rozdział 4

4.1K 103 20
                                    

Connor

Siedziałem w swoim biurze aż nagle ktoś zapukał. Nienawidzę kiedy ktoś przeszkadza mi w pracy. Po prostu wyrzuca mnie to z rytmu. Od ostatniego czasu mam tyle papierów, że aż sam się nie wyrabiam. Jeśli to nie będzie nic ważnego to udusze tą osobę. Powiedziałem proszę i do środka wszedł starszy mężczyzna w garniturze. Nigdy go nie widziałem, więc trochę zaciekawiło mnie co ode mnie chciał.

-Dzień dobry alfo - ukłonił się na mój widok - przyszedłem w dość ważnej sprawie dla każdego.

-O co chodzi - nie starałem się być kulturalny.

-Jak już alfa zapewnie wie, musi alfa znaleźć swoją mate.

-No tak.

-Zatem, że stado potrzebuje mate oraz tak napisane jest w regulaminie, alfa powinien znaleźć mate do 25 roku życia. Alfa ma 24 a za miesiąc 25. Jeśli nie znajdzie pan swojej wybranki w przeciągu miesiąca będzie wybrana ona przez nas. Mamy już jedną na oku, bo podejrzewamy, że alfa nie znajdzie w tym czasie ukochanej. Jest to Dinah Marley. Pewnie ją kojarzysz.

Oczywiście, że ją kojarzę. Spałem z nią może parę razy. Jest we mnie szaleńczo zakochana, chociaż wiem, że zależy jej tylko na sławie i pieniądzach. Od paru miesięcy chodzi i rozpowiada wszystkim, że to ona już jest luną mojego stada.

Oj nie nie nie, mylisz się kochana.

Tak bardzo wkurza mnie swoim zachowaniem, że nie raz musiałem hamować się przed uduszeniem jej. Ale niestety jej rodzice przyjaźnili się z moimi rodzicami. Przez to stwierdzili, że najepszą kandydatką na lune będzie właśnie ona. Nie popieram tego, ale nie mam w tej sprawie prawa głosu. Nie znalazłem mate, trudno wybiorą mi taką jaką oni chcą. Porąbane. To powinienem ja wybierać a nie oni.

-Zgadzam się z tobą w stu procentach - odezwał się mój wewnętrzny wilk - nienawidze ten wiedźmy.

-Nie mamy żadnego innego wyjścia.

-Jak nie mamy? Znajdziesz w tym czasie swoją mate i będzie po sprawie - czy on serio myślał, że to jest takie łatwe?

-Dobrze wiesz ile odwiedziliśmy różnych stad i w żadnych z nich jej nie było - odpowiedziałem zmarnowany. Tak bardzo nie chciałem Dinah. Zachowuje się jak pierdolona księżniczka.

-Nie trać jeszcze nadzieji.

-Nie mamy innego wyjścia. Zabijemy ją czy coś a powiemy, że uciekła. Problem z głowy.

-Nie możesz przecież jej tak po prostu zabić!

-Bo?

-Jezu, ty nic niee rozumiesz debilu.

-A spadaj.

Nagle zorientowałem się, że ten dziad nadal tu stoi i czeka na moją odpowiedź.

-Nie można przedłużyc czasu? - zapytałem chodź dobrze znałem odpowiedź na to pytanie.

-Nie, nie można. Tak samo alfa nie może decydować o tym kogo wybierzemy. Wybór padł na Dinah, ponieważ nadaje się na lune. Znacie się już, jej rodzice przyjaźnili się z twoimi oraz jest chętna na założenie z tobą rodziny. Ona jest idealna to jej roli.

Tak ta suka jest idealna do pełnienia tej funkcji. Po prostu idealna.

-Dobrze zrozumiałem, dowodzenia - nie, naprawdę nic nie zrozumiałem.

- A, i jeszcze jedno - podrapał się po głowie jakby chciał przypomnieć sobie co miał mi powiedzieć - słyszałem, że Thomas powiększył swoją armię o kilka set wampirów w tym czarownic. Jak narazie nie planuje, żadnej bitwy z tobą - wskazał na mnie - Może dopiero około za rok.

-Dobrze rozumiem, dowodzenia - tak starałem się go wygonić jak najmilej jak potrafiłem, bo nie chciało mi się go słuchać.

-Dobrze dowodzenia.

W końcu wyszedł więc mogłem zabrać się do pracy.

...

O godzinie 20:27 dopiero skończyłem robote. Zazwyczaj siedzę tam od 8-20 (oczywiście z przerwami), ale przez tego typa się wydłużyło. To jedna z pierwszych takich sytuacji co totalnie nie wiedziałem co robić, więc poszedłem do Johna. To mój beta i najlepszy (jedyny) przyjaciel. Nie raz pomógł mi w potrzebie, więc jestem bardzo mu za to wdzięczy.

Gdy byłem pod odpowiednim pokojem zapukałem do drzwi. Po chwili otworzyła mi Kate - mate Johna.

- O cześć! - to był ten typ dziewczyny, która zawsze tryskała energią i radością. Na początku mnie to irytowało, ale przyzwyczaiłem się i nawet ją lubie.

- Hej, jest John?

-Tak jest, zawołam go. JOHN!!!

-Zaraz przyjdzie - uśmiechnęła się do mnie i poszła pewnie po swojego chłopaka.

Po chwili zobaczyłem swojego betę bez Kate. Był to wysoki brunet (ale nie aż tak wysoki jak ja) z zielonymi oczami.

-No siema stary. Co tam?

-Jestem wykończony - przetarłem twarz dłońmi - i mam duży problem.

-O boże już się boje - uśmiechnął się złośliwie. Przewróciłem oczami na jego komentarz. Skierowaliśmy się do mojego pokoju. Gdy usiedliśmy zacząłem:

-Przyszedł do mnie dzisiaj jakiś dziad i zaczął gadać mi o tym, że wybrali dla mnie partnerkę.

-Dlaczego? - zapytał

-No debilu. Za miesiąc mam urodziny a nie znalazłem mate. Oni zaś wybiorą mi partnerke a w zasadzie już wybrali.

- Kogo?

-DINAH MARLEY - powiedziałem a raczej krzyknąłem że złości.

- Tą porąbaną , która ma obsesję na twoim punkcie?

-Tak , właśnie ją. Stwierdzili, że jest ona idealną luną dla mojego stada.

-Chyba najgorszą - stwierdził John - nie możesz sam wybrać?

- No właśnie w tym rzecz, że nie moge.

-Przecież ona nie może być twoją partnerką! - zaczął chodził po pokoju - dobra, spokojnie, zaraz coś wymyślimy.

-Nic nie wymyślimy. Wiesz ile stad odwiedziłem, żeby ją znaleźć? Nigdzie jej nie ma - Odparłem.

-Gdzieś być musi.

-Ale problem tkwi w tym, że nie znajdę jej w miesiąc.

-Dobra musimy coś wymyślić.

Coś tam ustalaliśmy, ale na samym końcu wyszło nic. Nie miałem wyboru. Ta nieszczęsna Dinah musiała być moją partnerką. Nigdy się nie poddaje, ale w tej sytuacji nie mam nic do gadania. Szukałem wszędzie i mojej mate nie ma. Rozpłynęła się w powietrzu. Jestem tak wkurwiony, że normalnie zaraz wystrzele w kosmos.

Gdy John poszedl, wziąłem prysznic i poszedłem się położyć.

Powinienem się cieszyć z tego, że jak narazie mam całe łóżko dla siebie. Na pewno ta wiedźma będzie chciała spać ze mną. Uhh.

Werewolf #1 [Korekta Pierwszych Rozdziałów] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz