Rozdział 25

61 2 1
                                    


     Biegłam lasem, chyba przed czymś uciekałam. Wszędzie buła wyczuwalna woń wampirów. Nagle wyrósł przede mną ten wampir, który zabił John'a. Nawet nie znałam jego mienia. Nie odzywał się, tylko stał i patrzył się na mnie pustym wzrokiem. A ja go zaatakowałam, nie mogłam się powstrzymać.  Nie bronił się.
- Co ty zrobiłaś? - spytał ktoś za mną.
Odwróciłam się i zobaczyłam Aro, a dookoła niego wszystkich innych jego przybocznych.
- Jaa...
     Nagle obraz się zmienił, zobaczyłam GO. Stał przede mną w całej swojej okazałości. JEGO zęby iskrzyły się w blasku zachodzącego już słońca. Pomyślałam, że to jeden z najpiękniejszych obrazów jakie widziałam w swoim życiu. JEGO oczy jarzyły się nienaturalną furią, wściekłością i nienawiścią. Nie kierował się zwykłą chęcią zdobycia władzy nade mną, tylko rządzą krwi. Obnażone śnieżnobiałe kły złowrogo pobłyskiwały, gotowe zatopić się w tkance. Dookoła stało ich więcej, każdy miał uniesione wargi, a z ich gardeł dobywał się przeraźliwy charkot. Widziałam mnóstwo ślepi wpatrzonych we mnie, jak błyszczące koraliki. ON zaczął krążyć dookoła mnie, drapieżnik ze szczytu łańcucha pokarmowego, przechadzał się jakby był na wybiegu mody. W końcu stanął i jeszcze raz się na mnie popatrzył, mierząc mnie od góry do dołu. Zawarczał i skoczył na mnie z otwartą paszczą. Tym razem to ja się nie broniłam. Pozwoliłam porwać się pazurom.
     Potem zaczęłam spadać, znałam to miejsce. To był klif nad którym przesiadywaliśmy z Jack'iem. Klif, z którego chłopcy z plemienia kiedyś skakali do oceanu. Teraz to było zakazane, bo ocean się obniżył i wystawały z niego ostre skały. Wpadłam w wodę jak kamień, dookoła zrobiło się czerwono od mojej krwi.
     Ktoś wyciągnął mnie na brzeg, na plażę.
Nagle znowu zobaczyłam Aro.
- Jesteś dla nas zagrożeniem, dla wszyskich, ale nie możemy cię zabić, to byłoby zbyt humanitarne, prawda? Poza tym i tak jesteś ranna, zaraz sama umrzesz, nie czujesz bólu odniesionych ran? Spokojnie pomożemy ci, prawda Jane?
     To imię zadźwięczało mi w uszach. Podeszła do mnie, uśmiechnęła się i się obudziłam.
- Diano! - ktoś kto stał obok mojego łóżka, usiadł na nim i mnie przytulił, to była Alice - miałaś koszmar?
     Pokiwałam głową, uniosłam dłoń do twarzy była cała mokra od łez. Wampirzyca była taka zimna, że aż mnie bolała skóra w miejscach, którymi się stykałyśmy, jakby ktoś wbijał mi miliony maleńkich igiełek. Ale to uczucie było nawet przyjemne, otrzeźwiło mnie nieco i przywróciło do rzeczywistości. Dopiero po chwili zorientowałam się, że w moim pokoju jest też reszta.
- Dlaczego wszyscy przyszli? - spytałam.
- Krzyczałaś przez sen - oznajmił Jasper, to pewnie dzięki niemu tak szybko się uspokoiłam.
- Nie mogliśmy cię obudzić - powiedziała Bella.
- Ja - spojrzałam na zegarek, było przed wschodem słońca - już raczej nie zasnę, pójdę... pobiegać.
- Jesteś pewna? Nie potrzebujesz pomocy? - spytała z troską Esme.
- Nie wiem - odpowiedziałam szczerze - muszę... po prostu wyjść.
I wyszłam z pokoju, a potem z domu, zmieniłam się w wilka i pognałam do lasu.

🐾

     Wróciłam strasznie zmęczona przed południem i poszłam wziąć prysznic żeby zmyć z siebie ten dziwny rodzaj transu, który cały czas mną kierował w lesie, nie skupiałam się wtedy na niczym, po prostu biegłam przed siebie. Na szczęście zdążyłam wrócić do domu zanim przyjechał Jack.
- Dzień dobry wszystkim - przywitał się i od razu poznał, że coś jest nie tak - Diano, co się stało?
- Źle spałam.
- Jak chcesz możemy przełożyć-
- Nie - chciałam zapomnieć o koszmarze - nie chcę.
- W porządku, w takim razie zabieram Dianę na randkę - oznajmił poważnie patrząc na resztę.
- Odstaw ją przed zmierzchem - zażartował Edward.
- Odstawię ją - zaczął Jack, ale weszłam mu w słowo.
- Sama się odstawię jak będę miała na to ochotę - oznajmiłam.
- W takim razie wróć przed świtem, bo inaczej zaczniemy cię szukać.
- No więc, co przygotowałeś? - spytałam, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
- Lubisz komedie romantyczne?
- Nie znoszę, a co?
- A to dobrze, bo zabieram cię do kina, na horror.
- Super! - ucieszyłam się, lubię horrory.
- A później kolacja.
- A co później?
- Później zdamy się na przeznaczenie.

🐾

     Po kinie poszliśmy do restauracji i dyskutowaliśmy o filmie. Kilkoro innych widzów też znalazło się jakimś cudem w tej samej knajpie i chyba nie byli z tego powodu zadowoleni. Nie mam pojęcia dlaczego, ale dziwnie na nas patrzyli.
- A wiesz co jeszcze było fajne? - spytał Jack.
- Jak tego gościa pocięła rozdrabniarka?
- Miałem na myśli to z pianinem, ale masz rację, rozdrabniarka też była niezła.
- Uwielbiam filmy ze szczęśliwym zakończeniem - uśmiechnęłam się i wpakowałam sobie grzybowe ravioli do ust.
- Ta, to zakończenie jest zawsze szczęśliwe tylko dla bohatera pierwszoplanowego.
- No, o tym właśnie mówię.

🐾

     Po kolacji poszliśmy do kawiarni kupić sobie kawę na wynos i wsiedliśmy do auta.
- Boję się wracać do domu - przyznałam.
- Dlaczego?
- Bo boję się kłaść się do łóżka i zasypiać, przez koszmary.
- A gdybyś tak zasnęła ze mną? Bo wiesz... chciałem zaproponować wspólną noc pod gwiazdami, bo mam w bagażniku śpiwory.
- A twoja matka? Nie będzie się martwić?
- Powiedziałem, że nie wrócę na noc.
- A więc to zaplanowałeś!
- Noo... to miała być niespodzianka.
     Zatrzymaliśmy się gdzieś w połowie drogi powrotnej, bo był tu ładny las z polem kempingowym, które było zupełnie puste.
Złożyliśmy tylne siedzenia i położyliśmy śpiwory z tyłu auta tak, że jeden był pod spodem a drugi robił za kołdrę. Puściliśmy radio i położyliśmy się, patrząc na siebie.
- A co jeśli znowu będę miała koszmar?
- To cię obronię.
- Niby jak?
- Właśnie tak - przyciągnął mnie do siebie i mocno przycisnął.
- O tak, teraz czuję się bezpieczna - pocałowałam go w żuchwę.
     Mocniej mnie do siebie przycisnął i pocałował w usta, a później zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi. Wysunęłam mu dłonie we włosy i odchyliłam głowę do tyłu. Zamknęłam oczy i dałam ponieść się rozkoszy, ale Jack nagle przestał.
- Dlaczego-
- Na pewno tego chcesz? - spytał z wahaniem.
- A ty nie? - odpowiedział mi pocałunkiem.
- Wolałem się upewnić.
- I właśnie za to cię kocham.
- Edward się dowie, prawda?
- Z pewnością, on i wszystkie wilki się dowiedzą i będą znali każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.
- Jak wytrzymujesz takie zero prywatności? - westchnął.

[Zmierzch] Zachód słońca Where stories live. Discover now