Rozdział 1

3.1K 97 37
                                    

Leżałam na łóżku w moim i Hailie pokoju. Moja siostra siedziała w salonie z babcią i mamą, a ja pisałam z moim chłopakiem. Przeprowadził się tydzień temu do pensylwani, i trochę mi go brakował. Noah, jest odemnie rok starszy, ma szesnaście lat, ja trzydziestego listopada będę mieć piętnaście. Jestem z nim od dwóch lat. Nagle usłyszałam huk. Poszłam do salonu i zobaczyłam, babcie leżącą na podłodze, w ręku trzymała ucho kubka, reszta naczynia leżała rozbita na podłodze, mama klęczała na podłodze obok babci. A Hailie zbierała resztki rozbitego kubka. Mama kazała jej to zostawić.
- Dziewczynki, idzie spać, jest już późno a jutro macie szkołę, ja pojadę z babcią do szpitala.
Z babcią przeraźliwie bladą pojechała do szpitala. Poszłam po miotłę i szufelkę, z pomocą siostry posprzątałyśmy bałagan i usiadłyśmy na kanapie w salonie.
- Z babcią będzie wszystko w porządku? - zapytała Hailie.
- Nie wiem. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Idę spać.
Poszłam po piżamę do pokoju. Składała się ona z koszulki Noah, i moich majtek. Skierowałam się do łazienki, ale zatrzymałam się i poszłam do salonu z którego usłyszałam lekko przytłumiony szloch. Hailie siedziała na kanapie zalewając się łzami. Usiadłam obok niej i przytuliłam.
- Spokojnie wszytko będzie dobrze. - szeptałam do siostry.
Gdy moja bliźniczka się uspokoiła. Poszłam się wykompać. Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na zamek. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Po umyciu się założyłam na siebie piżamę i przejżałam się w lustrze, moje krótkie czarno białe włosy opadały mi lekko na ramiona. Połowa moich włosów jest biała a druga połowa czarna, mam tak od urodzenie, nigdy ich nie farbowałam. Mam ciemno brązowe oczy. Jestem dość wysoka bo mam metr siedemdziesiąt. Wyszłam z łazienki i poszłam do mojej sypialni którą dzielę z Hailie. Położyłam się na łóżku,w pokoju jeszcze nie było mojej siostry. Wpatrywałam się w sufit dopóki nie usłyszałam pukania do drzwi. Otworzyłam drzwi a moja siostra zaczęła zaglądać mi przez ramię. W drzwiach stała dwójka policjantów.
– Dobry wieczór. – powiedziałam.
– Dobry wieczór – odpowiedzieli. – Nazywacie się Hailie i Alex Monet?
- Tak. - odparłyśmy.
- Wasza matka i babcia zginęły w wypadku samochodowym. W ich auto wjechał pijany kierowca. Za chwilę pojawi się tu opieka społeczna.
Nie pamiętam zbyt dużo przez szok. Pamiętam tylko że Hailie cały czas płakała i miała ataki paniki. Ja nie płakałam, spakowałam nas, jakaś pani powiadomiła nas że mamy piątkę braci, a naszym opiekunem prawnym jest najstarszy z nich Vincent Monet. Poszłam spać, moją siostrę uspokajał psycholog.
Kilka dni po pogrzebie.
Gdy rano wstałam, po naszym mieszkaniu kręcili się jacyś ludzie z opieki społecznej. W piżamie poszłam do kuchni i wzięłam sobie jabłko. Zjadłam i poszłam do salonu, w nim siedziała ta sama pani co wczoraj mówiła o braciach.
- Wylot macie o ósmej jest szósta trzydzieści.
- Jak to gdzie wylatujemy?
- Zapomniałam wam wczoraj powiedzieć, wasz opiekun prawny mieszka w pensylwani.
Skinęłam głową i poszłam do pokoju w którym siedziała Hailie. Wyjęłam z szafy ostatnie ciuchy które w niej zostawiłam i zaczęłam się ubierać. Założyłam bieliznę i użyłam dezodorantu który leżał w szufladzie mojej szafki nocnej. Ubrałam czarne jeansy i tego samego koloru koszulkę. Założyłam moje zniszczone czarne trampki, które miały na sznurówkach koraliki, a reszta buta była z podpisami moich przyjaciół i moimi rysunkami. Spojrzałam na Hailie która miała na sobie czarne leginsy i granatową bluzę, włosy miała związane w zwykły warkocz. Założyłam mój czarny plecak na ramię i wzięłam walizkę w rękę. W plecaku miałam książkę, telefon, słuchawki, jakąś pomadkę trochę pieniędzy, paszport, szkicownik i ołówki. W rękę w której nie trzymałam walizki chwyciłam moją deskę. Poszłyśmy do salonu w którym czekała na nas ta pani.
- Odwiozę was na lotnisko. - czyli ona albo ktokolwiek nie leci z nami?
Najlepiej wysłać dwie czternastolatki z angli do pensylwani. Czy my w ogóle możemy lecieć same?
- Czy ktoś nie powinien z nami lecieć?
- Nie.
Ekstra, poprostu cudownie.
- A teraz chodźcie bo się spóźnimy.
Nie dyskutowałam z nią o tym bo nie miałam na to siły. Odwiozła nas na lotnisko i pod nim nas zostawiła. Poprostu na parkingu. To powinno zostać gdzieś zgłoszone. Spojrzałam na Hailie która była w takim samym szoku co ja.
- Chodź, dała Ci bilety?
- Tak. - wyjęłam z kieszeni dwa bilety.
Moja siostra skinęła głową. Weszłyśmy na lotnisko i skierowałyśmy się do ochrony bo nie wiedziałyśmy co zrobić, nigdy nie leciałyśmy samolotome, więc to chyba logiczne że nie wiedziałyśmy. Pan ochroniarz był bardzo miły kazał nam iść do jednej z stewardes, która miała się nami jakby zaopiekować podczas lotu. Zaprowadził nas do niej i z nią zostawił, pani która przedstawiła się jako Amelia, i kazała mówić do siebie po imieniu, wzieła od nas walizki. Wprowadzała nas na pokład i zaprowadziła do naszych miejsc, i zostawiła, powiedziała że co jakiś czas będzie sprawdzać co robimy i tak dalej. Usiadłyśmy i czekałyśmy na start. Gdy samolot był już w powietrzu i można było odpiąć pasy, Hailie zaczęła czytać książkę a ja pisałam z Noah.
Ja
Hej, wczoraj nie pisałam ale moja mama i babcia nie żyją
❤️Noah❤️ 
Jak to?
Ja
Babcia zasłabła i mama pojechała z nią do szpitala, i wracając w ich samochód wjechał pijany kierowca

Nieidealna siostra monetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz