rozdział 10

3.7K 100 7
                                    

Rosaline

Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy zamiast obudzić się w swoim łóżku, po przebudzeniu się zobaczyłam naokoło białe ściany, takie jakie są w szpitalu. Otworzyłam szerzej oczy nie mogąc zrozumieć gdzie jestem. Nagle wszystkie wydarzenia, które działy się ostatnio pojawiły się w mojej głowie. Las, przerażenie, wilk, ucieczka.

Wow, ten wilk mnie nie zjadł.

Zaczęłam patrzeć, co jest dookoła mnie. Na prawo było okno i mały stolik. Na przeciwko mnie były drzwi a ja byłam podłączona do jakiś dziwnych maszyn. A na lewo...
No właśnie co było na lewo. Było tam krzesło, na którym siedział mężczyzna, który spał na moim brzuchu. Niemal nie zemdlałam.

Boże to on!

Zaczęło mi się trudniej oddychać. Wszędzie rozpoznam wielkoluda. Po samych włosach można stwierdzić, że to on. Zacząłam nerwowo kręcić się na łóżku. Co on tu robił? Dlaczego na mnie spał? Kto mnie tam znalazł? Czemu wilk mnie nie pożarł?

Tyle pytań a tak mało odpowiedzi.

Serce biło mi jak oszalałe. Boże, ratujcie mnie! Przez moje nadmierne kręcenie, mężczyzna zaczął się poruszać i coś gadać pod nosem. Wstrzymałam oddech. Zaraz padnę tu na zawał!

Bardzo powoli, wielkolud podnosił się ze mnie. Kiedy siedział już cały na krześle, przetarł oczy dłońmi i spojrzał na mnie. Jego ręce zamarły w powietrzu. Wpatrywał sie we mnie, jak na obrazek. Jego oczy wskazywały szczęście, ale zarazem strach, lecz jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Nerwowo kręcił się na krześle. Nie wiedział co powiedzieć, a ja domagałam się odpowiedzi na wszystkie pytania, które sobie zadawałam.

Mówiąc szczerze, jego oczy były piękne...
Te jego czarne tęczówki, które wypatrywały się prosto w moje oczy, przyprawiały mnie o dreszcze strachu.

Gdy zorientował się, że za długo na mnie patrzy, szybko wstak kierując się w stronę drzwi. Zżerało mnie przerażenie. Strach towarzyszył mi przez ostatnie godziny ciągle. Bałam się. Cholernie się bałam.

Po chwili do pokoju wszedł on w towarzystwie lekarza. Lekarz podszedł do mnie i zaczął mi się przyglądać. Wielkolud oczywiście usiadł znowu na tym taborecie, na którym siedział jeszcze przed chwilą.

-Czy coś lune boli? - zapytał lekarz. Czy coś mnie boli? Przez ten cały czas nie myślałam o bólu, wpatrywałam się w człowieka, który przerażał mnie niemiłosiernie. I jaka luna?

Ledwo podkręciłam głową. Miałam tak zaschnięte gardło, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Lekarz jakby wyczytał z moich myśli o co mi chodzi i rozkazał wielkoludowi iść po szklanke wody.

Gdy w końcu dostałam upragnioną wodę napiłam się za pomocą lekarza. Byłam mu wdzięczna. Nie miałam siły podnieś ani prawej, ani lewej ręki. .

-Dobrze teraz, szybko lune zbadam - powiedział lekarz podchodząc do mnie. Mężczyzna obok cały czas intensywniej sie we mnie wpatrywał przez co nie mogłam skupić się na normalnym oddychaniu. Zaczęłam się trząść jak nienormalna.

Lekarz szybko mnie zbadał po czym zostawił mnie samą z tym przerażającym mężczyzną. Poruszył się na krześle po czym bardziej przechylił się w moją stronę a ja przesunęłam się na koniec łóżka, żeby być jak najdalej od niego.

-Rosaline..

-Skąd znasz moje imię? - przerwałam mu. Po tym jeszcze bardziej zaczęłam się go bać. Skąd zna moje imię? Co on o mnie jeszcze wie? Co ja tu z nim robię?

-Słuchaj - zaczął a ja mu nie przerwałam bo chciałam wiedzieć co ma do powiedzenia - jest dużo rzeczy, o których musiałabyś wiedzieć. Uważam, że jest jeszcze za wcześnie na powiedzenie ci wszystkiego. Powiem tyle. Znalazłem cię w lesie po czym zabrałem cię do szpitala. Zostaniesz jeszcze tu parę dni.

Patrzyłam się na niego w szoku. Nie wiedziałam czy kłamał czy nie. Jego oczy nie mówiły dużo. Oddychałam szybko, za szybko.

-Spokojnie nic ci nie zrobię - powiedział unosząc ręce do góry. Pewnie zauważył jak bardzo się go boje - możesz iść do lazienki. Dasz radę?

Przez to wszystko zapomniałam jak bardzo chciałam iść się załatwić. Pokiwałam mu głową na znak, że dam rade chociaż wątpiłam, że sama się podniosę. Nadal nie wiedziałam o co mu chodzi. Dlaczego tu jest. Przecież może iść. On ma iść.

Gdy byłam już w pozycji siedzącej, spróbowałam wstać. Nie utrzymując równowagi, poleciałam na łóżko przez co wydałam syk bólu. Wielkolud jak na zawołanie wstał i podszedł do mnie. Podniosłam głowę i znowu napotkałam jego oczy. Cholera. Cholernie się go bałam. Spoglądał na mnie tak intensywnie...

Wyciągnął do mnie rękę aby pomóc mi wstać. Przestroszona skuliłam się. Mężczyzna wziął głęboki wdech po czym złapał mnie za rękę i pociągnął do góry. Pisnełam zaskoczona i zaczęłam kopać go nogami.

-Spokojnie, tylko chce cię zaprowadzić do łazienki - powiedzial.

-Nie dotykaj mnie - wycedzilam przez zęby - nie znam cię. Chce do domu. Są tu moji rodzice?

-Rose... - spojrzał na mnie błagalnie. O boże. Pierwszy raz ktoś tak na mnie powiedział. Rose. Rose. Rose. Skąd mu się to wzięło?

-Chce ci tylko pomóc. Nic ci nie zrobię - widziałam jak próbował być spokojny, ale naprawdę tracił cierpliwość. Trochę się uspokoiłam i dałam się zaprowadzić do łazienki.

Gdy byliśmy na miejscu spojrzał na mnie tym jego wzrokiem.

-Dasz radę? - zapytał, uważnie skanując moją twarz.

-Tak - jedyne co mogłam teraz odpowiedzieć. Zamknęłam za sobie drzwi i upadłam cicho na ziemię. Gdzie ja trafiłam. Z moich oczu wylały się łzy. Po co ja szłam do tego cholernego lasu?

Wstałam chwytając się lewą ręką zlewu i spojrzałam przez lustro. Moje włosy były tłuste i poplątane. Krótko mówiąc, wyglądały jak gniazdo dla ptaków. Moje oczy były bez wyrazu a pod nimi miałam wielkie wory. Byłam ubrana w jakies dziwne, zielone ubrania.

Po załatwieniu potrzeb chcialam wyjść z łazienki, ale zakręciło mi się w głowie. Podeszłam, oprzeć się ściany i wzięłam głęboki wdech. To wszystko nie miało tak wyglądać.

-Wszystko dobrze? - powiedział mężczyzna przez ścianę.

-Tak - odpowiedziałam chociaż wcale dobrze nie było. Próbowałam znowu dać radę iść, ale nie mogłam. Za bardzo kręciło mi się w głowie.

-Kurwa Rosaline - wycedził przez zęby wkurzony po czym otworzył drzwi od łazienki. Skuliłam się jeszcze bardziej na ten jego mały wybuch. Co jeśli mnie uderzy? Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do łóżka. Gdy się położyłam, wielkolud rzekł:

-Ide, mam dużo spraw do załatwienia. Jeśli coś się dzieje wołaj pielęgniarkę - wskazał na czerwony guzik obok mnie - naciśnij go a przyjdzie. Przyjdę jutro narazie.

I poszedł. Zachciało mi się plakać. W jakim szpitalu do cholery jestem. Niech ktoś zadzwoni do moich rodziców.

Cieszyłam się, że ten mężczyzna poszedł. Bardzo mnie przerażał.

Zmęczona zasnęłam.

...

Hej! Nie podoba mi się zbytnio ten rozdział, ale go dodaję. Chcę wam bardzo podziękować, że mimo wszystko czytacie tą książkę. Nie mam zbytnio talentu pisarskiego, ale pisanie mnie uspokaja. Odkąd zaczęłam czytać o wilkołakach, wiedziałam, że muszę napisać własną historię. Chcę was poinformować, że mam ciężki czas w moim życiu i rozdziały mogą pojawiać się żadziej. Mój najwspanialszy kot uciekł i nie umiem normalnie funkcjonować. Przepraszam was za to. Widzimy się w następnym rozdziale!

Werewolf #1 [Korekta Pierwszych Rozdziałów] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz