19.

509 48 8
                                    

Co to kurwa za miejsce? - pomyślałem jednak z rozważań szybko wytrąciła mnie ta pojebana lekarka.

- O ja pierdole - powiedziała nagle i szybko splunęła w chusteczkę - bleh... no już po smaku mogę stwierdzić że nie jest za dobrze. Masz tragiczną krew z miejsca stwierdzam hemofilie i wysokie ryzyko anemii. poza tym z tego co ja tu czuję to już za długo nie pożyjesz. Cud że jeszcze dychasz wiesz? Brałeś w żyłę ostatnio? Co? I ile?

Zostałem zasypany masą pytań i czułem się mocno atakowany. Poza tym jak to długo nie pożyję, co znaczy, ile? Tydzień? Miesiąc? Albo tylko kilka godzin?

- Toga dość! - krzyknął Dabi z płonącą łuną światła w oczach.

Kobietę wyraźnie obleciał strach. Natychmiast obróciła się w stronę mojego właściciela a ten wzrokiem skarcił ją za jej zachowanie.

- Przepraszam, nie powinnam tak mówić. Ja po prostu... ehh tak strasznie nienawidzę narkomanów - syknęła pod nosem wyrzucając chusteczkę - będziesz żył, ale pewnie dostaniesz syndromu odstawienia. To praktycznie pewne. Co do żelaza we krwi, nie sądzę żeby to była jakaś choroba, patrząc po tobie to raczej nie dożywienie a z hemofilią da się żyć - powiedziała bardzo profesjonalnym głosem.
- D-dziękuję...- odpowiedziałem i nawet nie miałem pojęcia czemu się zająknąłem. Może to przez Toyę, ten głos, jak do tond nie słyszałem żeby podnosił go w tak ostry sposób.

Po tym blondynka zmieniła coś przy rurce która była wbita w moje ciało i wyszła szerokim łukiem wymijając Dabiego.

- Przepraszam cię za nią, ona czasami nie wie co mówi - wytłumaczył znów spokojny białowłosy.
-  Czyli nie umieram? - upewniłem się zmieniając pozycję.
- Wychodzi na to że jeszcze pożyjesz - zaśmiał się i powoli dotknął mojej głowy.

To było... miłe, bardzo miłe. Zupełnie nie czułem się źle kiedy czułem jego dotyk. To było dla mnie tak naturalne że miałem wrażenie jakby Toya był przy mnie od zawrze, tak jakby moje życie zawrze tak wyglądało. Spokojne i szczęśliwie u boku kogoś takiego. Zpełnie zapominałem o chujowym życiu dziwki którą jestem.

- Hawks ja muszę cię ostrzec. Toga mi kazała - zaczął bardziej ponurym tonem - jesteś uzależniony od narkotyków ale nie dostaniesz ich już nigdy więcej, przynajmniej ja na to nigdy nie pozwolę. Będziesz musiał przejść detoks a nie jest to coś miłego. 
- Co to znaczy detoks? - zapytałem zaniepokojony.
- Chodzi o to że musisz zostać w szpitalu. Normalnie musiał byś siedzieć tu cały miesiąc a może nawet i dłużej ale udało mi się przekonać lekarzy że dam sobie radę z opieką.
- Czyli nie zostawisz mnie tu? - dopytałem dla upewnienia się.
- Oczywiście że nie - powiedział z uśmiechem na ustach i znów zaczął bawić się moimi włosami - nie przeszkadza ci to prawda? - upewnił się przestając na chwilę.
- Nie, jest w porządku - odpowiedziałem uśmiechając się.

Okazało się jednak że będę musiał zostać w szpitalu jeszcze kilka dni, Toya załatwił mi gruntowne badania i leczenie. Nie które rzeczy były do zniesienia. Na przykład ubytki w zębach albo rozmaite maści na skórę które miały pomóc z wysypką na moim ciele no i dalsze badania mojej krwi. Na dodatek okazało się że mam niedobory prawie wszystkiego. Na szczęście wszystko to da się naprawić. Jednak była jedna rzecz której nie chciałem a musiałem znieść.

...

- Hawks spokojnie będę tu, nawet nie poczujesz - powiedział Dabi klęcząc przy moim łóżku.
- Nie! Ja się boję - odpowiedziałem zalewając się łzami a na to wszystko patrzyło 3 lekarzy.
- Proszę pana nie możemy czekać, musimy to zrobić puki znieczulenie działa - powiedział jeden z mężczyzn w biały kitlu.
- To podacie mu drugie, nie obchodzi mnie to, nic na siłę jasne? - odpowiedział szorstko mój opiekun.

Wpadłem w panikę, nie mogłem się uspokoić. To złamanie skrzydła... okazało się że mam krzywo zrośnięte kości i lekarze muszą poskładać je na nowo. W skrócie chcieli mi połamać skrzydło żeby je naprawić.

w pewnym momencie pomiędzy płaczem i histerią Toya chwycił mnie za dłoń.

- Słuchaj, co ty na to że usiądę sobie na tym łóżku a ty się przytulisz i nie będziesz patrzył? Nie będzie tak strasznie - wytłumaczył uśmiechając się do mnie.

Wtedy na chwilę się uspokoiłem, wiedziałem że mnie to nie ominie i szczerze mówiąc trochę uspokajała mnie wizja nie widzenia tego jak....

- No dobrze - powiedziałem pociągając mocno nosem.

Toya wstał ze swojego krzesła ale zamiast usiąść gdzieś na rogu łóżka położył się obok mnie i przycisnął mnie do siebie tak że leżałem na boku a moje skrzydła były w pełni za mną.

Mocno złapałem się jego bluzy i zacisnąłem oczy. Czułem się trochę lepiej i starałem się nie myśleć o tym co się ma stać.

- Dobrze, zaraz będzie po wszystkim - powiedział jeden z lekarzy a ja jeszcze dodatkowo zacisnąłem zęby.

Usłyszałem trzask a w skrzydle, poczułem mrowienie i lekki ból ale tak się tego wystraszyłem że głośno zapiszczałem i chciałem się wyrwać jednak Toya ciasno mnie przy sobie trzymał.

- już już spokojnie zaraz będzie dobrze - wyszeptał mocno mnie obejmując.

---

Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें