Rozdział 4

136 5 1
                                    

     Sprawdzanie mnie trwało dalej. Rosalie stwierdziła, że nie interesują ją takie głupie zabawy, ale za namowami Emmeta, postanowiła mi spłatać figla, zamieniając moją odżywkę do włosów na rozjaśniacz. I tak właśnie skończyłam jako blondynka. Niespecjalnie się tym jednak przejęłam, bo nigdy nie przywiązywałam jakiejś wielkiej wagi do mojego wyglądu. Owszem bywały momenty kiedy nie byłam do końca z niego zadowolona, ale takie chwile miewa każdy. Brzydka nie byłam, piękna też nie, raczej coś pomiędzy. Dzięki przemianie wyglądałam na bardzo wysportowaną, No i oczywiście byłam teraz mega wysoka. Kiedy zdecydowałam się ściąć włosy miałam wrażenie, że zapadnę się pod ziemię, ale nie chciałam wyglądać w ciele zwierzaka jak wilk-mop do mycia podłóg. Pogodziłam się więc z moimi nowymi, sięgającymi do podbródka włosami, teraz blond. Kolor raczej mi nie przeszkadzał, pasował do moich niebieskich oczu i kształtu twarzy.

🐾

     Jasper zdecydował się wykorzystać swój dar żeby kontrolować moje emocje, ale wszyscy wspólnie stwierdzili, że to przecież nie będzie zagrożenie czyhające na mnie w szkole i, że byłoby to niesprawiedliwe względem mojej osoby, więc odpuścił.

🐾

     Esme nie chciała mnie sprawdzać i po prostu powiedziała, że będzie mnie wspierać bez względu na wynik końcowy i jej zdaniem mogłabym normalnie pójść do szkoły, bo świetnie mi idzie z „wilczymi" sprawami.

🐾

     Najgorszy był dzień z Carlislem. Posunął się o krok dalej i zabrał mnie do swojej pracy, bo gdzieżby indziej człowiek jest wystawiony na taki stres jak nie tutaj? Praca lekarza jest bardzo stresująca i męcząca, to muszę przyznać, ale trzeba przede wszystkim być silnym psychicznie, aby być lekarzem.
     Moim zadaniem było zabawianie dzieci i sprawienie żeby nie myślały o szpitalu i się go nie bały. Ponieważ to świetnie mi poszło, stwierdzono, że mogę uspokajać osoby, które trafiają na sor. W tak małym miasteczku nie było to wiele osób. Cóż, jakby policzyć procent to byłby ogromny, ale to wynikało z tego, że ludzie po prostu zbyt histeryzują. Jakaś kobieta hipochondryczka stwierdziła, że potrzebuje natychmiastowej operacji, bo ma guza mózgu, a ból głowy był wywołany przez zwykłą migrenę. Jakiś facet spadł z drabiny i złamał sobie nogę, ale jakiś inny mężczyzna z gorączką wykłócał się o pierwszeństwo. Żadnemu z nich nie było potrzebne „wsparcie psychologiczne", ale moim zadaniem było także pilnowanie porządku, więc musiałam coś zrobić. Byłam już co prawda zmęczona i bardzo zirytowana przez wcześniejszych pacjentów, ale i tak do nich podeszłam.
- Dzień dobry - przybrałam fałszywy uśmiech - Czy mogę panom w czymś pomóc?
- A kim ty w ogóle jesteś? - spytał ten z gorączką.
- Ja... jestem na stażu.
- Próbowałem właśnie wytłumaczyć temu panu, że ja byłem tutaj pierwszy i mam prawo do wejścia do gabinetu jako pierwszy.
- Tak? A czy w związku z pańską gorączką coś pana boli?
- Skąd niby wiesz z czym przyszedłem? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Och, zdążył pan już to ogłosić całemu szpitalowi jak się pan wykłócał. Widzę jednak, że nie dolega pani nic aż tak poważnego żeby nie mógł pan poczekać trochę dłużej. W końcu czuje się pan na tyle dobrze żeby się wydzierać na calu oddział - otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale za chwile je zamknął.
- A pana - zwróciłam się do drugiego pacjenta - zapraszam do sali numer 5, doktor zrobi panu zdjęcie rentgenowskie.
     Kiedy w końcu zmiana w szpitalu się skończyła, pojechaliśmy na wizytę domową. Jak widać Carlisle był gotów przeznaczyć każdą chwilę na pomaganie ludziom. Bardzo go za to podziwiałam już od małego, nigdy nie mogłam zrozumieć jak wampir może zostać lekarzem, w końcu na codzień ma kontakt z krwią. Ale on sobie zapracował na to, żeby robić tak wiele dobrego.
     Przyjechaliśmy do skromnego domku w sroki lasu, w którym mieszkała trzyosobowa rodzina. Małżeństwo i mała dziewczynka. Niestety to ona była chora. Carlisle mi powiedział, że pomaga im od początku rozpoznania choroby, ale wiele nie może zrobić. Dziecku zostało jeszcze prawdopodobnie kilka tygodni życia.
- Dzień dobry doktorze - przywitało nas w drzwiach małżeństwo.
- Dzień dobry, to jest moja przybrana córka - wymyślił to na poczekaniu, chociaż już podejrzewałam, że jak pójdę do szkoły to właśnie taka będzie bajeczka jaką będę wciskać znajomym.
- Może zająć państwa córkę podczas, gdy my omówimy przebieg dalszego leczenia - zaproponował.
- To miłe, że pan o tym pomyślał, mała tak bardzo nie lubi zostawać sama w pokoju. To są ostatnie drzwi w korytarzu, słońce - kobieta uśmiechnęła się do mnie smutno.
Przeszłam korytarzem i otworzyłam drzwi do pokoju. Ściany były w kolorze fioletowym, na suficie wisiał żyrandol z gwizdkami, a dziewczynka, na oko kilkuletnia, półleżała na łóżku.
- Witaj maleńka - odezwałam się wchodząc do pokoju - jestem Diana.
- Cześć! - ucieszyła się na mój widok, pewnie nie często widuje nowe twarze
- Jesteś aniołkiem? - spytała po chwili.
- Nie...
- Mama mówi, że niedługo przyjdą po mnie aniołki i wszystko już będzie dobrze.
     W tym momencie jedyne o czym byłam w stanie pomyśleć to to, żeby się nie rozpłakać.
- Może mi coś o sobie opowiesz? - zapytałam - Co lubisz robić?
- Lubię jak mamusia czyta mi bajki, ale teraz ciągle mówi, że nie ma czasu na czytanie bajek. Poczytasz mi bajkę?
- Oczywiście, jaką byś chciała - wzięłam do ręki stos książek leżący obok łóżka.
- Czerwonego kapturka - poprosiła - ale zrób tak żeby wilk był dobry.
- Dobry? - zdziwiłam się.
- Tak, jak mamusia czyta mi bajkę to zawsze jest zły, a ja myślę, że tak na prawdę mógłby się zaprzyjaźnić z dziewczynką i babcią. Jak myślisz?
- Myślę, że masz rację, wilk na pewno mógłby być dobry.
     Zaczęłam więc czytać bajkę, zmieniając przy tym treść tak, aby wilk był dobry, byłam więc w rzeczywistości zmuszona praktycznie wymyślić nową bajkę.
- Czy ja umrę? - spytała nagle dziewczynka kiedy tylko skończyłam. Co można odpowiedzieć dziecku, które zadaje takie pytanie? Usłyszałam
- Jestem pewna, że trafisz do lepszego miejsca, do aniołków.
- A jak tam jest?
- Pięknie i już nic nigdy nie będzie cię bolało, będziesz mogła się bawić ile tylko będziesz chciała.
- A moja mamusia pójdzie tam ze mną?
- Oczywiście, ale nie od razu, będziesz musiała na nią poczekać.
- Boję się być sama.
- Nie musisz się bać, nie będziesz sama, będą z tobą aniołki.
- A ja myślę, że ty jesteś aniołkiem, bo przy tobie nie boję się już być bez mamusi.
- Musimy już iść - do pokoju wszedł Carlisle.
- Odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś? - spytała dziewczynka.
- Tak, obiecuję. 
     I faktycznie odwiedzałam ją razem z Carlislem, i „naprawiałyśmy" bajki. Kilka razy nawet odwiedziłam ją jako wilk, oczywiście z daleka, jako że z łóżka miała widok na las. Opowiadała mi później o odwiedzinach białego wilka, którego jej mama słysząc opowieści córki nazwała jej aniołem stróżem.

🐾

     Kiedy byliśmy w samochodzie kompletnie się rozkleiłam. Uderzyła mnie niesprawiedliwość tego światła. Dziecko, które nie było niczemu winne odchodziło powoli, podczas gdy jego rodzice musieli to znosić.
- Nawet mnie za każdym razem to boli tak samo - odezwał się wampir.
- Łatwo powiedzieć to komuś kto nie może płakać - powiedziałam wycierając twarz rękawem bluzy - to takie niesprawiedliwe - uderzyłam w deskę rozdzielczą - niesprawiedliwe!
- Świat jest niesprawiedliwy... i okrutny, ale my możemy uczynić go lepszym.
- Jak? - spytałam.
- Dzięki tobie ta mała nie była sama, dałaś jej nadzieję.
- Ona na to nie zasługuje.
- Masz rację, przykro mi, że akurat dzisiaj musiało cię spotkać takie przykre doświadczenie. Odstawić cię do domu?
- Właściwie to najchętniej bym teraz wysiadła z samochodu - powiedziałam patrząc przez okno na las, którym jechaliśmy.
- Chcesz się zmienić?
- Tak - ukrywanie tego nie miało sensu, chciałam odreagować tę przykrą sytuację, chciałam po prostu poczuć wiatr w sierści i nic więcej.
- Więc idź - Carlisle zatrzymał się na poboczu.
     Wyszłam z auta i prosto na moją twarz powiał przyjemny wiatr, który mnie otrzeźwił. Wbiegłam w las na tyle głęboko, że nikt z drogi nie byłby w stanie mnie zauważyć i zmieniłam się w wilka podczas skoku. Stanęłam i się otrząsnęłam. Wspaniale było znowu poczuć futro pokrywające moją skórę. Na szczęście nikt nie był zmieniony więc nie towarzyszyły mi żadne niechciane głosy. Spojrzałam się w stronę samochodu, wiedziałam, że wampir mnie widział. Najchętniej zawyłabym z frustracji, ale pierwsza i najważniejsza zasadna wilkołaków to nie wyć bez powodu, więc ograniczyłam się do serii warknięć. Machnęłam ogonem, odwróciłam się i popędziłam w las.
______________________________

Rozdział trochę z innej beczki i zastanawiałam się czy nie usunąć go z historii, ale w końcu uznałam, że go zostawię :3

[Zmierzch] Zachód słońca Where stories live. Discover now