Rozdział 22

66 5 1
                                    

     Przez cały miesiąc patrolowaliśmy miasto i okolice, nawet kilka razy udało się udaremnić ataki wampirów na ludzi. Dzięki temu, że ja i Kit siedzieliśmy w szkole nie musiałam już chodzić na patrole później i miałam czas dla Jack'a. Chociaż i tak czasami zamienialiśmy się z kimś żeby mógł odpocząć. Wilki mimo swojej wytrzymałości też się męczyły, a chodzenie po lesie godzinami, dniami, tygodniami wcale nie ułatwiało sprawy.
     Z Jack'iem układało nam się raczej dobrze, spędzaliśmy czas tak jak wcześniej, znowu cieszyliśmy się swoim towarzystwem, ale od jakiegoś czasu zaczął znikać. Zawsze miał jakąś wymówkę, a to musiał jechać do sklepu, a to pomoc mamie, a to był zmęczony. Nie zdarzało się to często, tylko kilka razy, ale miałam przeczycie, że coś jest nie do końca w porządku. W jego usprawiedliwieniach nie było nic niezwykłego, ale jego zachowanie zdradzało, że to oszustwa. Nie zdradzałam się jednak z tym, że wiedziałam.
     Później zaczęło się robić gorzej, bo wampiry stawały się głodne i atakowały coraz częściej. Raz o mały włos nie zaatakowały dziewczyny, z którą chodzę na angielski.
     Patrolowałam właśnie teren dookoła szkoły i usłyszałam jak jeden z wampirów rozmawiał z Mią.
- Naprawdę macie swój własny zespół muzyczny? - spytała.
- O tak i jesteśmy świetni - rozejrzał się, dookoła nikogo nie było.
     Zmieniłam się w wilka i obserwowałam całe zajście z daleka. Wampir już wyciągał rękę żeby złapać dziewczynę za ramie, ale w tym momencie zawyłam.
- Słyszałeś? - wystraszyła się Mia - co to było?
- To nic takiego.
- Wiesz co... ja już lepiej sobie pójdę - i poszła, a wampir zaklął i odszedł w innym kierunku.
~ Soreczka za fałszywy alarm, ale kryzys już zażegnany ~ rzuciłam do Max'a i David'a i pobiegłam w miejsce gdzie zawsze miałam coś na przebranie.

🐾

     Innym razem patrolowałam las z Philipem w którąś sobotę, bo Jack był zajęty i nie mógł się ze mną spotkać. Mówił, że idzie do lekarza zrobić jakieś rutynowe badania, ale nie jest zbyt dobrym kłamcą, więc wiedziałam, że nie mówił mi do końca prawdy. Nie naciskałam jednak, stwierdziłam, że pewnie ma jakiś powód dla którego mi nie powiedział.
~ Widzę, że dobrze wam się układa ~ stwierdził Philip.
~ Tak, jestem na prawdę szczęśliwa.
~ Fajne, jedziecie do Port Angeles?
~ Planujemy, ale czy ty przypadkiem nie zaglądasz zbyt głęboko do mojego umysłu? ~ powiedziałam, ale nie ze złością czy wyrzutem.
~ Sama o tym myślisz, bez przerwy ~ wyszczerzył zęby, a ja się zaśmiałam.
~ Boję się o Forks, te wampiry, one nie są takie jak wampiry, które ja znam.
~ Cullenowie są wyjątkowi, stado na prawdę ma szczęście, że są po naszej stronie.
~ Nie wszyscy tak to widzą.
~ Niektórzy po prostu nasłuchali się za dużo opowieści starszyzny z plemienia.
~ Pewnie masz rację ~ zaczęłam węszyć ~ czujesz to?
~ Tak, wampir.
     Zaczęliśmy iść w kierunku źródła zapachu, w końcu dotarliśmy do drogi. Leżała tam martwa sarna.
~ Dziwne.
~ Została potrącona przez samochód ~ zauważył Philip, pokazując obrażenia zwierzęcia.
~ Ale jakiś wampir na pewno się nią żywił i na pewno nie był to nikt ode mnie.
~ Są głodni, bardzo głodni, najwyraźniej któryś tędy przechodził i wyczuł krew. Był tak zdesperowany, że nie mógł się powstrzymać.
~ Niedobrze, głodny wampir jest jeszcze bardziej niebezpieczny niż najedzony.
~ Chyba trzeba będzie zaostrzyć patrole ~ spojrzał w niebo ~ już późno, powinnismy się wymienić z Alice i Jasperem.
Przytaknęłam i podreptałam do domu.

🐾

     Następnego dnia wydarzyło się coś na co w żaden sposób nie mogłam być przygotowana.
     Kiedy na przerwie wyszłam z budynku żeby zrobić obchód usłyszałam, że wampir rozmawia z... John'em. Ten chłopak odkąd przestał być postrachem szkoły zaczął mnie unikać jak ognia i mimo tego, że wciąż chodził do szkoły to wydawało się jakby zniknął.
- ... i wtedy będziesz mógł się zemścić - mówił wampir.
- W porządku - odpowiedział John.
- Cześć chłopaki - przywitałam ich wymuszonym uśmiechem - zaraz kończy się przerwa.
- Diano - zwrócił się do mnie John - przestań udawać, wiem czym jesteś. Od początku podejrzewałem, że coś jest z tobą nie tak, ale teraz już jestem pewien, że jesteś prawdziwym potworem. Jack wie czym jesteś?
- Nie mieszaj go w to - warknęłam.
- Trzymajcie ją - rozkazał wampir i pozostała dwójka do mnie doskoczyła i złapał za ramiona, na razie nie próbowałam się wyrwać.
- A więc tego chcesz? Chcesz się stać taki jak on?
- Chcę mocy, nadludzkiej siły, wtedy będę-
- Nie wiesz o co prosisz - przerwałam mu.
- Zamknij się! - krzyknął wyciągając pistolet -    Nóż nie podziałał, ale może jak ci wpakuję kulkę w łeb to nareszcie zdechniesz.
     Przystawił mi pistolet do głowy i usłyszałam kliknięcie. Jeszcze nigdy nie zostałam postrzelona, zastanawiałam się jakie to uczucie. Ogarnęła mnie delikatna panika, może nawet obleciał mnie strach. Czy taka zmyślna maszyna do zadawania śmierci mogłaby mnie skrzywdzić?
- Posłuchaj - kontynuowałam ze stoickim spokojem - żeby zmienić kogoś w wampira trzeba mieć niezwykle silną wolę, aby tego kogoś nie zabić, żeby się powstrzymać od wyssania resztek życia z człowieka. On nie ma takiego doświadczenia - spojrzałam wampirowi w oczy, jego tęczówki były czarne jak smoła - i jest głodny, gwarantuję ci, że cię zabije.
- Ona nie wie o czym mówi - odezwał się wampir - nic nie wie o wampirach.
- Zrób to - rozkazał John i wyciągnął swój nadgarstek przed siebie.
- Nie mów, że nie ostrzegałam - zaczęłam się zmieniać.
     Wampiry skoczyły na mnie, a ja jednego z nich złapałam za ramię i wyrzuciłam w powietrze. Drugiego odepchnęłam kilka metrów dalej. Usłyszałam strzał i poczułam piekący ból w lewej łapie. Na mojej śnieżnobiałej sierści pojawiła się szkarłatna ciecz spływająca w dół kończyny. Odwróciłam się w kierunku John'a, wampir już miał go ugryźć, więc rzuciłam się do biegu. Drugi strzał. Kula ze świstem przeleciała mi nad głową i musnęła moje ucho. Chłopak zaklął i wcisnął swoją rękę do ust wampira. Już otwierałam pysk żeby go pochwycić kiedy dało się słychać trzeci strzał. Ten zabolał najbardziej. John z bliska strzelił mi do pyska i kula utknęła w moim podniebieniu. Zatoczyłam się do tyłu, wspinając się na tylne łapy i zaskomlałam. Ręka z pistoletem uniosła się ponownie, już naciskała na cyngiel. Jakby w zwolnionym tempie widziałam lufę skierowaną prosto we mnie. Nagle dłoń opadła i wypadła z niej broń. Wampir puścił John'a, który bezwładnie upadł na ziemię, jak szmaciana lalka.
- Przegrałaś - szepnął wampir przerywając ciszę.
~ Jeszcze nie ~ odpowiedziałam mu warknięciem i rzuciłam się na niego, a on w tej samej chwili skoczył na mnie z obnażonymi i zakrwawionymi zębami. Złapałam go za rękę i pociągnęłam z całej siły, poskutkowało to niezwykle silnym bólem w moim podniebieniu, bo kula nadal tam tkwiła. Jednak nie puściłam i ramię wampira po chwili znalazło się w moim pysku... oddzielone od reszty ciała. Wampir jednak rzucił się na mnie i już by mnie dorwał, gdyby nie Kit, który skoczył na niego z zaskoczenia. W tym samym momencie nadbiegł też Philip i Nate, którzy akurat mieli patrol. We trójkę zajęli się wampirem, a ja nadal stałam oszołomiona z bezwładną, lodowatą ręką zwisającą mi z buzi. W tym momencie dostrzegłam ruch w krzakach. To była wampirzyca patrzyła się na mnie z kamienną twarzą nie wyrażającą żadnych emocji, a później zniknęła. Już miałam za nią iść, ale...
- Diano! - Jack do mnie podbiegł - czy to jest...
     Wyplułam rękę i pokiwałam głową.
- Co się stało? - spytał i reszta wilków też do nas podeszła.
     Wskazałam głową na leżące dalej zwłoki. Jack podszedł do czegoś co kiedyś było John'em.
- O mój Boże, przecież to...to... okropne!
~ Oderwałam mu rękę ~ tylko o tym byłam w stanie teraz pomyśleć.
~ Diano ~ wtrącił się Philip.
~ Ja. oderwałam. mu. rękę.
~ Dobrze zrobiłaś, on zabił tego chłopaka.
~ Ostrzegałam go ~ ocknęłam się i rzuciłam zimno.
~ Nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, wiem, że nie był twoim przyjacielem, być może nawet był wrogiem, ale naszym zadaniem jest chronić takich jak on, przed tym czego nie rozumieją.
~ Wiem.
- Jesteś ranna? - spytał Jack.
     Pokręciłam głową.
- Widzę, że masz krew na futrze - dotknął miejsca postrzału i odgarnął gęstą sierść - No tak, już się zagoiło.
- Postrzelił cię - powiedział Nate, który już się zmienił - powinnaś iść do Carlisle'a, bo kula nadal jest w środku.
     Kiwnęłam łbem, ale nie poruszyłam się. W końcu ciężko kłapnęłam o ziemię i zawiesiłam głowę.
- Hej - Jack złapał mój łeb w obie dłonie - co jest?
     Skierowałam swój wzrok na ciało John'a. Jack przytulił mnie i chociaż w tej postaci jestem od niego większa to dało mi to ogromne poczucie komfortu i ulgi. Kiedy się odsunął był wysmarowany moją krwią.
- Wiem, że nawet ktoś taki jak on nie zasłużył na tem los, ale zrobiłaś co w twojej mocy. Pojadę z tobą do domu, chcesz?
     Pokiwałam głową, nie mam ochoty szwendać się po lesie sama, w dodatku zaczęłam odczuwać piekący ból w miejscu po postrzale, mimo tego, że rana już się zasklepiła.
- Musimy jakoś zabrać oba ciała, nie możemy ryzykować, że ktoś je odkryje - powiedział Philip, który też już zdążył się zmienić - Ty się nie zmieniaj, Diano, bo możesz sobie coś uszkodzić przez pociski. Kit, przynieś proszę rzeczy Diany i Jack'a.
- Mogę wam pomóc - zaoferował się Jack.
- Jasne, ale nigdzie się stąd nie ruszaj, bo masz zakrwawioną koszulkę.
     Chłopaki wpakowali zwłoki do auta i Nate odjechał, Kit stwierdził, że zostanie do końca lekcji, a Philip wrócił do patrolu. Jack wziął moje rzeczy i pojechał do mnie do domu, podczas gdy ja byłam zmuszona wrócić przez las.

[Zmierzch] Zachód słońca Where stories live. Discover now