6.

781 55 6
                                    

|Hawks|

Wzbiłem się w powietrze. musiałem to zrobić. To uczcie rozwalało mnie od środka. Czemu... czemu on jest taki. Zapłacił za mnie dał mi pokój, wolność, dach nad głową, jedzenie, swój czas i zatroszczył się o mnie. Ja... Ja... to nie możliwe. Czemu o jest dla mnie taki dobry? Dlaczego?

Pośród tych rozmyślań leciałem coraz wyżej i wyżej. Dostawałem nawet coraz większej zadyszki spowodowanej pewnie zmęczeniem i emocjami. Pomimo zawrotów głowy które zaczęły się pojawiać nie chciałem się zatrzymać. Wreszcie straciłem władze a wszystko zrobiło się jakieś takie ciemniejsze. Opadłem z sił. I poczułem jak moje ciało zaczęło nabierać ciężaru który ściągał mnie z dramatyczną prędkością ku ziemi. Spadałem. Czułem powietrze które przelatywało przez każde moje piórko i każdy kosmyk włosa. Potem wziąłem wdech. Nieco gęstsze powietrze przywróciło moje myślenie. Spadałem i wiedziałem że jeśli nie wyhamuję to skończę martwy. W panice zacząłem machać skrzydłami obserwując szybko zbliżającą się ziemię. Spanikowałem. Hawks myśl myśl...  wtedy odruchowo zwinąłem skrzydła i dosłownie kilkanaście metrów nad ziemią wyrównałem lot na powrót rozpościerając je i poszybowałem zataczając kręgi. Serce zaczęło mi bić dopiero teraz. Kiedy właśnie uchroniłem się od Śmierci.

Powoli opadałem w dół aż wreszcie wylądowałem przed białowłosym. Czułem tylko gorące łzy które powoli zaczęły spływać po moich policzkach. Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Jedyny odgłos jaki dało się słyszeć to grające w oddali świerszcze i mój zmachany, lekko drżący oddech.

- Dlaczego -  zapytałem zaciskającym się głosem - czemu tu jestem? Czemu mnie chciałeś? Powiedz! Chcesz mi pokazać piękne życie żeby ból po odebraniu go był większy? Czemu mnie kupiłeś? Po jaką cholerę jak mnie nie bijesz ani nie posuwasz to po co? - wykrzyczałem wystraszony.

Cały czas przez te dwa dni nie wiem, czy to gra czy nie. Musiałem się tego wreszcie dowiedzie. Mimo że dostałem już odpowiedz tyle razy to mój mózg nie był w stanie zaakceptować tej odpowiedzi, może to było dla mnie zbyt piękne? Chciałem już mieć to za sobą. Niech powie po co mnie ma i czemu się mną opiekuje, czemu mówi innym o mnie. Nie powinien się kryć ze swoimi chorymi fanaberiami?

Z nawałnicy myśli w mojej głowy wyciągnął mnie dotyk. Poczułem na głowie ciepłą dłoń, dłoń od której biła siła i opieka. Podniosłem głowę i spojrzałem prosto w te błękitne oczy. Płonęły Niebeskim żarem jednak nie wywoływał on u mnie niepokoju. To było ciepłe pełne współczucia spojrzenie w dodatku zupełnie szczere.

- Zobaczyłem w tobie coś... nie chodzi mi o skrzydła albo ładną  buzię. Dobrze wiem że myślisz że chciałem cię tylko dla tego lub żeby cię sobie wykorzystać. Jesteś tu bo cię kupiłem ale nie oznacza to wcale że jesteś moją własnością. Pytasz czemu o ciebie dbam? Kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem... kiedy zobaczyłem jak żyjesz... ja... po prostu nie mogłem cię tak zostawić. Wdziałem więcej osób takich jak ty... ale ty jako jedyny zachowałeś siebie. Inni już nie wołali o pomoc a jeśli ktoś nie chce pomocy... To nie da rady mu pomóc. Wiedziałem że nie dam rady żyć ze świadomością że ptak który powinien być wolny jest uwiązany na łańcuchu i siedzi w klatce. Zrozum... chcę dać ci coś co sam dostałem... życie...

Dabi usiadł po tych słowach na tarasie i wziął mnie za obie ręce. Na chwilę czas jakby stanął w miejscu. Nawet łzy które spływały mi po policzkach stanowczo zwolniły czekając na moją reakcję. Przez chwile czułem się zagubiony jednak po tym nie miałem już siły. Najzwyczajniej wgramoliłem się w ramiona mojego opiekuna.

(tutaj macie taką jakby reprezentację tego jak to wyglądało)


Po jakimś czasie takiego siedzenia horyzont zrobił się zupełnie złoty

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Po jakimś czasie takiego siedzenia horyzont zrobił się zupełnie złoty. Lekko odchyliłem się od chłopaka a ten syknął z bólu. Wystraszony odskoczyłem powodując Dabiemu większy ból. Wróciło... wszystko wróciło. Szybko się odsunąłem zasłaniając się jak mogę rękoma. 

---

- Tak dobrze! Ty mała dziwko o tak!

ból... czemu to tak boli... płaczę wyrywam się przecież... on musi widzieć że mnie to boli. Chociaż czy on wie? Jak tylko przyszedł obdarł mnie z ubrań jak jakąś lalkę i... 

- AŁA! To boli ty... - nie dokończyłem bo dostałem w nos. Poczułem krew w ustach. 

- I dobrze! Mogę sobie robić z tobą co chcę... zapłaciłem za ciebie na 3 godziny - powiedział ociężały oblech znów  posuwając mnie tak że czubkiem głowy uderzałem w ścianę. 

Widziałem... widziałem nad sobą ten jego ohydny tłusty ryj, wszystkie fałdy na jego cielsku spoczywały spocone na moim ciele. Ta kupa tłuszczu tylko się trzęsła ohydnie stękając. Wyglądnął jak ośliniony knur. 

Nagle położył się na mnie jeszcze bardziej. On chciał mnie pocałować i... poczułem trzask... on... on... oparł ociężałą łapę na moim skrzydle. Coś we nie drgnęło. Pomimo młodego wieku i chudej postury roztrzaskałem tej świni nos... Pożałowałem niemal od razu. I żałowałem cały miesiąc w szpitalu...

---

Nadal siedziałem skulony ale po tym wspomnieniu chwyciłem moje skrzydła i się w nich skryłem, cały czas zacinającym się głosem przepraszając. Bałem się. Nie chciałem...

- H...hawks? Co się dzieje? Nic się przecież nie stało

...ej...

Spojrzałem na siedzącego przede mną chłopaka. Z pod prawej powieki leciała mu krew, jego zszywka wyleciała. pewnie czymś o nią zaczepiłem. Znów schowałem się w moich skrzydłach ale nie na długo. Poczułem że chłopak otworzył je i chwycił mnie pod pachami a potem powoli podniósł. Kostka nadal bolała więc musiałem sobie poradzić z ciężkością ciała tylko na prawej stopie. Potem mój właściciel wziął mnie na ręce jak dziecko i zaczął kierować się ku górze. Kiedy dotarł do mojego pokoju ułożył mnie na łóżku.

Chłopak patrzył tak na mnie z 10 sekund. 

- Powinniśmy ci kupić jakieś ubrania ale na razie chyba możesz pospać w mojej koszulce prawda?

Skinąłem ostrożnie głową a Dabi po chwili wrócił ze sporą bluzką i nożyczkami. Znów obserwował mnie chwile po czym zapytał.

- Czy... mogę cię rozebrać?

Na początku zbaraniałem ale potem ogarnąłem że on chciał mi tylko zmienić ubrania. W ramach zgody usiadłem i delikatnie podniosłem ręce do góry. Białowłosy chwycił za dół bluzy którą miałem na sobie ze 2 dni. Ostrożnie zaczął zdejmować ze mnie materiał. Wyjął najpierw obie moje ręce z rękawów a potem uwolnił głowę. Zostały mu skrzydła. Tego się bałem. Bałem się że zrobi mi coś złego. 

Dabi popatrzył na mnie a potem na nożyczki.

- Dobra, zdejmij bluzę. Mam inny pomysł - powiedział i wyszedł

Ściągnąłem z siebie delikatnie bluzę i położyłem ją obok siebie. Po chwili do pokoju wrócił Dabi z ciemno beżową bluzką. Była... dziwna. Na plecach miała dwie podłużne dziury które sięgały aż do samego dołu koszulki. Chłopak bez większych ceregieli założył ją na mnie i włożył materiał pomiędzy moje skrzydła. Potem usłyszałem 4 kliknięcia a Dabi lekko się odsunął.

- No i jak? Sprawdź czy możesz się ruszać

Na te słowa zamachnąłem się lekko skrzydłami. Było dobrze. Nic mnie nie uwierało ani nic. Sprawdziłem ręką co mam na plecach. Okazało się że były to jakby zatrzaski które zamknęły rozcięcia.

- Dziękuję...

Podniosłem lekko wzrok na Dabiego. Nadal co chwila ścierał stróżkę krwi. 

- Nic ci nie jest? Chyba powinien to zobaczyć lekarz - zaproponowałem nieśmiało.
- E co? - zapytał zdezorientowany - a no tak. Hmm... Będę potrzebował twojej pomocy ale nie wiem czy cię to nie przerazi - powiedział i wyszedł

Byłem strasznie ciekawy i drugiej strony przerażony tym o co chodzi.

---

Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13Where stories live. Discover now