakby nieznajoma kobieta się zastanawiała lub może była zdziwiona, albo poirytowana? Ciężko stwierdzi po samym odgłosie nicości.

- Toya, mówiłam ci przecież że moje quirk tak nie powinno być używane - stwierdziła ale po chwili ciszy chyba uległa temu o co prosił mój właściciel.

Usłyszałem dwa stukoty szpilek i poczułem że kobieta zakład mi coś na ramie. Mocno się zestresowałem, nie chciałem żeby coś mi się stało dlatego szybko odsunąłem gwałtownie rękę i otworzyłem oczy. 

Przed sobą zobaczyłem blondwłosą kobietę. Miała na głosie dwa niechlujnie zrobione koczki i nosiła kitel lekarski. Widać było że moje zachowanie nie zaszokowało jej za bardzo.

- O jak miło, byłam ciekawa jak długo pozostaniesz w roli - powiedziała uśmiechają się sarkastycznie po czym znów sięgnęła po moją rękę. Zacząłem się bronić ale po minie Dabiego wywnioskowałem że nie musze się bać.

Pozwoliłem lekarce na wszystko co chciała i po kilku minutach poczułem wkłucie w żyłę. Dobrze znałem to uczucie więc nawet się nie wzdrygnąłem ani nie przestraszyłem. Po prostu spokojnie patrzyłem na spływającą do probówki krew. Płynęła bardzo szybo i już po chwili blondynka z podejrzliwym wyrazem twarzy przyłożyła mi wacik do ręki i dała znać że mam trzymać sam.

- Oj nie podoba mi się - wymamrotała i oddaliła się lekko ode mnie. 

Bacznie obserwowałem co robi. Byłem po prostu ciekawy.

Kobieta zamieszała lekko naczynkiem po czym przybliżyła probówkę do nosa i powąchała tak jakby chciała wciągnąć zawartość nosem. Potem coś pomamrotała, znowu pomieszała fiolką i nagle po prostu wypiła dynamicznie przechylając głowę do tyłu. Zupełnie jakby piła shota.

Oniemiałem, patrzyłem raz na nią a raz na Toyę. Chłopak stał nie wzruszony z lekko zmartwioną miną a lekarka stała chwile w bezruchu wykrzywiając twarz zupełnie jakby faktycznie wypiła jakiś trunek. 

---




Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13Where stories live. Discover now