rozdział 40

895 44 3
                                    

Rosaline

Nie wiedziałam jaki był dzień. Nie wiedziałam czy żyłam czy umarłam. Nie wiedziałam która była godzina. Nie wiedziałam ile już tu siedziałam. Chyba nieskończoność.

Byłam na granicy życia i śmierci. Obraz był zamazany, ledwo co mogłam się poruszyć, byłam cała we krwi, mniej widziałam, mniej czułam.

Życie było mi już obojętne. Nie było już dla mnie ratunku. Connor mnie nie znajdzie. Nikt mnie nie uratuje. A ja byłam za słaba, aby sama stąd uciec. Dlatego w jakimś stopniu pogodziłam się ze swoim losem. Z tym, że to był mój koniec.

Ale naprawdę miałam jeszcze masę rzeczy do zrobienia w swoim życiu. Na przykład, chciałam zwiedzić cały świat. To było moje marzenie od dawna.  Kochałam podróżować. Lecz go nie spełnię. Umrę tutaj w męczarniach.

Już nawet nie miałam siły płakać. Wylałam wszystkie łzy. Dlatego nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, kiedy do środka wszedł Thomas.

-Witaj, kotku - powiedział, po czym usiadł obok mnie - coś marnie wyglądasz.

Dziękuję Thomasie, że zauważyłeś. Wcale nie jest to spowodowane dzięki tobie.

-Dlaczego nic nie mówisz?

-Puść mnie - mimo wszystko znowu załkałam kiedy w mojej głowie pojawił sie uśmiechnięty Connor - co ja ci zrobiłam? Proszę wypuść mnie...

-Przestań marudzić, Rosaline. Aż tak ci tu źle?

-Wypuść mnie - mówiłam dalej, ignorując jego pytanie - nic ci nie zrobiłam. A nawet jeśli chcesz zwabić tutaj Connora to dlaczego mnie męczysz? A w ogóle dlaczego chcesz go zabić? Co on ci do cholery zrobił? Nienawidzę cię, rozumiesz? Nienawidzę cię. Jesteś potworem. Powinieneś ty zostać zabity przez Connora, a nie odwrotnie. Jesteś żałosny.

-Oh, Rosaline. Sama mnie prowokujesz.

-Prowokuje cię? - prychnęłam z ostatnich sił - nienawidzę cię. Connor cię zabije. On przynajmniej ma mózg nie tak jak ty.

-Odpuść.

-Wypuść mnie - wyjąkałam, czując jak oczy same mi się zamykają - proszę. Dlaczego mi to robisz?

Thomas tylko pokręcił głową i wyciągnął nóż z kieszeni spodni. Zrobi to co zawsze. Ponacina moje ciało, zgwałci, a na sam koniec przyniesie mi obiadek jak gdyby nigdy nic.

-Jesteś przepiękna - wyszeptał, gdy nóż naciął moja skórę na ręce - przepiękna.

Leżałam na plecach, nawet nie próbując go odepchnąć. To i tak by nic nie dało. Tylko bym pogorszyło sytuację. A i tak nawet nie miałam siły.

-Proszę... - jęknęłam - wypuść mnie...

-Przykro mi, Rosaline. Taki twój los.

-Jesteś potworem.

-Wiem Rosaline, wiem - wyszeptał, gdy wbił się we mnie jednym ruchem.

Bolało. Z każdym gwałtem bolało jeszcze bardziej. Słyszałam tylko jak Thomas jęczy moje imię i ciężko dyszy. Ja już byłam w innym świecie. W głowie byłam razem z Connorem. Przytulaliśmy się na dachu i odlądaliśmy spadające gwiazdy. Było tak piękne, miło. A na koniec Connor powiedział, że byłam dla niego najważniejsza i całowaliśmy się do rana. Byłam taka szczęśliwa...

...

Chciałam żyć. Miałam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia. Nie chciałam jeszcze umierać.

Dlatego resztkami, na kolanach, przeczołgałam się do drzwi. Ja naprawdę nie chciałam umierać. Nie w ten sposób.

-Kurwa - jęknełam, kiedy nie umiałam dosięgnąć klamki.

Thomas myślał, że byłam aż tak wyczerpana, że nie miałam sił wstać. Ja jednak nie planowałam zakończyć swojego życia w ten sposób. Planowałam już przyszłość z Connorem i nie miałam zamiaru wszystkiego rujnować, bo się poddałam. Będę walczyć do ostatnich sił.

Pogratulowałam sobie w myślach, kiedy udało mi się dosięgnąć klamki. Lekko ją pociągnęłam, po czym drzwi się otworzyły. Cicho jęknełam gdy musiałam się poruszyć. Z ostatnich sił ciągałam się po podłodze próbując znaleźć właściwą drogę. Szłam w lewo oraz w prawo, to teraz pójdę prosto. Próbowałam wstać, lecz byłam na tyle obolała, że nie miałam szans. Dlatego czołgałam się po podłodze, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważy. Po paru minutach dostrzegłam pierwsze drzwi. Oparłam się ręką i szybko chwyciłam klamkę. Drzwi były zamknięte. Obok nich były następne, które też okazały się być zamknięte.

-Dasz radę, uciekniesz stąd - wyszeptałam do siebie w ramach pocieszenia.

Zaczęło mi brakować sił. Przy trzecich drzwiach ledwo dosięgłam klamki. Gdy dałam radę także okazały się zamknięte. Zdałam sobie sprawę, że w budynku w  którym się znajdowałam, praktycznie wszystkie drzwi były zakluczone. Zdawało się, że ten budynek był ogromny, więc znalezienie wyjścia było niemożliwe. Jednak się nie poddawałam. Musi być tu wyjście. Gdzieś było. Musiało być. A ja je znajdę i ucieknę.

Lecz zaczęło ulatywać ze mnie życie. W ślimaczym tempie poruszałam sie po podłodze. Miałam farta, że nikt akurat nie przechodził obok mnie. Raczej wątpiłam, że ktoś by mi pomógł. Z opowiadań babki od obiadów, wszyscy bali się Thomasa, więc nie ryzykowali by mi życiem, aby mnie uratować. Nie dziwiłam im się. Sama na ich miejscu raczej wolałabym nie podpaść władcy.

Wtem usłyszałam głos oraz kroki. Kurwa. Jak najszybciej próbowałam przejść się na lewy korytarz. Mimo bólu, podniosłam się na kolana i szłam za pomocą rąk. Wyglądałam jak jakiś dziwny pies, lecz nie interesowało mnie to. Nikt nie mógł mnie zobaczyć. Bo i tak nikt by mi nie pomógł, a tylko naskarżył by Thomasowi. Dlatego ignorując ból, dałam radę przedostać się na lewy korytarz. Jakimś cudem dosięgnęłam klamki. A ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyły się. Nie wiele myśląc weszłam do środka. Okazało się, że był to schowek na miotły. Położyłam się na podłodze i siedziałam cicho. Głos był coraz bardziej słyszalny.

-Jasne... Widziałeś go?... O kurwa... Dobra ignoruj go... tak, tak, on ma tu wejść... Oczywiście... Mój cel... Ignoruj go... Okej... Dowidzenia.

Thomas. Wszędzie rozpoznam jego głos. Siedziałam cicho. Nawet nie oddychałam. To mogła być moja szansa na ucieczkę. Już więcej się nie powtórzy.

Lecz moje marzenie rozprysło się w powietrzu, kiedy drzwi otworzyły się. Akurat tam, gdzie leżałam. Otworzyłam z przerażenia oczy i zauważyłam nade mną Thomasa. Pokręcił z niedowierzaniem głową i złapał mnie za włosy. Mocno nimi szarpnał i ciągnął mnie do celi.

-Nie! - wyjąkałam - proszę!

-Nadal próbujesz uciec? - prychnął - myślisz, że nie mam tu kamer?

Nie odpowiedziałam, nawet nie miałam siły. Całą energię zużyłam na "ucieczkę", która i tak nie wypaliła.

Czułam, że umieram. Ulatywało ze mnie życie. Stara krew stwardniała na mojej skórze, lecz nowa zostawiała ślady na podłodze. Włosy kleiły mi się do twarzy z potu i krwi. Coraz ciężej brałam oddech. Coraz ciężej udawało mi się podnieść rękę. Thomas bez litości ciągnął mnie za włosy. Czułam, że zaraz wszystkie mi wyrwie.

Dziękuję życiu za to, że poznałam Connora, Chase'a, Sofię, Kate i innych ludzi. Dziękuję za to, że mogłam być szczęśliwa, chociaż przez jakiś czas. Mam nadzieję, że mimo popełnionych błędów, dobrze wykorzystałam życie. Życie przemija jak polna trawa. Jesteś, a jutro cię nie ma. Lecz żałowałam, że tak szybko umrę. Chciałam jeszcze żyć. Lecz już dla mnie nie było ratunku.

Umierałam.

Werewolf #1 [Korekta Pierwszych Rozdziałów] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz