Po dłuższym czasie wielka i cudownie pachnąca capricciosa zawitała na naszym stoliku, a tuż po chwili dołączyły do niej cztery szklanki soku pomarańczowego. 

Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i przez moment naprawdę zapomnieliśmy o tym, że to nasze ostatnie spotkanie w tym gronie. Zachowywaliśmy się tak jak codziennie. 

Następnie udaliśmy się do parku, by odetchnąć od ulicznego zgiełku i pooddychać świeżym powietrzem. Miło było popatrzeć jak Noah świetnie się bawi, a uśmiech ani na moment nie znika z jego twarzy. Sądzę że taka odskocznia od rzeczywistości zrobiła mu naprawdę dobrze. Zresztą nie tylko jemu, ale i też mnie samej. 

Przystanęliśmy przy kolorowych fontannach, gdzie dzieci świetnie się bawiły chlapiąc siebie nawzajem. Ich rodzice natomiast siedzieli na jednej z ławek opatuleni w swoich objęciach. Rozmawiali, nie krzyczeli, nie kłócili się, byli razem. 

Pomyśleć, że takie losowe miejsce potrafi sprawić, by moje żałosne wspomnienia z przed przeprowadzki powróciły w tak szybkim tempie. To jak bardzo tęsknię za tym co już nigdy nie wróci sprawia, że znowu zamykam się w swoich szczelnych myślach, jak w jakiejś pułapce, czy samotnym więzieniu, z którego nie potrafię uciec. 

Rodzina.

Rodzina składająca się z dwóch kochających się dorosłych oraz ich zawsze szeroko uśmiechniętych dzieci. 

Wspierająca się rodzina, która do końca życia pozostała w tym samym składzie co na początku. Niby normalne, a jednak jak odległe uczucie, czyż nie?

Od dobrych paru lat, muszę liczyć głownie na siebie samą. Nie mam rodzeństwa, a o połowie mojej rodziny nie mam nawet najmniejszego pojęcia. Mama odkąd została sama nie jest w stanie zaopiekować się mną tak, jakbym tego potrzebowała, tym bardziej teraz, po przeprowadzce. 

Wmawiam sobie, że nie potrzebuję taty, ani jego wsparcia, ale szczerze, kogo ja próbuję tym oszukać. Siebie? 

Każde dziecko chciałoby otrzymywać tyle samo miłości od mamy jak i od ojca, jednakże dla niektórych jest to zupełnie normalne, a dla innych to jedynie błahe marzenie, pożądanie, które najprawdopodobniej nigdy nie zostanie spełnione. 

Nawet jeśli moja rodzicielka by sobie kogoś znalazła, nie wierzę w to, że mój nowy ojczym byłby w stanie zagoić moje nadal świeże, a jednak stare rany. 

Dzieci podbiegły do swoich rodziców, gdy zauważyły przyjeżdżającą lodziarnię na kółkach, która akurat zatrzymała się obok nas. Ta charakterystyczna słodka melodia z budki sprawiła, że na chwilę cofnęłam się do mojego dzieciństwa. Nie mogę uwierzyć, że tu w Filadelfii, tak dobrze znane mi lodziarnie na czterech kołach również wydają taki sam dźwięk jak w moim rodzinnym Greenstown. 

Z dumą patrzyłam jak rodzice dali dzieciom swoje drobne, by te mogły kupić sobie po lodzie. To byłam dosłownie ja jakieś dziesięć lat temu błagająca mamę o kasę, którą dzięki moim maślanym oczkom zawsze otrzymywałam.

Również skusiliśmy się na coś słodkiego i zamówiliśmy po świderku, po czym poszliśmy dalej. Naprawdę dobrze się bawiłam w ich towarzystwie, a najlepiej nie wracałabym w ogóle do domu, by jak najdłużej móc cieszyć się tą rozkoszną chwilą.

Gdy tak sobie szliśmy, zauważyliśmy przed nami Jamesa, który o dziwo był sam, bez tych swoich dziwnych znajomych. Modliłam się by przeszedł bez słowa i nie robił mi żadnych problemów, ale czy moje modlitwy były skuteczne? Oczywiście, że nie. 

Gdy tylko mnie ujrzał gwałtownie się zatrzymał i ze zmieszaną miną rzekł: -Hej...Emma. Możemy pomówić?-

Ava przeskanowała go swoim ostrym wzrokiem, bo oczywiście o wszystkim się dowiedziała. 

Miłość na widokuWhere stories live. Discover now