Rozdział 18

63 5 0
                                    

     W końcu udało mi się namówić Jack'a na to żeby mnie odwiedził. Chłopak nie był do końca zadowolony z tego powodu, bo nadal czuł respekt do moich bliskich, ale się zgodził. Miał przyjechać w sobotę. Kiedy dzień w końcu nadszedł stwierdziłam, że będę na niego czekać jako wilk niedaleko zjazdu, bo mimo moich dokładnych objaśnień jak tam dojechać mógł pojechać za daleko. Droga nie była zbyt uczęszczana, więc mogłam sobie na to pozwolić. Na szczęście mnie zauważył i zjechał we właściwą uliczkę. Pobiegłam przodem żeby się przebrać i wyjść mu na spotkanie. Wybiegłam przed dom, kiedy akurat zamykał drzwi auta.
- Cześć - przytuliłam go na powitanie.
- Hejka - odwzajemnił uścisk.
     Był bardzo zdenerwowany i spięty. Weszliśmy do środka, gdzie wszyscy zebrali się już w salonie, a mówiłam im żeby tego nie robili, bo go jeszcze bardziej wystraszą. Nic z tego, woleli zaspokoić swoją ciekawość.
- Carlisle'a już znasz - powiedziałam i zaczęłam przedstawiać pozostałych - a to Bella, Edward, Rose, Emmet, Jasper, Alice i Esme. Wszyscy to jest Jack.
- Miło nam cię poznać, Jack - powiedziała Esme i chciała do niego podejść, ale się powstrzymała.
     Alice nie miała tego problemu i po prostu do niego podeszła i wyciągnęła do niego rękę, którą niezręcznie ujął. Rzuciła pare słówek na przywitanie.
- Chodź to ci pokaże dom - zaproponowałam.
- Mój dom nawet się nie umywa do twojego - powiedział podczas zwiedzania.
- Daj spokój, twój dom jest bardzo... przytulny. Mi się podoba. A to jest mój pokój - otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka.
- Jest... ogromny.
- Tak, dziewczyny mi go urządziły i zrobiły naprawdę kawał dobrej roboty.
- Ej, ale meble to ja składałem! - krzyknął Emmet z dolnego piętra.
- No tak, supersłuch? - spytał Jack.
- Coś w ten deseń. Zamknij drzwi - poleciłam i dodałam głośniej - Chociaż to i tak na wiele się nie zda!
     Spędziliśmy naprawdę super czas. Głównie graliśmy w gry wideo, bo okazało się, że Jack jest całkiem niezły i nareszcie mam z kim pograć.
- Byłabym zapomniała, jutro w rezerwacie jest ognisko. Może byś wpadł? Poznasz moje stado - zaproponowałam.
- Nie wiem czy wytrzymam tyle spotkań z istotami z legend w tak krótkim czasie.
- Daj spokój, proszę, bardzo bym chciała żebyś przyszedł.
- No dobrze. Wampiry też tam będą? - zawahał się.
- Tak, ale nie musisz się o nich martwić.
- Nie martwię się, są całkiem spoko.

🐾

     Jack faktycznie przyjechał na ognisko w rezerwacie. Oczywiście wszystkim go przedstawiłam i usiedliśmy na drewnianych kłodach wokół płonącego stosu gałęzi. Niestety Philipa i Jade'a nie było, bo akurat byli na patrolu, mięli dołączyć później. Ja siedziałam obok Jack'a, na przeciwko wilków i z wampirami po prawej stronie.
     Na początku Seth (który też przyszedł, bo nie mógł przegapić spotkania z Edwardem i resztą swoich wampirzych przyjaciół) opowiadał nam historie związane z powstaniem wilkołaków i wampirów oraz ich stosunków do siebie. W międzyczasie wszyscy zajadali przysmaki, które przygotowała Leah. Później Carlisle dorzucił coś od siebie, a ten to ma co opowiadać. Później Max... No tak, Max... Jak zwykle zaczął się ze mną droczyć.
- Hej, Diana! Co byś powiedziała na rewanż naszego wyścigu?
- Kolejny raz chcesz przegrać?
- To może coś innego? W końcu nie sprawdziliśmy jak dobra jesteś w walce.
- Nie chce tego sprawdzać, Max.
- A ja tak.
     Wyszczerzył się i dał susa przez ognisko prosto na mnie, w locie zmieniając się w wilka. Kiedy zorientowałam się co się dzieje też się zmieniłam i kiedy się starliśmy byłam już w wilczej skórze. Wampiry już wstały gotowe mnie bronić, ale na nie warknęłam.
- Chce to załatwić sama - wytłumaczył Edward.
- Diano, może jednak... - zaczął Jack.
     Warknęłam na niego groźnie i wszyscy spojrzeli się po sobie, jakbym co najmniej zepchnęła go z urwiska. Jack jednak wiedział co w moim języku oznaczała taka reakcja, dobrze potrafił odczytywać moje sygnały, gdy byłam wilkiem i nawet nie drgnął.
- Jak chcesz - mruknął.
~ I co? Twoje wampiry już rzucają się na ratunek? Znowu... i jeszcze twój chłoptaś ~ zakpił Max, kiedy stanęliśmy na przeciwko siebie.
~ Nie tym razem ~ warknęłam.
~ Bardzo mnie to cieszy ~ odpowiedział i rzucił się na mnie.
     Usłyszałam tylko jak Jack gwałtownie wciąga powietrze.
- Nic im nie będzie - wtrącił Seth - takie rzeczy zdarzają się w stadzie. Co nie zmienia faktu, że rozwalacie moją historię!
     Ale nas niezbyt to obchodziło. Byliśmy jednym wielkim kołtunem sierści, kłów i pazurów. Max był silny, silniejszy ode mnie, ale równocześnie mniej precyzyjny w swoich ciosach.
~ Czy zawsze jak mnie nie ma to musicie się tłuc? ~ nagle powiedział Philip ~ I to jeszcze ty Diano?
~ To nie ja zaczęłam! ~ pożaliłam się, podczas robienia uniku.
~ Jak nie przestaniecie to zaraz tam będę.
~ Jest daleko, zdążymy załatwić nasze sprawy ~ zacharczał Max.
     Odepchnęłam go od siebie, ale po chwili znowu na mnie skoczył i przycisnął do ziemi, ale ugryzłam go w łapę i mnie puścił. Chciałam odskoczyć, ale zdążył mnie złapać za ucho. Zaskomlałam i znieruchomiałam, bo poczułam jak rozrywa się moja skóra i ciepła strużka krwi spływa po moim pysku.
~ Wyglada na to, że wygrałem.
~ Nie mów hop...
     Wyciągnęłam łapę i wydrapałam trochę suchej ziemi, którą sypnęłam mu w pysk. Max mnie wypuścił i się otrzepał, a ja w tym czasie skoczyłam na niego i wykorzystując impet przewróciłam na ziemię. Przycisnęła go mocno całym ciałem. Leżał w tak niefortunnej pozycji na grzbiecie, że nie mógł się odepchnąć od ziemi, ani dosięgnąć mnie łapami, bo naciskałam mu na klatkę piersiową. Machał tylko desperacko kończynami i kłapał pyskiem. 
~ Poddaj się i oszczędź sobie wstydu.
~ No dobra, poddaje się, wygrałaś - warknął - tym razem...
     Wstałam, podeszłam z powrotem do ogniska i położyłam się obok Jack'a. Max tylko prychnął i pognał do lasu. Niestety już do końca musiałam zostać w ciele wilka.

[Zmierzch] Zachód słońca Where stories live. Discover now