Rozdział 2

179 5 0
                                    

Muszę przyznać, że dobrze to przemyślałam, ponieważ motyw przewodni wycieczki moich rodziców był „bez nowoczesnych technologii". Nie dzwonili więc do mnie i nie musiałam z nimi rozmawiać jak to cudownie spędzam wakacje.
A wakacje wcale nie były takie wspaniałe, ponieważ niestety moje podejrzenia okazały się słuszne i przez całe dwa miesiące cierpiałam. Z czasem jako jeden z objawów pojawiła się też temperatura dochodząca do ponad czterdziestu stopni. Na początku czułam się w miarę dobrze i jedyne co robiłam to spacerowanie po lesie. Nie mogłam nigdzie pojechać, ponieważ moja rodzina stwierdziła, że może to stworzyć zagrożenie. Dla kogo? Nie wiem. Chodziłam więc daleko w las, niejednokrotnie się gubiąc. Na szczęście, gdy ktoś zorientował się, że mnie nie ma, był w stanie mnie wytropić. Z czasem jednak przestałam nawet wstawać z łóżka. Czułam się okropnie, jakbym miała grypę, chociaż nigdy tak poważnie nie chorowałam. Urosłam też znacznie, a wszystkie moje ubrania były już za małe. Miałam już ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Wszyscy mi współczuli, ale było to bardziej denerwujące niż w jakikolwiek sposób pomagające. „Może chcesz coś zjeść?"; „ Może się prześpij?"; „Chcesz, żeby podać ci leki?". Jakby czynności, których wampiry nie mogą wykonywać miały mi pomóc! Tak więc spędziłam prawie dwa miesiące wakacji, nawet nie do końca będąc świadomą co się wokół mnie dzieje. W dodatku przegapiłam swoje szesnaste urodziny.
     Któregoś dnia poczułam się trochę inaczej. Miałam niejasne wrażenie, że TO może nadchodzić. Uporczywe objawy zaczęły ustępować i miałam pełno energii. Poczułam jakby moje ciało eksplodowało. Ubrania porwały się na strzępy i wylądowały na podłodze dookoła łóżka. Chciałam się wyprostować, ale uderzyłam się w głowę o sufit. Postanowiłam więc zejść z posłania, ale poplątały mi się łapy i wylądowałam na podłodze. Chwila... łapy? Miałam łapy! Puchate białe łapki. Podbiegłam do lustra w łazience (zrzucając wszystko z półek i szafek po drodze). Zobaczyłam w nim wilka, całego bielusieńkiego, jak śnieg, z moimi normalnymi niebieskimi oczami. Myślałam, że będę miała ciemniejsze futro, bo normalnie mam ciemnobrązowe włosy, ale jedyna rzecz, po której można by mnie było rozpoznać to właśnie oczy.
     Dobrze, że postanowiłam ściąć włosy do podbródka, bo z tego co wiem długość sierści odzwierciedla długość włosów. Podniosłam górną wargę i moim oczom ukazały się bielutkie wilcze zęby. Na moje szczęście nikogo nie było w domu i mogłam z łatwością z niego wyjść. Gdy wyszłam na zewnątrz, bodźce docierały do mnie ze wszystkich stron. Wręcz kłuły. Słyszałam ptaki kilkadziesiąt kilometrów dalej, czułam zapach jelenia pasącego się daleko za rzeką. Czułam też słodki zapach wampirów, ale był stary, nikogo nie było w pobliżu. Nagle usłyszałam w swojej głowie głosy.
~ Patrzcie mamy nowego członka!
~ To dziewczyna!
~ Mieszka z Cullenami!
~ To Diana Black!
     I już wiedzieli o mnie wszystko. Pamiętałam jak tata opowiadał mi o tym niezwykłym sposobie porozumiewania się wilków, ale odczuć go na własnej skórze... dziwne.
~ Hej wszystkim ~ „odezwałam się".
~ Chodź do nas! ~ odezwało się kilka głosów.
~ Nie bardzo wiem gdzie jesteście... ~ moja orientacja w terenie niestety się nie poprawiła i nie otrzymałam razem z nowym ciałem wbudowanego kompasu.
~ Idź wzdłuż rzeki i ktoś po ciebie podbiegnie ~ zakomenderował wilk.
     Stwierdziłam, że będą mnie szukać, więc weszłam do wody, będzie trudniej mnie wytopić.
~ Mądre ~ odezwał się wilk.
     W pewnej chwili poczułam ich zapach.
~ Już za wami trafię ~ powiedziałam.
~ Dobra, hej Max, ścigamy się z powrotem?
~ Jeszcze pytasz?
     Usłyszałam jak popędzili do reszty stada. Wyszłam z wody i się otrzepałam. Zaczęłam biec, to było niesamowite. Byłam szybka jak wiatr, drzewa wirowały wokół mnie, czułam się wolna jak ptak.
~ Szybka jest!
     Wkrótce dotarłam do paczki. Na miejscu było sześć wilków. Największy był jasnobrązowy i przedstawił się jako Philip, był alfą, dwóch, którzy się ścigali to Max(ten uważał się za najszybszego) i David(miał najlepszy wzrok), rudy i piaskowy wilk. Był jeszcze szary wilk - Nathan (ten miał najlepszy słuch)i najmniejszy, czekoladowy - Christopher, zwany Kitem. Ostatni członek watahy, brat Philipa, był czarny i miał na imię Jade, miał bardzo dobry węch. Wszystkie wilki były ogromne, większe ode mnie, z wyjątkiem Kita, który był też najmłodszy, a oprócz tego był omegą.
~ Jestem alfą ~ odezwał się Philip ~ ale to ty nosisz w sobie odpowiednie geny do bycia na tym stanowisku, Diano.
~ Chcesz jej oddać przywództwo?! ~ zbulwersował się Jade ~ Ona trzyma z wampirami.
~ Jak my wszyscy, Cullenowie to nasi sojusznicy ~ upomniał go brat.
~ Ja podziękuję za bycie alfą, nie nadaję się do tego.
~ W takim razie możesz zostać betą.
~ Ja jestem betą! - warknął Jade i odsłonił zęby.
~ Dosyć! Opanuj się, bracie!
~ Nie chcę być betą, jestem nowa, więc mogę zostać nawet omegą ~ zdecydowałam.
~ Z racji twojego pochodzenia nie będzie to właściwe, ale szanuję twoją decyzję. Musisz też poznać nasze zasady. Po pierwsze i najważniejsze - nie wyjemy z byle powodu, tylko gdy chcemy zwołać zebranie watahy, w sytuacjach wyjątkowych, rozumiesz?
~ Tak.
~ Po drugie, nie pokazujemy się ludziom, chyba, że się w kogoś wpoisz, wiesz o co chodzi?
~ Mniej więcej.
~ Po trzecie i mniej ważne, bo nikt nie przestrzega tej zasady, nie urządzamy bijatyk między sobą.
~ Akurat ~ wtrącił Max i rzucił się na Kita, który przegrał krótką szarpaninę.
~ Właśnie o to mi chodzi. Wszystko rozumiesz?
~ Jasne.
~ Pójdziesz z nami do Lei? ~ spytał Nate ~ Robi dla nas obiad.
~ Czemu nie ~ zgodziłam się.
~ Ścigamy się? ~ zaproponował mi Max.
~ Okej...
~ Biegnij za starym tropem Nathana.
     Złapałam trop i popędziliśmy. Biegliśmy łeb w łeb, ale na końcu zaczęłam go wyprzedzać i wypadłam z lasu pierwsza.
~ Wygrałam!
- Po prostu miałaś farta - wyszedł z lasu już w ludzkiej formie.
- Chodźmy do środka, może Leah da ci jakieś ubrania.
     Zapukali i drzwi otworzyła nam miła kobieta.
- Cześć Leah - przywitał się Philip - dasz nowej jakieś ciuchy?
- Skoro muszę - powiedziała beznamiętnie, pójdę czegoś poszukać.
- Nie bój się, wbrew pozorom Leah jest bardzo sympatyczna - powiedział Nate.
- Wszystko słyszę! - krzyknęła Leah z drugiego pokoju - Chodź, nowa!
     Posłusznie weszłam do jej pokoju. Był   skromnie urządzony, stało tam jedynie łóżko i szafa. Miał zasłoniete okna, więc było dosyć ciemno.
- Na łóżku masz ciuchy, pójdę zobaczyć co wyprawiają i wrócę zobaczyć czy są dobre.
     Zmiana w człowieka na początku nie była łatwa, jak zdążyłam się dowiedzieć z czytania myśli innych, musiałam się mocno skupić na zmianie postaci. Poczułam jakbym zbierała się do kupy, powietrze wokół mnie drżało i już stałam wyprostowana.
- I jak? - Leah wróciła.
- Wiesz... ubrania są dobre, ale masz w domu może podpaski?
- Może coś znajdę, wiesz mnie nie są potrzebne.
     Usiadłam przy stole obok Lei i Kita. Zrobiła dla watahy spaghetti. Jak się okazało wilki jedzą naprawdę dużo, bardzo dużo. Ledwie się obejrzałam a już wszystko było zjedzone. W pewnym momencie wszyscy usłyszeliśmy warkot auta wjeżdżającego do rezerwatu.
- Chyba już się zorientowali, że nie ma cię w domu - powiedział Max.

[Zmierzch] Zachód słońca Where stories live. Discover now