rozdział 36

964 38 7
                                    

Connor.

Wygraliśmy.

Powinienem się cieszyć, prawda? Lecz w ogóle mnie to nie cieszyło.

Zaczęliśmy górować nad wampirami. Zabijaliśmy je bez większego problemu. W końcu było ich tak mało, że same się wycofały.

Powinienem czuć ulgę. W końcu wygrałem wojnę, która ciążyła na moich barkach od lat. Ale nie pasowało mi coś. Nie zabiłem Thomasa, ani nikt inny go nie zabił. Wampiry były tu same bez swojego władcy. A co to oznaczało? Że wojna się jeszcze nie skończyła. Że Thomas planuje coś gorszego.

-Boże wygraliśmy! - zawrzeszczał John, który szedł obok mnie. W odróżnieniu ode mnie, John aż tryskał z radości.

-Nie ciesz się tak - warknąłem. Wkurwił mnie. On nic nie rozumiał.

-Dlaczego? - spytał - chłopie wygraliśmy to!

-Nic kurwa nie wygraliśmy.

-Ty i te twoje fantazje - przewrócił głową.

-Nie rozumiesz kurwa tego, że na polu bitwy nie było Thomasa? Że nikt go nie zabił? Że dalej chodzi po tym cholernym świecie i w każdym momencie może nas zabić? Że na pewno planuje coś gorszego?

John stanął. Odwróciłen się do niego i posłałem mu zdziwione spojrzenie.

-Nie zabiłeś go? - wyglądał na zdziwionego.

-A kiedy miałem go zabić? Nie było go debilu nawet na tej walonej wojnie.

-O kurwa - szepnął brunet - jesteśmy w dupie.

-Mam ci pogratulować, że dopiero teraz to odkryłeś?

-Jezu, weź nie wiedziałem.

-Dobra nie ważne.

-Jak myślisz? Co planuje?

-Mnie zabić - zacząłem - ma jakiś genialnym plan. Zaatakuje w najmniej możliwym momencie. Lub jakiś cudem mnie do siebie zwabi. Dużo tu wymieniać. Musimy być gotowi na wszystko.

John już się nie odezwał, a ja nie zaczynałem rozmowy. Wracaliśmy do domu. Po 5 dniach.

Chciałem już zobaczyć Rosaline. Pragnąłem wziąć ją w ramiona i powiedzieć, że będzie dobrze. Że ochronię ją przed wszystkim.

Zrobiłbym dla tej dziewczyny wszystko. Zawładnęła moim umysłem. Mogła zrobić ze mną co chciała. Gdy tylko ją widziałem, nie myślałem o niczym innym niż o niej.

Spieprzyłem. Na pełnej lini spieprzyłem. Uciekłem jak cholerny tchórz. Lecz czasu nie cofnę, nawet jak bardzo bym chciał.

Byłem wściekły, że tak ją potraktowałem. Powinienem jej wszystko wytłumaczyć. Ale nie. Najlepiej uciec jak skończony idiota.

Więc moim w tym momencie największym marzeniem było wytłumaczenie wszystkiego Rosie. Za długo to kryłem. Musi wiedzieć. Nawet jak bardzo prawda jest okrutna, musi ją znać. Dla naszego dobra. Naszej przyszłości.

Weszliśmy na plac główny i od razu usłyszeliśmy oklaski. Ochroniarze wypuścili wszystkie kobiety na dwór, aby mogły od razu nas zobaczyć.

Nie skupiałem się na oklaskach. Wzrokiem szukałem jej. Wyobrażałem sobie jak mnie zauważa i wpada mi w ramiona. I niby wszystko było super gdyby nie to, że nigdzie jej nie widziałem. Nigdzie. Przeskanowałem każdą twarz, lecz nigdzie nie dostrzegłem tej jednej. Gdzie ona do cholery jest?

Nagle dostrzegłem Kate, która szybkim krokiem do mnie podeszła. Nie wita się nawet z Johnem, od razu biegnie w moją stronę. Zdziwiony stałem i patrzyłem na nią. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.

Werewolf #1 [Korekta Pierwszych Rozdziałów] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz