Rozdział 28

53 3 0
                                    

     Zdawałam sobie sprawę z tego, że mogę umrzeć jak zorientowałam się co się stało, ale chłodna diagnoza wypowiedziana przez doktora napełniła mnie niepokojem. Nie chciałam umierać. Zwłaszcza, że Jack został ranny, nie mogłam go teraz przecież zostawić całkiem samego na tym świecie, w dodatku na całą wieczność.
     Moje rozważania przerwało pojawienie się Jaspera. Kiedy podszedł bliżej zauważyłam, że patrzy na Jack'a. Niestety nie był to wzrok współczucia, patrzył się jakby był głodny. Z mojego poharatanego gardła wydobył się warkot, ale wampir nic sobie z niego nie zrobił. Teraz to nim kierował zwierzęcy instynkt, tak jak mną przed chwilą. Byłam już coraz słabsza, ale zdążyłam zareagować, kiedy skoczył. Rzuciłam się na niego i przygwoździłam do ziemi. Ogarnij się Jasper, ogarnij się! Nie mogłam pozwolić, żeby zrobił Jack'owi krzywdę. Nie mogłam, bo wiedziałam, że jakby się ocknął to miałby ogromne wyrzuty sumienia, a poza tym nie mogłam pozwolić żeby Jack umarł. Chociaż...technicznie rzecz biorąc wampiry są martwe, więc jak się zmieni to tak jakby umrze. Gdybym musiała byłabym gotowa skrzywdzić Jaspera, on jest bardziej odporny.
- Jasper! - Alice próbowała mu przemówić do rozumu, nieskutecznie.
     Nagle wampir wyciągnął rękę i uderzył moją ranę, przez co przeszył mnie ogromny ból i przez chwilę nie mogłam oddychać. Jakoś dał radę się wyswobodzić, ale chwyciłam go za włosy i zaczęłam odciągać z dala od ludzkiej krwi. Musiałam go stąd zabrać. Po kilkuset metrach chyba zaczął dochodzić do siebie. Niepewnie go puściłam i patrzyłam podejrzliwie jak się podnosi.
- Diano - wydukał - ja...
     Ale ja go nie słuchałam, warknęłam tylko na niego i Alice, Rosalie oraz Emmet dopilnowali żeby na pewno się oddalił, a ja skierowałam się w stronę stojącego nad Jack'iem Edwarda. Już wiedziałam co muszę zrobić.
- Ale jak to chcesz odejść?! Może Carlisle znajdzie lekarstwo - Edward próbował znaleźć jakieś rozwiązanie.
~ Do tej pory nie znalazł, a próbował. Zaopiekujcie się nim, proszę. I błagam, nie idźcie za mną, jeśli przeżyję to wrócę jak najszybciej, jeśli nie... to nie będziecie musieli oglądać mojego cierpienia - spojrzałam na dym unoszący się ponad płonącymi zwłokami wampirzycy - a wiem, że będzie źle.
     Postanowiłam odejść, wydawało mi się to dobrym pomysłem. Żal mi było ich zostawiać, ale nie miałam pewności, że przeżyję. Jad mógł mnie zabić w dowolnej chwili, jeśli nie udałoby mi się go zwalczyć moja rodzina musiałaby patrzeć jak umieram (szybko lub bardziej powoli). Niestety wiedziałam też, że Jack będzie cierpiał podczas przemiany w wampira i bolało mnie to, że musiałam go zostawić, ale może tak będzie lepiej dla nas oboje? Ludzie się zmieniają kiedy bliska im osoba cierpi. Edward w końcu pokiwał głową. Słyszałam też głosy wilków, że nie mogę tego zrobić, bo są moimi braćmi i inne tego typu farmazony, że będą przy mnie i mi pomogą, ale odcięłam się od nich i ruszyłam biegiem przed siebie, póki jeszcze miałam siłę biec.

🐾

     Nie wiem ile biegłam, ale w lesie panował półmrok bo drzewa rosły bardzo gęsto. Na szczęście nikt za mną nie poszedł. Nie słyszałam też głosów innych wilków w głowie.    Zostałam sama.
     Zaczęłam powoli opadać z sił od ciągłego biegu, ale się nie zatrzymałam. Czułam jak wampirzy jad pali mnie od środka. Rana mnie piekła i się nie zrosła, a do tej pory już powinna. Zostawiałam za sobą krwiste plamy. Tak samo złamana łapa, bolała mnie coraz bardziej, ale nie zważając na ból w kończynie biegłam dalej. Docierały do mnie bodźce ze znacznie zwiększoną siłą. Zupełnie jak wtedy, gdy zmieniłam się w wilka po raz pierwszy. Słyszałam, widziałam i czułam wszystko znacznie wyraźniej, i chciałam przed tym uciec. Nagle wyskoczyłam na ulicę i znikąd pojawił się samochód, który we mnie uderzył. Zatoczyłam się, ale jak najszybciej czmychnęłam w las po drugiej stronie drogi.
- Co to było? - spytał kierowca.
- Gdybyś patrzył na drogę to pewnie byś wiedział - odpowiedział mu pasażer.
- Pewnie jakiś jeleń - stwierdził.
     Westchnęłam z ulgą, że mnie nie zauważyli. Od uderzenia auta chyba coś mi się przemieściło w łapie, bo nie mogłam już nią w ogóle ruszać. Po chwili udało mi się dokuśtykać do strumyka. Postanowiłam, że wejdę do wody i pójdę nim do góry. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś jednak postanowił mnie śledzić muszę zatrzeć swój trop.
     Wspinałam się pod górę, coraz ciężej dysząc. Byłam już na tyle wysoko, że natknęłam się na śnieg. Ale szłam już coraz wolniej, aż w końcu nie dałam rady iść dalej i upadłam na ziemię na bolącą nogę. Zaskomlałam głośno. Zrobiło mi się strasznie zimno, prawdopodobnie miałam gorączkę. Jad pływał moimi żyłami i czułam jakby mnie wypalał od środka. Jakby moimi żyłami nie krążyła krew, tylko żywy ogień. Dałam radę przewrócić się na bok i ujrzałam wtedy najpięknieszy widok w swoim życiu. Zachód słońca. Niebo miało przepiękne kolory. Od dogasającego błękitu, przez pastelowy róż i płomienny pomarańcz, po nocny granat. Ogniste słońce raziło mnie w oczy, ale nie zwracałam na to uwagi. Podziwiałam ten cud natury, ostatni zachód słońca w moim życiu? Niewykluczone. Starałam się jednak nie myśleć o śmierci. Zamknęłam oczy. Pod moimi powiekami ukazał mi się Jack. Taki jakiego go widziałam najczęściej kiedy dopiero się poznaliśmy: skupiony na rysowaniu, później przypomniałam sobie jego uśmiech. Mam nadzieję, że Carlisle dobrze się nim zajął, ale wiedziałam też, że będzie cierpiał podczas przemiany. Otworzyłam oczy, zachód słońca już zniknął, pozostało tylko mocne niebo z wolna pokrywające się chmurami. Może będzie padać? Niewykluczone. Jeżeli przy spotkaniu z Jane czułam ból, to nie mógł się równać z tym co działo się ze mną teraz. Moim ciałem wstrząsały drgawki i miałam wrażenie, że brakuje mi powietrza, czułam się jakby moje płuca się zapadły i nie były w stanie napełnić tlenem. Łapa spuchła mi w miejscu złamania, a krew wciąż powili sączyła się z pulsującej bólem otwartej rany. Serce zaczęło jakby zwalniać swój bieg. Mój mózg pracował na coraz wolniejszych obrotach, aż w końcu straciłam przytomność. Zanim jednak w moim umyśle zapanowała ciemność ujrzałam kilka płatków śniegu wirujących dookoła.

[Zmierzch] Zachód słońca Where stories live. Discover now